Inflacja najwyższa od 20 lat. 6 proc. jeszcze w tym roku? Ekonomista: jest na to szansa [WYKRES DNIA]

Mikołaj Fidziński
- Inflacja, którą teraz obserwujemy, tak naprawdę swój początek miała w latach 2017-2019. Mieliśmy wówczas szybki wzrost gospodarczy, spadek oszczędności gospodarstw domowych - więc wysokie wydatki konsumpcyjne, i szybką dynamikę wynagrodzeń. Pandemia ten trend zahamowała tylko krótkotrwale. Teraz trochę wygląda to tak, że wciskamy przycisk "play" i patrzymy, co dzieje się dalej - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marcin Kujawski, ekonomista banku BNP Paribas. Jak wynika z szybkiego szacunku GUS, w sierpniu inflacja w Polsce wyniosła 5,4 proc. rok do roku, najwięcej od ponad 20 lat.
Zobacz wideo Stopy procentowe w górę? Iwuć: Wyższa inflacja jest korzystna dla rządu

Mikołaj Fidziński, next.gazeta.pl: Inflacja CPI w sierpniu wyniosła 5,4 proc. w skali roku - podał we wtorek GUS. To najwięcej od 20 lat. Jakie ekonomiści BNP Paribas mają prognozy na kolejne miesiące? Zobaczymy na "liczniku" inflacji szóstkę z przodu?

Marcin Kujawski, ekonomista BNP Paribas, Departament Analiz Ekonomicznych i Sektorowych: Spodziewamy się wysokiej dynamiki cen konsumpcyjnych do końca roku. Czy osiągniemy poziom 6 proc.? Jest na to szansa. Dużo będzie zależeć od cen żywności, które w sierpniu były głównym zaskoczeniem. Zazwyczaj w tym miesiącu mamy do czynienia z sezonowym znaczącym spadkiem cen. W tym roku wyglądało to jednak inaczej. To zaskoczenie poziomem inflacji w zeszłym miesiącu, w porównaniu z konsensusem rynkowym, wynikało właśnie z tego czynnika.

Jeżeli kolejne miesiące również zaskakiwałyby "in plus" to możliwe jest, że inflacja dotrze w tym roku do poziomu 6 proc.

embed

A jeśli chodzi o kolejne lata? Jakie ekonomiści BNP Paribas widzą tu czynniki proinflacyjne albo antyinflacyjne? 

Spodziewamy się wyhamowania inflacji w przyszłym roku, ale uważamy, że pozostanie ona w granicach 3-4 proc., pewnie bliżej tej górnej granicy. Wydaje się, że tzw. czynniki podażowe będą działać dezinflacyjnie - zwłaszcza ceny paliw, jeżeli nie będzie widać systematycznego, dalszego wzrostu cen ropy naftowej. W tym momencie jest to czynnik mocno proinflacyjny, dodający obecnie pewnie ok. 1,5 pp. do odczytu inflacji CPI.

Uważamy jednak, że inflacja bazowa [po wyłączeniu cen żywności i energii; pozwala pokazać bardziej fundamentalne trendy inflacyjne w gospodarce i dlatego jest kluczowy dla kształtowania polityki pieniężnej NBP - red.] będzie dość lepka i będzie pozostawała prawdopodobnie blisko 3,5 proc. To nie pozwoli inflacji CPI powrócić do 2,5 proc., czyli środka pasma wahań celu inflacyjnego NBP.  

Czynnikiem, który inflację bazową będzie napędzać, jest dobra sytuacja na rynku pracy i wynikająca z tego wysoka dynamika wynagrodzeń. Na ten moment jest ona jeszcze w pewnym stopniu podbijana przez efekty bazy, czyli porównywanie się do pandemicznego 2020 r. Sądzimy jednak, że i bez tego czynnika będzie ona pozostawała wysoka, pewnie w okolicach 7-8 proc. Jest to zgodne z projekcjami NBP. Biorąc to wszystko pod uwagę sądzimy, że nie ma za dużej przestrzeni, aby inflacja bazowa wyraźnie wyhamowała. Czynniki administracyjne - typu wywóz śmieci - mogą odgrywać mniejszą rolę, ale nie pozwoli to w naszej ocenie inflacji bazowej powrócić poniżej 3 proc. do końca 2022 r.

