Średnie oprocentowanie lokat bankowych w Polsce to - według najnowszych danych Narodowego Banku Polskiego - ok. 0,09-0,13 proc. dla niemal wszystkich okresów. Wyjątkiem są lokaty na powyżej miesiąca, do trzech miesięcy włącznie, gdzie ta średnia - windowana m.in. przez promocyjne lokaty kwartalne w niektórych bankach - sięga 0,29 proc. Nadal jednak to po prostu słabo, mizernie. A rynku nie brak lokat nie choćby na te 0,10, 0,20 czy 0,30 proc., ale np. na 0,01, 0,02 czy 0,05 proc. Niektóre banki wręcz okroiły swoją ofertę depozytową, nie proponując w ogóle lokat na aż tak symboliczny procent.
Oprocentowanie lokat bankowych jest silnie uzależnione od wysokości stóp procentowych w kraju. Te są obecnie na rekordowo niskim poziomie - referencyjna stawka wynosi od maja 2020 r. zaledwie 0,10 proc. Ale właściwie - co to oznacza i jaki występuje tu związek?
Banki pieniądze, które mają do dyspozycji, mogą oczywiście przeznaczyć na akcję kredytową. Czyli - pożyczyć np. klientom indywidualnym, firmom czy innych instytucjom, samorządom itp. Co jednak, gdy tych środków mają za dużo i nie chcą albo nie są w stanie pożyczyć wszystkiego? Jednym z głównych sposobów, żeby zarobić na nich choć trochę, jest w takiej sytuacji nabycie bonów pieniężnych emitowanych przez Narodowy Bank Polski. Ich oprocentowanie to właśnie stopa referencyjna. Innymi słowy - stopa referencyjna to minimum, które może zarobić bank na kapitale, jeśli nie decyduje się pożyczyć go klientom (czy np. nabyć obligacje skarbowe).
Z tego punktu widzenia, skoro pewny dla banków zysk z kapitału to 0,10 proc., to byłoby nielogiczne, gdyby pozyskiwały go od klientów po wyraźnie wyższej cenie. Mogą mieć ku temu czasem pewne powody (np. sprzedażowe) i stąd promocyjne oprocentowania lokat na kilka miesięcy np. na 2 czy 3 proc., ale długoterminowo takie warunki lokat byłyby sprzeczne z interesami banku. Ewentualnie - świadczyłyby o jego poważnych problemach płynnościowych, skoro tak desperacko, "nierynkowo" licytowałby w walce o środki klientów.
Przy okazji - wraz ze stopami w dół idzie także oprocentowanie kredytów. Tymczasem dla stabilności banków ważne jest utrzymanie odpowiedniej tzw. luki odsetkowej, czyli różnicy między oprocentowaniem kredytów i depozytów. Banki nigdy nie były i nie będą instytucjami charytatywnymi i nie będą oferować na lokatach więcej niż powinny. Ale w obecnej sytuacji rekordowo niskich stóp procentowych uderzających w ich rentowność, taka postawa tym bardziej jest zdecydowanie wykluczona.
Cechą polskiego sektora bankowego jest jednak sytuacja dokładnie odwrotna - nie problemy z płynnością, ale właśnie tzw. nadpłynność. Najprościej rzecz ujmując - jest w nim więcej pieniędzy niż banki potrzebują do prowadzenia akcji kredytowej.
Jakkolwiek więc brutalnie to zabrzmi - nie muszą więc (jako cały sektor, bo mogą być pojedyncze sytuacje) specjalnie rywalizować o nasze oszczędności. Nie mają potrzeby kuszenia nas wysokim oprocentowaniem depozytów. Tym bardziej - co pokazuje choćby ostatni rok - klienci niekoniecznie "głosują nogami" i w "proteście przeciw niemal zerowym odsetkom z lokat odchodzą z banków ze swoimi pieniędzmi. Raczej - nie zakładają lokat, ale wciąż trzymają je np. na kontach osobistych. Wiele wskazuje więc na to, że gdy nawet stopy procentowe w Polsce wreszcie pójdą w górę, to banki dostosują oczywiście oprocentowanie lokat do nowej sytuacji, ale wciąż o nasze oszczędności nie będą się, niestety dla nas, zabijać.
Nadpłynność w sektorze bankowym w Polsce utrzymuje się od lat. Trzymamy w bankach mnóstwo pieniędzy, napływa do nas kapitał z zagranicy, także w formie środków unijnych, dodatkowo w 2020 r. mieliśmy do czynienia z wielomiliardowym napływem do sektora środków z tarcz antykryzysowych.
Ba, słychać coraz częstsze głosy z sektora, że w niektórych przypadkach duże oszczędności trzymane w banku to dla instytucji po części wręcz kłopot i koszt. Choćby w "Raporcie o sytuacji banków" opublikowanym przez Związek Banków Polskich można przeczytać, że wskutek obniżki dochodów odsetkowych od kredytów (właśnie na skutek rekordowo niskich stóp procentowych w kraju) konieczne może być coraz szersze wpro-wadzanie przez bank opłat "za utrzymywanie znaczących środków na rachunku bankowym".
Dość szerokim echem odbiły się też niedawne wypowiedzi wiceprezesa Związku Banków Polskich, dra Tadeusza Białka, który porównywał banki do przechowalni pieniędzy wskazując, że w przechowalniach opłaty raczej nie dziwią. - Klienci często nie zdają sobie z tego sprawy, ale utrzymywanie depozytów o bardzo dużej wartości, zwłaszcza w walutach obcych, prowokuje dla banków bardzo duże koszty. Są one związane z utrzymywaniem odpowiedniego poziomu składek na Bankowy Fundusz Gwarancyjny, rezerwy obowiązkowej czy koniecznością płacenia podatku bankowego, który naliczany jest od aktywów - mówił dr Białek w rozmowie z portalem wnp.pl.