Inflacja we wrześniu br. wyniosła 5,9 proc. - podał w piątek Główny Urząd Statystyczny, rewidując tym samym w górę o 0,1 pp. tzw. szybki szacunek opublikowany 1 października.
Ale rewizji jest znacznie więcej, na każdym kroku. W raptem miesiąc w zasadzie o 180 stopni zmieniła się optyka Rady Polityki Pieniężnej. Jeszcze we wrześniu uznała ona, że nie ma co ruszać rekordowo niskich stóp procentowych, a już w październiku - i to jednogłośnie (jak zdradził jeden z jej członków Jerzy Kropiwnicki) - podniosła je stosunkowo mocno, bo o 0,40 pp.
Jeszcze we wrześniu prezes NBP Adam Glapiński niemalże odsądzał od czci i wiary osoby sugerujące konieczność podwyżki stóp - oskarżał je o "brak rozumu" i chęć spowodowania stagflacji (inflacja połączona ze stagnacją gospodarczą, koszmar dla gospodarki). W październiku sam zagłosował (według relacji Kropiwnickiego) za podwyżką stóp.
Jak tłumaczył Glapiński na październikowej konferencji prasowej, w podwyżce stóp nie chodziło o szybkie zbicie inflacji, bo tego zrobić się po prostu nie da, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, bardzo dużo do obecnych odczytów tego wskaźnika dodają czynniki, na które NBP naprawdę nie ma wpływu (np. rosnące ceny surowców). Po drugie, gospodarka dostosuje się do wyższych stóp z kilkukwartałowym opóźnieniem.
O co więc chodziło w podwyżce (i być może kolejnych)? Glapiński mówił o przeciwdziałaniu ryzyku utrwalenia się podwyższonej inflacji w średnim okresie. Chodzi o uniknięcie tzw. efektów drugiej rundy czy spirali cenowo-płacowej. Najprościej rzecz ujmując - chodzi o to, że przez wysoką inflację pracownicy mogą oczekiwać podwyżek, pracodawcy z tego powodu podnosić ceny, w efekcie rosnących cen w gospodarce pracownicy znów mogą żądać wyższych płac i tak "w koło Macieju".
Im dłużej będzie się utrzymywać podwyższony poziom inflacji wynikający z czynników zewnętrznych, podażowych, szokowych, tym większe jest prawdopodobieństwo, że w następnych kwartałach - w średnim okresie, który nas interesuje - to się utrwali w nawykach, oczekiwaniach, a może nawet jakichś efektach drugiej rundy. Do tego dopuścić nie możemy
- mówił prezes NBP.
O takim ryzyku w Polsce i innych krajach Europy mówił w niedawnej rozmowie z Gazeta.pl Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jest też duże ryzyko, że spirala inflacyjna będzie wymuszać podniesienie wynagrodzeń, czyli powstanie tzw. efekt drugiej rundy, a potem trzeciej i czwartej i inflacja w pewnym momencie może wymknąć się spod kontroli banków centralnych
- mówił Arak.
Poważne rewizje nastąpiły też w arkuszach Excel ekonomistów bankowych. Regularnie podnoszą oni już prognozy inflacji na przyszły rok. Jeszcze miesiąc czy dwa temu konsensus był raczej taki, że inflacja wyszaleje się na początku przyszłego roku i w kolejnych miesiącach będzie już wyraźnie spadać.
Teraz dominuje inna opinia - że, owszem, zapewne (i oby) inflacja dotrze do swoich szczytów na poziomie ok. 6,5-7 proc. w pierwszych miesiącach 2022 r., ale potem jej spadek nie będzie szczególnie dynamiczny. W efekcie średniorocznie tempo wzrostu cen (czyli średnia z odczytów inflacji z całego roku) w przyszłym roku może być porównywalne lub nawet wyższe niż w 2021 r.
Ekonomistom Citi Handlowego na razie z prognoz wychodzi inflacja średnioroczna w 2021 i 2022 r. po 4,7 proc., tym z Credit Agricole kolejno 4,8 i 4,9 proc. Węgla do pieca dorzucili kilka dni temu ekonomiści z PKO BP, którzy szacują, że średnioroczna inflacja w 2022 r. wyniesie aż 5,5 proc. (wobec 4,7 proc. w 2021 r.).
Przed nami jeszcze kilka miesięcy wzrostu inflacji. Prognozujemy, że już w październiku inflacja CPI [tj. podawana przez GUS - red.] przebije poziom 6 proc., a w styczniu/lutym osiągnie szczyt powyżej 6,5 proc. Podwyżki cen energii elektrycznej i ogrzewania (zakładamy wzrost rachunków o ponad 10 proc.), kontynuacja podwyżek cen gazu i opału, a także wzrost akcyzy od alkoholu i wyrobów tytoniowych sprawią, że także przez większość pierwszego kwartału 2022 r. inflacja pozostanie w okolicy 6 proc. rok do roku
- wskazują ekonomiści PKO BP. Dalej drożeć ma także żywność.
Eksperci z największego polskiego banku nie mają wątpliwości - "powrót inflacji do celu w średnim terminie nie będzie szybki i łatwy". Przypomnijmy - cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. z dopuszczalnymi wahaniami o 1 pp. w górę lub w dół (czyli, w pewnym uproszczeniu, można by powiedzieć, że inflacja 3,5 proc. byłaby już trochę w celu NBP). Ale w 2022 r., według ekonomistów PKO BP, będziemy bardzo daleko od celu, bo najniżej roczna inflacja w 2022 r. może według nich spaść (w okolicach trzeciego kwartału) to poziomu ok. 4,5 proc.
