Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw (tj. w firmach zatrudniających minimum 10 osób) wyniosło we wrześniu dokładnie 5841,16 zł - poinformował we wtorek Główny Urząd Statystyczny. To kwota o 8,7 proc. wyższa niż rok temu. Można więc powiedzieć, że płace (przynajmniej w sektorze przedsiębiorstw) przeciętnie rzecz ujmując, wciąż rosną szybciej niż ceny. Inflacja we wrześniu wyniosła 5,9 proc.
Z drugiej strony, osoby chcące wykazać, że pensje nie nadążają już za inflacją, też znalazłyby w danych coś dla siebie. Mogłyby np. zwrócić uwagę, że z danych GUS wynika, iż w stosunku do sierpnia czy lipca przeciętne wynagrodzenie w zasadzie stoi w miejscu (spadło kolejno o ok. 2 i 8 zł), a tymczasem ceny rosną (we wrześniu były o 0,7 proc. wyższe niż w sierpniu i ok. 1 proc. wyższe niż w lipcu).
We wtorek GUS podał też przeciętny poziom zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw we wrześniu br. Wyniósł on dokładnie 6 mln 347,2 tys. osób. I znów - rok do roku mamy do czynienia ze wzrostem zatrudnienia o ok. 0,6 proc. Ale ekonomiści zauważają też spadek tej liczby w ostatnich miesiącach.
Jak zwracają uwagę ekonomiści mBanku, do poziomu zatrudnia sprzed pandemii, brakuje obecnie dokładnie 100 tys. etatów. Analitycy banku Pekao wskazują z kolei, że delikatnie spadający w ostatnich miesiącach poziom zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw może być efektem ograniczeń podażowych wymuszających przestoje w firmach. Słowem - brakuje surowców czy półproduktów i fabryki nie mogą produkować tyle, na ile mają zasobów.
Jeśli chodzi o płace, to eksperci mBanku zwracają uwagę, że w ujęciu rok do roku wciąż mamy do czynienia z realnym wzrostem wynagrodzeń (czyli pensje rosną szybciej niż ceny), ale jednak coraz niższym. Z kolei ekonomiści Pekao wskazują, że dynamika wzrostu płac jest już i tak powyżej trendu sprzed pandemii.
O "kolejnym silnym spadku zatrudnienia" piszą ekonomiści Credit Agricole.
W ujęciu miesięcznym zatrudnienie zmniejszyło się we wrześniu o 4,8 tys. osób wobec spadku o 9,7 tys. w sierpniu. Choć spadek zatrudnienia we wrześniu nie jest zjawiskiem nietypowym, jego skala była najwyższa od 2012 r. Zgodnie z komunikatem GUS, wynikał on m.in. z zakończenia i nie przedłużania umów terminowych, rozwiązywania umów o pracę (niekiedy z powodu COVID-19), sezonowości zatrudnienia, a także pobierania przez pracowników zasiłków chorobowych
- piszą w swoim komentarzu.
Także ekonomiści ING Banku Śląskiego zwracają uwagę, że w części firm trwają selektywne zwolnienia po wygaśnięciu tarcz antykryzysowych. Wskazują jednak, że ogólnie popyt na pracę pozostaje w Polsce wysoki.
W podobnym tonie wypowiada się Jakub Rybacki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Według niego, na wrześniowe dane o zatrudnieniu wpłynęły głównie efekty statystyczne, a przedsiębiorstwa wciąż zgłaszają wysoki popyt na pracowników. Zauważa, że liczba ofert pracy powróciła do poziomów sprzed pandemii.
Rybacki przekonuje też, że w nadchodzących kwartałach większym kłopotem firm z powrotem będzie raczej brak rąk do pracy niż brak pracy dla zatrudnionych osób. - W przyszłym roku ponownie dadzą o sobie znać problemy niedoboru pracowników - uważa ekspert.
Dane GUS wskazują, że od kwietnia 2020 odsetek osób długotrwale niepracujących w relacji do bezrobotnych wzrósł z 45 do 55 proc. - także do poziomów sprzed pandemii. Oznacza to, że coraz mocniej kurczy się pula łatwo dostępnych pracowników. Polskie przedsiębiorstwa będą coraz częściej musiały aktywizować pracowników 50 proc.
- komentuje Rybacki. Ekspert PIE wskazuje, że konsekwencją niedoboru pracowników jest wysoki wzrost wynagrodzeń, a ostatnie badania NBP wskazywały, że w drugim kwartale br. aż 63 proc. firm raportowało wyższe żądania płacowe ze strony pracowników. - Dynamika wzrostu wynagrodzeń pozostanie wysoka w kolejnych kwartałach - konstatuje Rybacki.