Polska wciąż bez pieniędzy z KPO. "Warszawa nie chce uznawać prymatu prawa europejskiego nad krajowym"

"Gdyby utrzymała się wątpliwość, czy Polska w ogóle chce przestrzegać orzeczenia TSUE, zamrożenie środków byłoby już o wiele bardziej realne" - twierdzi źródło "Rzeczpospolitej". Wciąż nie wiadomo, kiedy Krajowy Plan Odbudowy zyska akceptację Unii Europejskiej.
Zobacz wideo "Studio Biznes" o tym, jak łatwo ulec nowej metodzie na oszustwo i rewolucji na rynku pracy

Krajowy Plan Odbudowy, w ramach którego do Polski ma trafić kilkadziesiąt miliardów euro, wciąż nie został zatwierdzony przez Komisję Europejską. 

Oficjalnym powodem są wątpliwości dotyczące kwestii praworządności. Kluczowe znaczenie dla Brukseli mogą mieć jednak losy wniosku, jaki premier Mateusz Morawiecki złożył do Trybunału Konstytucyjnego. Julia Przyłębska wraz z innymi sędziami ma bowiem stwierdzić, czy prawo polskie ma wyższość nad unijnym. 

"Komisja Europejska wstrzymuje akceptację polskiego Krajowego Planu Odbudowy i w konsekwencji wypłaty z unijnego Funduszu Odbudowy m.in. ze względu na kwestionowanie przez rząd w Warszawie prymatu prawa UE i skierowanie tej sprawy do TK" - poinformował na początku września unijny komisarz ds. gospodarczych Paolo Gentiloni.

Bruksela boi się, że Polska nie będzie uznawać wyroków TSUE

Jak podaje "Rzeczpospolita" przeszkodzą na zatwierdzeniu KPO są przede wszystkim obawy o to, iż "Warszawa nie chce uznawać prymatu prawa europejskiego nad krajowym". Bruksela obawia się, że nasz kraj nie będzie uznawał orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. 

Rozstrzygnięcie tej kwestii może zapaść już w czwartek, bo TK właśnie tego dnia po raz kolejny ma zająć się wnioskiem premiera. Możliwe jednak, że posiedzenie znów zostanie odroczone lub przerwane. 

"Zamrożenie środków realne"

Karty, które w ręku ma Unia Europejska są mocne, bo nie ma przepisów, które nakazywałyby zatwierdzenie KPO w określonym czasie. Odwlekać akceptacji programu w nieskończoność się jednak nie da.

"Konkluzje szczytu z grudnia 2020 r. nakładają na KE trudny do spełnienia wymóg udowodnienia, że podważenie reguł praworządności zagraża prawidłowemu wydatkowaniu środków. To czyni mało realnym zamrożenie środków. Jednak gdyby utrzymała się wątpliwość, czy Polska w ogóle chce przestrzegać orzeczenia TSUE, zamrożenie środków byłoby już o wiele bardziej realne" - mówi źródło dziennika. Przeciąganie liny pomiędzy Warszawą i Brukselą może więc jeszcze jakiś czas potrwać, jednak najbliższe miesiące będą musiały przynieść rozstrzygnięcie. 

Akceptacja KPO oznaczałaby, że w ciągu kilku tygodni do Polski trafią zaliczki w wysokości do 13 proc. całej wartości programu. Chodzi o kwotę ok. 4,7 mld euro, czyli blisko 22 mld zł. 

Zdaniem prof. Artura Nowak-Fara polski rząd z pewnością bardzo liczy na zatwierdzenie Funduszu Odbudowy. - Chce poniekąd kupić czas. Akceptacja oznacza bowiem szybkie wypłacenie 13 proc. środków w formie swego rodzaju zaliczki. UE robi przelew, z którego Polska nie musi się od razu rozliczać. Polski rząd bardzo liczy na zastrzyk pieniędzy, bo deficyt budżetowy jest poważny. Oficjalna narracja jest taka, że sytuacja jest świetna, mamy nadwyżkę. Ale prawdziwy deficyt ukryty jest w różnego rodzaju funduszach - stwierdził ekspert w rozmowie z Next.gazeta.pl

Więcej o: