Na razie oznak wielkiej zakupowej paniki nie ma, choć pewien niepokój da się zauważyć. Po tym, jak koncerny paliwowe ostrzegły przed lokalnymi zakłóceniami w zapewnieniu pełnych dostaw paliw, do tankowania gdzieniegdzie utworzyły się kolejki. Zaobserwowali je na przykład dziennikarze Agencji Reutera:
Jak wylicza BBC, BP zamknął około 20 ze swoich 1200 stacji, a na kilkudziesięciu innych brakowało przynajmniej jednego rodzaju paliwa. Problem dotknął też stacje Esso, należące do ExxonMobil (ma chodzić o "niewielką liczbę"), z kolei EG Group, z racji dużego popytu, wprowadziła limit sprzedaży paliw na kwotę do 30 funtów.
Zakłócenia w dostawach paliw to tylko ostatnia odsłona historii, która w brytyjskiej gospodarce rozwija się już od miesięcy. Kłopot z dostarczeniem produktów pojawił się także w supermarketach, w których widać gdzieniegdzie pustawe półki. Bierze się to nie z braku dostępności jakichś grup towarów, tylko z braku dostępności pracowników - i to nie w handlu, a w transporcie. W Wielkiej Brytanii, według wyliczeń branży transportowej, brakuje 100 tysięcy kierowców. Już od dawna, ale problem pogłębił się od czasu wejścia w życie wiz pracowniczych dla osób z państw UE - po brexicie. Do tego doszły utrudnienia pandemiczne, które uniemożliwiały szkolenia na kierowców chętnych mieszkańców Wysp.
Sytuacja staje coraz poważniejsza. Przedstawiciele rządu - ale także handlowcy - ostrzegają Brytyjczyków przed panicznym kupowaniem (znamy takie zachowanie i z Polski, z początkowego okresu pandemii). Ale z branży handlowej płyną też wezwania i ostrzeżenia w kierunku władz.
"Jeśli w ciągu najbliższych 10 dni nie znajdą się nowi kierowcy, nieuniknione jest, że w okresie poprzedzającym Święta Bożego Narodzenia zobaczymy znaczące zakłócenia" - powiedział Andrew Opie z British Retail Consortium, grupy lobbingowej branży detalicznej. "Kierowcy ciężarówek są spoiwem, które trzyma nasze łańcuchy dostaw" - cytuje jego słowa Agencja Reutera. Październik to już tak naprawdę ostatni moment dla handlowców na zapewnienie sobie odpowiednich zapasów towarów na przedświąteczny handel, najgorętszy czas roku w tej branży.
Jej przedstawiciele apelowali do rządu o uchylenie - w drodze wyjątku - wymagań wizowych, tak, by kierowcy z krajów unijnych mogli pracować na Wyspach i rozładować, choć częściowo zator. W tej sprawie w piątek odbywały się spotkania w gronie ministrów, a nie wszyscy politycy popierali pomysł, o którym mówią handlowcy. W sobotę rano brytyjska prasa i portale piszą, że zwolennicy rozwiązania wizowego zapewne wygrają.
"Kryzys miał według odniesień skłonić Borisa Johnsona do wydania zgody na tymczasowe zniesienie ograniczeń wizowych dla zagranicznych kierowców, chociaż żadne decyzje nie zostały jeszcze potwierdzone" - podaje "The Independent". Jednocześnie jednak rządowi informatorzy donieśli gazecie, że po tym, jak branża detaliczna stwierdziła, że władze mają "10 dni, by uratować święta", może być już za późno na usunięcie zakłóceń do grudniowego handlowego szczytu.
W tej historii pojawił się też dość zaskakujący wątek międzynarodowy. Przebywający w tym tygodniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ Boris Johnson miał poprosić Jaira Bolsonaro o awaryjne dostawy żywności. Tak w każdym razie twierdzi prezydent Brazylii, bo strona brytyjska zakwestionowała te doniesienia, nie podając jednak szczegółów dotyczących rozmowy dwóch polityków.