Widzicie czynniki proinflacyjne w Polskim Ładzie albo Krajowym Planie Odbudowy? Polski Ład ma mieć pozytywny wpływ na poziom wynagrodzeń netto dla większości podatników. To może podbić popyt konsumpcyjny, a w konsekwencji poziom cen. Słyszę też opinie, że wyższe obciążenia podatkowo-składkowe dla części przedsiębiorców mogą być przerzucane na konsumentów.

Ciężko tu wyrokować i cokolwiek jednoznacznie określić, bo wciąż mówimy o planach, a nie o konkretach. Widać jednak pewne ryzyko inflacyjne z tym związane. Polski Ład ma wspierać dochody dużej grupy Polaków, więc wynikająca z tego wyższa konsumpcja może oddziaływać w kierunku wyższej inflacji. Również rosnące koszty pracy w przypadku jednoosobowych działalności gospodarczych, chociażby z sektora usług, mogą oddziaływać inflacjogennie. 

Jeśli chodzi o Krajowy Plan Odbudowy, to być może krótkoterminowo również może on być inflacjogenny. Jeżeli faktycznie doprowadziłby do szybkiego wzrostu inwestycji, to zapewne spowoduje to wzrost zapotrzebowania na surowce, materiały itd., na co już teraz popyt jest bardzo duży i gdzie już teraz widzimy wąskie gardła podażowe. 

Długoterminowo KPO powinien jednak oddziaływać w kierunku niższej inflacji, bo ma zwiększać potencjał polskiej gospodarki. 

Co ciągnie dzisiejszą inflację do góry? Wśród ekonomistów, także członków Rady Polityki Pieniężnej, mamy trochę dysonans ocen. Górą w RPP na razie są członkowie którzy uważają, że głównie mamy do czynienia z szokami podażowymi, na które polityka pieniężna nie ma wpływu. Jest jednak i grupa ekspertów obawiających się narastającej presji popytowej. 

Opinie o przejściowości inflacji nie jest wygłaszana tylko przez RPP, ale też przez wiele innych banków centralnych, na czele z amerykańskim Fedem. 

Do pewnego stopnia mamy do czynienia z czynnikami podażowymi ze względu na to, że wybuch pandemii poturbował łańcuchy dostaw. Trzeba jednak także pamiętać o gwałtownym odrodzeniu globalnego popytu. Jeśli chodzi o produkcję przemysłową na świecie, to jej wyniki są lepsze niż trend przedpandemiczny. To samo widzimy w przypadku portów przeładunkowych - przepustowość w nich jest powyżej trendu sprzed pandemii. To wskazuje raczej na bardzo silny popyt niż ograniczenia podażowe.

Wydaje się, że tłumaczenie się wyłącznie czynnikami podażowymi mogło mieć rację bytu na samym początku pandemii - wiosną 2020 r. Od lata ubiegłego roku wydaje się, że to popyt odgrywa coraz większą rolę. 

Natomiast pytanie, jak trwały będzie to popyt. Gospodarstwa domowe zostały zmuszone, by przekierować swoje wydatki z usług na towary, i to się zdecydowanie zrealizowało. Ale pytanie, czy to może trwać wiecznie. Przesunęliśmy w czasie wydatki konsumpcyjne na towary. To może oznaczać, że w kolejnych miesiącach i kwartałach popyt będzie słabszy i presja cenowa może słabnąć. 

Pewnie przychylalibyśmy się do opinii, że w kolejnych miesiącach presja wynikająca z wyższych cen materiałów, surowców czy dostaw będzie w jakimś stopniu wygasała. 

Premier Morawiecki czy prezes NBP Adam Glapiński przekonują, że najważniejsze, żeby tempo wzrostu wynagrodzeń było wyższe od inflacji. W opinii części ekonomistów takie stawianie sprawy grozi ryzykiem nakręcania spirali płacowo-cenowej. Analitycy BNP Paribas też się tego obawiają?

