Wzrost cen w energetyce to jeden z głównych tematów w Europie w ostatnich tygodniach. Drożeje prąd, między innymi przez wysokie ceny gazu ziemnego (w Polsce pozostają też "stare" przyczyny drogiej energii elektrycznej, jak uzależnienie od węgla przy rosnących cenach uprawnień do emisji CO2). Według szacunków think tanku Ember, w Wielkiej Brytanii za aż 86 proc. wzrostu cen prądu odpowiada droższy gaz.
Nie pozostaje to bez wpływu na konsumentów. U nas PGNiG ogłosił podwyżkę taryfy dla gospodarstw domowych (już trzecią w tym roku) - od października rachunki za gaz wzrosną o kilka procent, w zależności od tego, do czego wykorzystujemy gaz w domu. Najmocniej wyższą taryfę odczują ci, którzy stosują to paliwo także do ogrzewania w domu - przeciętnie będą płacić o 13,76 złotych miesięcznie więcej.
Gospodarstwa domowe będą płacić więcej za gaz nie tylko w Polsce. W Wielkiej Brytanii także będzie podwyżka, i także od przyszłego miesiąca. Rachunki mają tam wzrosnąć o około 12-13 proc. Jak wszędzie, najmocniej dotknie to najuboższe rodziny, dla których wydatki na energię związaną z utrzymaniem domu stanowią największą część dochodów.
I to wcale nie musi być koniec, bo kolejna podwyżka może dotknąć brytyjskich konsumentów wiosną przyszłego roku, kiedy będzie mieć miejsce przegląd górnych limitów cen, ustalanych centralnie - w Wielkiej Brytanii rynek gazu jest także regulowany. W rządzie Borisa Johnsona mają pojawiać się pomysły jakiejś formy wsparcia dla najbiedniejszych mieszkańców.
Regulacja rynku ma jeszcze jeden skutek - dostawcy gazu i ciepła nie mogą przerzucać swoich wyższych kosztów zakupu surowca w takim stopniu, w jakim chcieliby to robić. Wpadają więc w problemy finansowe. Pojawiły się pierwsze upadłości, klientów firm, które zbankrutowały, ktoś musi obsługiwać i największe firmy z branży, które mogłyby to zrobić, chcą od rządu wsparcia. Według doniesień, taka warunkowa pomoc nie byłaby wykluczona.
Drogi gaz ma jeszcze jeden, nieco zaskakujący efekt.
Pierwsze, najszybciej, odczuły to duże firmy, które potrzebują surowca do produkowania np. nawozów sztucznych. Jedna z nich, CF Industries, potentat ze Stanów Zjednoczonych, w ubiegłym tygodniu bezterminowo zawiesił produkcję w swoich dwóch brytyjskich zakładach. Produktem ubocznym wytwarzania nawozów jest dwutlenek węgla potrzebny w przemyśle spożywczym - przy produkcji mięsa (podczas uboju zwierząt), pakowaniu próżniowym świeżych produktów, transporcie (suchy lód) i produkowaniu napojów gazowanych. Wspomniane zakłady zaspakajają 60 proc. brytyjskiego zapotrzebowania na CO2. Brytyjskie stowarzyszenie przetwórców mięsa w piątek ostrzegało, że ma zapasy tylko na dwa tygodnie.
Kryzysu żywnościowego - przynajmniej z tego powodu - raczej nie będzie. We wtorek (21 września) rząd Wielkiej Brytanii porozumiał się z CF Industries. Firma wznowi produkcję, ale nie tak po prostu - władze obiecały wsparcie finansowe. Umowa ma działać przez trzy tygodnie, to czas potrzebny na ustabilizowanie się cen gazu - na to w każdym razie liczą Brytyjczycy. Ale rozwiązano tylko jeden problem: podaży. Jest jeszcze jeden, z którym brytyjscy producenci żywności będą musieli się liczyć - i podkreślał to w środę rano sekretarz (odpowiednik ministra) ds. środowiska George Eustice w rozmowie ze Sky News. Jego zdaniem cena może wzrosnąć z 200 do około 1000 funtów za tonę, czyli o 500 proc.
Wielka Brytania ma jeszcze jeden, zupełnie niezwiązany z cenami gazu problem z żywnością. Półki sklepowe świecą gdzieniegdzie pustkami, bo nie ma komu pracować przy rozwożeniu towarów. Niedobory pracowników w transporcie związane są z pandemią koronawirusa i brexitem - potencjalnym pracownikom z UE trudniej jest znaleźć zatrudnienie na Wyspach.
Ceny gazu wzrosły - podobnie jak ceny innych surowców - po tym, jak gospodarki po zakończeniu pandemicznych lockdownów zaczęły pracować pełną parą. Rozgrzane gospodarki potrzebują więcej surowców i więcej paliw - a ich wydobycie i produkcja nie nadąża za tym popytem. Ogromne potrzeby ma Azja, która za LNG płaci najlepiej.
W Europie dochodzi do tego jeszcze jeden wątek - Rosja zapewnia mniejsze niż zwykle dostawy surowca. We wtorek interweniowała w tej sprawie nawet Międzynarodowa Agencja Energii, która wezwała Moskwę do zwiększenia przesyłu. Pojawiają się głosy ze strony europejskich polityków przekonanych, że rosyjski upór jest związany z Nord Stream 2. Gazociąg, przeciwko któremu protestuje m.in. Polska, ma dostarczać surowiec z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku. Jest już w zasadzie ukończony, Gazprom chciałby, by zaczął działać w przyszłym tygodniu, ale do tego musi dostać jeszcze certyfikację - niemiecką i unijną.