Premier Mateusz Morawiecki przekonuje, że Polski Ład będzie korzystny dla większości Polaków. Część osób może jednak na nowych przepisach całkiem sporo stracić.
Przepisy przewidują bowiem pełne "ozusowanie" umów zleceń. W praktyce może to oznaczać, że miesięczne wynagrodzenie "na rękę" spadnie o ok. 400-500 zł.
Zmiana przepisów może sprawić, że umowa o pracę zyska na popularności. Zysku z zatrudniania "na zlecenie" bowiem już nie będzie. - Pracodawcom przestanie się to opłacać, więc zaczną przechodzić na etat lub spróbują wykorzystać umowy o dzieło - wyjaśnia w rozmowie z Business Insiderem Oskar Sobolewski z Instytutu Emerytalnego.
Przyznaje jednocześnie, że obniżenie wynagrodzenia o 400, 500, 600 zł może być z pewnością odczuwalne. - Dziś zleceniobiorcy mogą się denerwować, że zarobią mniej. Ale to są ci sami ludzie, którzy za jakiś czas byliby pierwsi do narzekania, że państwo ich okrada na wysokości emerytury - ocenia.
Przyznaje jednocześnie, że o ile sam pomysł na wprowadzenie składek również dla pracujących na umowy cywilnoprawne jest dobry, to czas wejścia w życie przepisów nie jest najlepszy. - Jesteśmy w kryzysie - zauważa.
"Ozusowanie" nie dotknie pracujących na podstawie umów "o dzieło". Zmianami mają być jedyni pracujący w ramach umów zleceń. Eksperci oceniają, że w Polsce w tej formie zatrudnionych jest około miliona osób.
Wprowadzenie w życie nowych przepisów byłoby realizacją postulatu, który Prawo i Sprawiedliwość wnosi od lat. - Oskładkowanie umów zleceń to jest jeden z projektów, który ma być wdrożony w życie. Dzisiaj mamy te umowy oskładkowane do minimalnego wynagrodzenia. Chcemy, żeby wszyscy w tym zakresie płacili składki, czyli żeby nastąpiło wyrównanie wszystkich szans - tłumaczył już w 2019 r. Stanisław Szwed, ówczesny wiceminister pracy. Zapowiedział uszczelnienie umów o dzieło, "żeby nie było omijania prawa, że umowa o pracę staje się umową o dzieło, a to nie jest o dzieło" - wyjaśniał.