Inflacja powyżej 6 proc. w październiku to oczywista oczywistość (...) Przełom roku z inflacją powyżej 7 proc. to już nie jest spekulacja, lecz nowa rzeczywistość. W tym momencie tylko gwałtowny spadek cen paliw może uratować szóstkę z przodu. Niestety jest mało prawdopodobny
- piszą w swoim piątkowym komentarzu ekonomiści mBanku.
Prognozujemy, że kolejne miesiące przyniosą dalszy wzrost inflacji, która na przełomie lat 2021 i 2022 zbliży się do 7 proc.
- wtórują im eksperci z Credit Agricole. Podobną prognozę mają też ekonomiści ING Banku Śląskiego.
Ekonomiści mBanku także wymieniają całą "litanię" tego, co będzie w najbliższych miesiącach i 2022 r. drożało.
W tym roku jeszcze "wejdą" podwyżki cen gazu, wyższe ceny paliw, wyższe ceny żywności; w przyszłym ceny energii będą jeszcze wyższe i ceny żywności dodatkowo przyspieszą z uwagi na efekty odłożonych braków nawozów oraz efekty wtórne zmian cen energii i transportu. Podwyżki akcyzy to już tylko mało istotny szczegół. W tym momencie nasz szacunek inflacji na 2022 rok plasuje się powyżej 6 proc.
- piszą.
Na tym tle z bardzo dużą rezerwą przyjęła została najnowsza prognoza Międzynarodowego Funduszu Walutowego, według której średnioroczna inflacja w 2022 r. wyniesie 3,3 proc., a na koniec przyszłego roku zobaczymy odczyty rzędu 2,6 proc.
Ludzie w MFW jak zwykle nie zaktualizowali Excela
- kpił Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu".
RPP podniosła w zeszłym tygodniu stopy procentowe w obawie przed nakręcaniem się spirali cenowo-płacowej. Według prezesa NBP Adama Glapińskiego (czy członkini RPP Grażyny Ancyparowicz, z którą rozmawiała stacja Biznes24), jeszcze nie mamy z nią do czynienia. Ale to mrożące krew w żyłach ekonomistów i polityków sformułowanie pojawia się już coraz częściej w debacie publicznej.
Ekonomiści PKO BP również piszą w swojej analizie o ryzyku pojawienia się tego zjawiska. Szef tego zespołu Piotr Bujak pisał w zeszłym tygodniu, że "ryzyko odkotwiczenia się oczekiwań inflacyjnych i efektów drugiej rundy" wzrosło. To właśnie oczekiwania inflacyjne są kluczowe z punktu widzenia ryzyka uruchomienia się spirali inflacyjnej. Jeśli Polacy wierzą, że podwyższona inflacja jest przejściowa i oczekują jej rychłych spadków, mogą nie wywierać na pracodawcach presji płacowej. Jeśli jednak będą czuli, że muszą już na tę sytuację zareagować (idąc do szefa po podwyżkę) - spirala może się rozkręcić.
Tego, że oczekiwania inflacyjne w Polsce są słabiej zakotwiczone, obawiają się ekonomiści ING Banku Śląskiego.
Ryzyko powstania spirali widzą także eksperci z mBanku.
Biorąc pod uwagę prognozy inflacji i długi okres opadania do celu, tylko utwierdzamy się w przekonaniu, że zaskakująca podwyżka o 40 punktów bazowych [0,40 pp. - red.] jest zbyt mała, aby eliminować ryzyka wystąpienia spirali cenowo-płacowej
- komentują. Dodają, że "projekcja inflacyjna może być sporą niespodzianką dla niezdecydowanych członków RPP". Najnowsza projekcja NBP zostanie opublikowana już 8 listopada br. Wiadomo, że będzie bardzo poważną wskazówką dla RPP dla kolejnych działań. Poprzednia projekcja, opublikowana raptem w lipcu, zakładała inflację średnioroczną w 2022 r. na poziomie 3,3 proc. Już wiadomo, że (przynajmniej w tym zakresie) ten dokument nadaje się w zasadzie do kosza.
Nie wszyscy o spirali cenowo-płacowej piszą tylko w czasie przyszłym (oby niedokonanym). Ekonomista BNP Paribas Wojciech Stępień widzi już sygnały, że nakręca się ona w Polsce.
Nie tylko ekonomiści mBanku są przekonani, że na październikowej podwyżce stóp się nie skończy. Kwestią sporną jest w zasadzie tylko to, czy do kolejnych dojdzie jeszcze w tym roku czy dopiero w 2022 r. Prezes Glapiński delikatnie zasugerował w zeszłym tygodniu brak kolejnej podwyżki w listopadzie, ale dał się on jednak poznać jako człowiek, który lubi zwodzić rynek.
W każdym razie - wszystko wskazuje na to, że powinniśmy przygotować się na kolejne podwyżki stóp. Według prognozy ekonomistów PKO BP, referencyjna stopa NBP wyniesie na koniec 2022 r. 1,25 proc. (czyli wzrośnie jeszcze o 0,75 pp.). Analitycy ING Banku Śląskiego piszą o docelowej stopie 2 proc. (choć nie precyzują, w jakim okresie do niej byśmy doszli), a Citi Handlowego prognozują 2 proc. już w drugiej połowie 2022 r.
Podwyżki stóp powinny w dłuższym terminie tłumić inflację, choć, niestety, także wzrost gospodarczy. Będą także podnosić raty kredytów mieszkaniowych w złotych. Tylko ta październikowa o 0,40 pp. podbije ratę modelowego kredytu o kilkadziesiąt złotych. Kolejne będą oznaczać, że miesięczne obciążenia kredytobiorców wzrosną o setki złotych.