Na konferencji prasowej 20 września, zorganizowanej przez europosła Solidarnej Polski Patryka Jakiego, zaprezentowany został raport na temat salda transferów finansowych między Unią Europejską a Polską. Raport na ten temat został przygotowany przez prof. Zbigniewa Krysiaka ze Szkoły Głównej Handlowej oraz prof. Tomasza Grosse z Uniwersytetu Warszawskiego. Z ich wyliczeń wynika, iż w latach 2004-2020 Polska na obecności w UE straciła 535 mld zł.
Na pierwsze głosy krytyki co do jakości raportu Patryk Jaki odpowiadał "Skonfrontujcie dane. Tak jest jednak trudniej… niż 'walić po twarzy'". Ekonomiści przyjęli rzuconą przez europosła rękawicę i - niestety dla niego i autorów raportu - konfrontacja nie wypada szczególnie pozytywnie.
I to mimo, że z pełną treścią raportu zapoznać się było bardzo trudno. Przez ponad trzy doby od konferencji nie został on opublikowany przez Patryka Jakiego (zrobił to dopiero w czwartek 23 września). W środę pojawił się na stronie "Tygodnika Solidarności" tysol.pl, by po kilku godzinach zniknąć. Poszukiwania w wyszukiwarce Google także nie są łatwe. Niemniej "w internecie nic nie ginie" i raport da się pobrać.
Wyliczenia z raportu pod lupę wziął m.in. Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu" i dyrektor platformy analitycznej SpotData. Wniosek?
Przyznam, że jestem zaskoczony liczbą błędów i (celowych?) przeinaczeń w nim zawartych, mimo że praca była przygotowana przez pracowników naukowych. Momentami raport wygląda na losowy generator liczb – wyliczenia są oderwane od rzeczywistości ekonomicznej. To jest nie tylko zbiór błędnych argumentów, ale też pomyłek obliczeniowych
- pisze Morawski. Dodaje, że żaden z autorów raportu "nie jest makroekonomistą i niestety praca na to wskazuje".
Jakie błędy wypomina ekonomista?
Po pierwsze, są to proste błędy obliczeniowe w Excelu, wskazujące na niezrozumienie sensu danych makroekonomicznych. Po drugie, są merytoryczne pominięcia i opuszczenia, wskazujące już raczej na złą wolę. Po trzecie, i najważniejsze, jest to metodologiczny błąd, polegający na wykorzystaniu bilansu płatniczego jako miernika korzyści z integracji gospodarczej
- komentuje Morawski.
Jako przykład podaje wyliczenia wskazujące, że bilans płatniczy Polski (czyli, jak tłumaczy Morawski, zestawienie wszystkich transakcji z tytułu dochodów, transferów i inwestycji między Polską a światem) na koniec 2020 r. wykazuje, według wyliczeń z raportu, 100 mld zł. Problem w tym, że zgodnie z ekonomicznymi prawidłami, saldo bilansu płatniczego zawsze wynosi zero. Do tego autorzy raportu powinni odjąć saldo inwestycji od salda dochodów, a tymczasem - dodali je do siebie. Na to samo uwagę zwrócił też Marcin Zieliński, ekonomista FOR.
Choć Morawski pisze, że wskazany błąd nie jest kluczowy z punktu widzenia argumentacji autorów raportu, to wskazuje, że "jest jednak wpadką tak istotną, że podważa zaufanie do tego, czy autorzy rozumieją podstawowe relacje ekonomiczne, przepływy w ramach bilansu płatniczego i ich znaczenie".
Dla ekonomisty to jest jak 2+2=4, a autorzy napisali, że 2+2=0. Czy możemy więc im ufać w tych fragmentach, gdzie obliczenia są bardziej skomplikowane
- pyta ekonomista.
Morawski nie zgadza się też z wyliczeniem, jakoby skumulowane saldo przepływów między Polską a UE (budżet UE + transfery zysków firm z UE + saldo obrotów towarowych) w latach 2004-2020 wyniosło 680 mld zł na minusie. Jak pisze, gdyby skorygować te kalkulacje o błędy, które znalazł, wykazywałyby one nie deficyt 680 mld zł, ale nadwyżkę około 100 mld zł (z przedziałem od 50 do 150 mld zł).
O jakie błędy chodzi? Choćby o ujęcie zysków reinwestowanych w Polsce jako odpływu kapitału z Polski. Albo — uwzględnienie w kalkulacjach dotyczących handlu wyłącznie salda towarów, a zignorowanie salda usług. Albo — zaliczenie do odpływu zysków do UE środków, które są zyskami firm spoza Unii (korzystających z optymalizacji podatkowej).
Podobne wątpliwości — dotyczące m.in. podejścia do reinwestowanych zysków czy pominięcia salda usług — ma także Marcin Zieliński z FOR. Zauważa, że w latach 2004-2020 reinwestowane zyski stanowiły przeciętnie ok. 40 proc. dochodów z bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Polsce. Wskazuje, że wyliczony w raporcie "bilans finansowy" pomija napływ inwestycji z krajów UE nad Wisłę.
Od 2004 napływ BIZ to 773 mld zł, z czego połowa to "nowy" napływ z zagranicy, a druga — reinwestycje
- pisze Zieliński.
Swoje trzy grosze dokłada także Maciej Bukowski, prezes WiseEuropa. Uważa, że skoro autorzy raportu w bilansie transferów finansowych pomiędzy Polską a UE biorą pod uwagę zyski w firmach z kapitałem zagranicznym, to nie ujmują w nim płac w takich firmach, a także zarobków polskich emigrantów za granicą.
Ja bym całą tabelę wyrzucił do kosza bez względu na to, czy byłaby policzona prawidłowo, czy nie. Wyliczając błędy, pokazuję jedynie skalę manipulacji
- pisze Morawski. Jak wskazuje, największym problemem z raportem jest to, że "bilans przepływów gotówki z tytułu dochodów naprawdę nic nam nie mówi o bilansie relacji między jednym krajem a innymi krajami".
To nie jest bilans kosztów i korzyści. Kraj może mieć ujemne saldo rachunku bieżącego, a jednocześnie finansować to napływem bezpośrednich inwestycji zagranicznych, które transferują technologie i podnoszą wydajność w kraju. Wszystkie przepływy pieniądza ze światem zawsze wynoszą zero. Gdy ktoś przywozi euro do Polski z tytułu dochodów uzyskanych za granicą w formie na przykład eksportu, to tworzy nasze aktywa zagraniczne — te euro i tak wylądują za granicą w formie różnych inwestycji. Więc suma wszystkich przepływów niewiele nam mówi. Trzeba je analizować szczegółowo oddzielnie
- pisze ekspert. W jego opinii najlepszą dla oceny skutków wejścia Polski do UE jest analiza tego, jak mogłaby rozwijać się Polska poza Unią.
W tym kontekście pojawiło się kilka szacunków. Przykładowo, Polski Instytut Ekonomiczny szacował w 2019 r., że gospodarka Polski poza wspólnotą byłaby dziś mniejsza o 12 proc. Z kolei opublikowana kilka miesięcy temu przez ośrodek badawczy CASE (Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych) analiza ekonomistów Uniwersytetu Warszawskiego wskazywała, że gdyby Polska nie dołączyła do UE, nasze PKB per capita byłoby nawet o ok. 30 proc. niższe.
Rozdźwięk między szacunkami jest więc spory, bo i snucie alternatywnych scenariuszy wymaga przyjęcia różnych założeń. Jak wylicza Morawski, gdyby te szacunki przeliczyć odpowiednio na każdy rok dotychczasowego członkostwa w UE, to zsumowane korzyści z obecności Polski w UE to nominalnie ok. 2-4 bln zł.
Jeszcze inne analizy wskazuje Bukowski z WiseEuropa. Powołując się na artykuł naukowców z Instytutu Badań Ekonomicznych Ifo w Monachium, wskazuje, że na różnych formach dezintegracji europejskiej najmocniej traciłaby tzw. nowa Unia (czyli m.in. Polska). Straty z nieobecności Polski w UE wynosiłyby — według tego badania — ok. 12 proc. PKB.
Za pośrednictwem Patryka Jakiego, do części zarzutów do jakości raportu — zarówno tych formułowanych przez Ignacego Morawskiego, jak i innych komentatorów, ustosunkowali się autorzy raportu. Prof. Krysiak napisał w niej m.in., że w negowanym wyliczeniu 680 mld zł skumulowanego deficytu Polski w przepływach z UE zostały ujęte "wybrane elementy przepływów" i "według określonej metody". A na "zarzuty do zarzutów" odpowiedział już Morawski.