Każdy komentarz, który może odkotwiczać oczekiwania inflacyjne, może sprawiać, że inflacja w dłuższym terminie będzie wyższa. Na ten moment chyba nic niepokojącego, jeżeli chodzi o oczekiwania inflacyjne, się nie dzieje - przynajmniej tak wynika z badań ankietowych GUS. Natomiast najlepszym odzwierciedleniem tych oczekiwań są nie badania ankietowe, ale dynamika wynagrodzeń. To ona będzie determinowała, jaką inflację w Polsce zobaczymy.

Trzeba pamiętać, że inflacja, którą teraz obserwujemy, tak naprawdę swój początek miała w latach 2017-2019. Mieliśmy wówczas szybki wzrost gospodarczy, spadek oszczędności gospodarstw domowych - więc wysokie wydatki konsumpcyjne, i szybką dynamikę wynagrodzeń. Pandemia ten trend zahamowała tylko krótkotrwale. Teraz trochę wygląda to tak, że wciskamy przycisk "play" i patrzymy, co dzieje się dalej. Patrząc na sytuację na rynku pracy należy oczekiwać, że tempo wzrostu wynagrodzeń będzie pozostawać wysokie, a to będzie nam podbijać inflację. Dlatego uważamy, że inflacja bazowa, czyli najważniejszy z punktu widzenia polityki pieniężnej komponent inflacji CPI, będzie pozostawała wysoka i będzie przekraczała przynajmniej 3 proc. w 2022 r.

Co ze stopami procentowymi? Kiedy mogą one pójść w górę i w dłuższym terminie do jakiego poziomu mogą wzrosnąć? W kontekście obecnego boomu na kredyty mieszkaniowe pojawiają się alarmy, że duży i szybki wzrost stóp - a w efekcie rat kredytów - może być problemem dla części kredytobiorców. 

Nasz scenariusz bazowy zakłada podwyżkę stopy referencyjnej NBP o 15 punktów bazowych [0,15 pp. - red.] w listopadzie br. Zapewne prawdopodobieństwo tego ruchu przez RPP jest bliższy 50 proc. niż stu - widzimy wypowiedzi członków RPP, które nie są specjalnie jastrzębie. 

W ostatnich tygodniach jednak wypowiedzi te wskazywały  na możliwość podwyżki w listopadzie. Wydaje nam się, że do tego czasu zostanie zbudowana większość wśród członków RPP za takim ruchem [podczas ostatniego posiedzenia w lipcu br. za podwyżką o 15 pb. głosowało trzech członków RPP - Kamil Zubelewicz, Eugeniusz Gatnar i Łukasz Hardt - zaś pozostała siódemka była przeciw - red.]. Kolejne tygodnie będą nam dawały coraz więcej odpowiedzi, czy z tym prawdopodobieństwem spadamy poniżej 50 proc. i przestaje być to naszym scenariuszem bazowym, czy to prawdopodobieństwo rośnie. W tym kontekście już posiedzenie 8 września będzie dość istotne - czy prezes Glapiński podkreśli wagę listopadowej projekcji inflacji NBP  czy narracja, że podwyżka stóp jest mało prawdopodobna, zostanie podtrzymana.

Jeśli chodzi o końcową, długoterminową referencyjną stopę procentową NBP, do której możemy dotrzeć, to wydaje się, że poziom sprzed pandemii [1,5 proc. - red.] jest na ten moment - patrząc na to, co dzieje się na świecie - absolutnym maksimum. Nie sądzimy, aby stopy powróciły do poziomu sprzed pandemii w następnych 18, może 24 miesiącach - a pewnie to jest taki okres, w którym możemy z jakąś większą dozą prawdopodobieństwa coś przewidywać. 

Sądzimy jednak, że na jednej, listopadowej podwyżce stóp, się nie skończy i pewnie poziom 1 proc. referencyjnej stopy procentowej w perspektywie półtora roku jest możliwy do osiągnięcia. Oczywiście warunkiem jest to, że sytuacja gospodarcza Polski będzie się toczyła zgodnie z naszymi prognozami czy prognozami konsensusu rynkowego, który generalnie jest dość optymistyczny.

Więcej o: