Rada Polityki Pieniężnej nie zaskoczyła i pozostawiła podczas środowego posiedzenia stopy procentowe na niezmienionym poziomie. Tym samym główna, referencyjna stopa nadal wynosi 0,10 proc.
Poziom stóp w kraju ma bezpośredni wpływ na poziom rynkowe stawki WIBOR 3M. Ta z kolei jest bazą oprocentowania przygniatającej większości kredytów mieszkaniowych w złotych. Słowem - brak zmian stóp procentowych oznacza, że w zasadzie nie zmienia się oprocentowanie kredytów, a tym samym - poziom rat.
"W zasadzie", bo pod koniec sierpnia rynek zaczął delikatnie bardziej stawiać na wzrost stóp i WIBOR 3M poszedł w górę z 0,21 proc. do 0,24 proc. Ale to w perspektywie kilku miesięcy (oprocentowanie kredytów jest uaktualniane z opóźnieniem) oznacza podwyżkę raty zwykle raptem o kilka złotych.
Co jednak w sytuacji, gdyby cykl podwyżek stóp przez RPP w końcu się rozpoczął? Raty kredytów pójdą w górę, choć oczywiście skala tych wzrostów zależeć będzie od kilku czynników - np. od wysokości kredytu, długości okresu spłaty, ale także tego, w jakim tempie czy w jakim momencie okresu spłaty kredytu stopy będą rosnąć.
Rata modelowego kredytu na 250 tys. zł na 25 lat, zaciągniętego na początku 2016 r. przy oprocentowaniu marża 2,30 proc. plus WIBOR 3M, wynosi dziś ok. 1153 zł. Można przyjąć, że każda podwyżka stóp o 0,25 pp. (i zakładając, że o tyle samo idzie w górę WIBOR 3M), oznacza ratę wyższą o ok. 26 zł. Zatem przy podwyżce stóp o 0,25 pp. rata wzrosłaby do ok. 1179 zł, przy podwyżce o 0,50 pp. do ok. 1205 zł. Stopy wyższe o 1 pp. od dzisiejszych to rata ok. 1256 zł, o 1,5 pp. ok. 1309 zł, o 2 pp. ok. 1362 zł.
Oczywiście kredytobiorcy z tyłu głowy powinni mieć także ryzyko dużo gorszych z ich punktu widzenia scenariuszy. Przykładowo, stopy wyższe od obecnych o 4 pp. to rata ok. 1580 zł (wyższa o blisko 430 zł niż obecnie), a o 6 pp. to rata ok. 1815 zł (czyli o ponad 660 zł wyższa). Choć zdecydowanie należy mieć świadomość, że raty kredytów mieszkaniowych mogą w perspektywie często kilkunastu czy kilkudziesięciu lat ich spłaty drastycznie rosnąć, to wydaje się jednak, że w przynajmniej w horyzoncie kilku najbliższych kwartałów nie jest to bardzo realna groźba dla kredytobiorców.
Jeśli chodzi o końcową, długoterminową referencyjną stopę procentową NBP, do której możemy dotrzeć, to wydaje się, że poziom sprzed pandemii [1,5 proc. - red.] jest na ten moment - patrząc na to, co dzieje się na świecie - absolutnym maksimum. Nie sądzimy, aby stopy powróciły do poziomu sprzed pandemii w następnych 18, może 24 miesiącach - a pewnie to jest taki okres, w którym możemy z jakąś większą dozą prawdopodobieństwa coś przewidywać
- mówił podczas niedawnej rozmowy z Gazeta.pl Marcin Kujawski, ekonomista banku BNP Paribas. Wskazywał jednak, że "pewnie poziom 1 proc. referencyjnej stopy procentowej w perspektywie półtora roku jest możliwy do osiągnięcia" pod warunkiem braku negatywnych zdarzeń dla sytuacji gospodarczej Polski.
Na razie ewentualne obawy kredytobiorców o mocny wzrost ich rat powinny zostać odłożone na bok. RPP nie widzi bowiem potrzeby podwyżki stóp procentowych.
Część ekonomistów uważa, że taki ruch byłby wskazany m.in. z powodu najwyższej od 20 lat inflacji oraz inflacjogennych czynników na horyzoncie - m.in. dobrej sytuacji na rynku pracy, co w połączeniu ze wzrostem dochodów do dyspozycji wielu gospodarstw domowych wskutek obniżki podatków (w ramach Polskiego Ładu) może bardzo mocno ciągnąć popyt konsumpcyjny w kraju, a wraz z nim poziom cen. Zresztą także lipcowa projekcja NBP wskazuje, że inflacja w 2022 i 2023 r. będzie w górnych poziomach pasma wahań celu inflacyjnego (wynosząc kolejno 3,3 i 3,4 proc.).
Inną optykę ma jednak większość członków RPP, w tym jej przewodniczący i prezes NBP Adam Glapiński. Obecną inflację uważa on za przejściową i wiedzioną przez czynniki, na które polityka pieniężna banku centralnego nie ma wpływu. Glapiński obawia się za to, że podwyżki stóp mogłyby zaburzyć popandemiczny wzrost gospodarczy w kraju. Chciałby też poczekać z decyzjami na moment, kiedy będzie miał pewność, że zagrożenia gospodarcze związane z pandemią już minęły.
RPP wzoruje się w swoich działaniach na dużych bankach centralnych - m.in. amerykańskim Fedzie czy Europejskim Banku Centralnym. Ma inne spojrzenie niż dwa kraje w naszym regionie, które podjęły już decyzje o rozpoczęciu cyklu podwyżek stóp. Mowa o węgierskim i czeskim banku centralnym. W ostatnich niespełna trzech miesiącach pierwszy zaordynował już trzy podwyżki, drugi dwie. Na Węgrzech referencyjna stawka poszła w tym czasie w górę z 0,6 do 1,5 proc., zaś w Czechach z 0,25 proc. do 0,75 proc. Oba banki centralne robią to m.in. w nadziei na zbicie inflacji i oczekiwań inflacyjnych.
To, kiedy stopy procentowe mogą pójść w górę, jest obiektem wielu spekulacji ekonomistów. Można powiedzieć, że podzielili się oni na dwa obozy. Jeden uważa, że cykl podwyżek rozpocznie się już w listopadzie br., po kolejnej projekcji inflacyjnej NBP. Drugi - że bardziej prawdopodobne są podwyżki już w 2022 r., zapewne w jego pierwszej połowie.
Ostatnio nieco głośniej jest jednak także o trzeciej możliwości - a mianowicie, że RPP nie zdecyduje się na podwyżki stóp nawet w 2022 r. Zgodnie z prognozą ekonomistów Credit Agricole, cykl zacieśniania polityki pieniężnej rozpocznie się dopiero w pierwszym kwartale 2023 r.