Samochód używany droższy od nowego? Problemy z produkcją wywróciły stary porządek na rynku

Dwu lub trzyletnie auto z niskim przebiegiem w idealnym stanie jest dziś warte więcej niż gdy wyjeżdżało z salonu. Cieszą się sprzedający - ale i kupujący nie są stratni, bo nowych samochodów kupić praktycznie się nie da. Problemy z produkcją wywróciły stary porządek na rynku.
Zobacz wideo Samochody podrożeją? Producent: "Winna jest ekologia"

Wśród części kierowców wciąż panuje mit, że auto tuż po wyjeździe z salonu traci 20-30 proc. swojej wartości. I o ile kilka lat temu faktycznie była to prawda, dziś wcale już tak nie jest. Co więcej, eksperci zauważają, że obecnie niemal nowy samochód może być jak inwestycja, bo klientów szukających wymarzonego pojazdu nie brakuje. Brakuje za to wymarzonych pojazdów z zerowym przebiegiem.

Brakuje półprzewodników, brakuje i samochodów

Jak to w ogóle możliwe? Oczywiście obecny dziś chaos na rynku to skutek problemów z produkcją samochodów. Zgodnie z przewidywaniami sprzed kilkunastu miesięcy, opóźnienia i problemy z produkcją półprzewodników uderzyły nie tylko w branżę technologiczną, ale również motoryzacyjną. Najnowsze samochody wyposażone są w setki, a czasem nawet tysiące mikroprocesorów i układów scalonych, które zarządzają pracą wszystkich systemów bezpieczeństwa i funkcji auta. A tych z roku na rok jest coraz więcej.

Wystarczy brak kilku niewielkich elementów elektronicznych, aby auto nie opuściło fabryki. Lub wyjechało z niej bez jakiegoś ekranu lub systemu wspomagającego kierowcę. W dobie kryzysu producenci coraz częściej decydują się wyprodukować nieco okrojony z elektroniki pojazd, aby tylko trafił on do klienta. Niektórzy obiecują też dodanie brakującego elementu po czasie - np. kilka miesięcy po zakupie.

Pół biedy, gdyby problemy z podażą nałożyły się w czasie z niskim popytem. Na małe zainteresowanie klientów samochodami można było narzekać w zeszłym roku, gdy większość z nas wolała zabezpieczyć się finansowo na przyszłość, a nowe auto wielu i tak nie było potrzebne. Dziś możemy już mówić o po-pandemicznym odbiciu. Klienci ruszyli na zakupy, ale oferta samochodów dostępnych od ręki jest bardzo skromna.

Problem jest już na tyle poważny, że udając się dziś do salonu z walizką gotówki, najpewniej nie wydamy ani grosza. Samochody - o ile w ogóle w salonie stoją - są już zarezerwowane, a kolejnych egzemplarzy po prostu nie ma. Zostają najczęściej tylko modele cieszące się bardzo słabym zainteresowanie. Na te bardziej popularne trzeba czekać przynajmniej kilka lub nawet kilkanaście miesięcy.

Kupiłeś taniej, sprzedać możesz drożej

Nie chcąc tyle czekać klienci decydują się więc na zakup używanego samochodu. Stosunkowo nowego (najczęściej dwu lub trzyletniego), z niskim przebiegiem i najlepiej w idealnym stanie. Takich pojazdów jest sporo, bo są to chociażby samochody, na które umowa leasingowa (lub najmu długoterminowego) dobiegła końca, a ich dotychczasowy użytkownik nie zdecydował się na wykup.

Wtedy auto wraca do salonu już jako używane. Część kierowców lubi też jeździć stale nowymi samochodami, dlatego wymieniają je właśnie co 2-3 lata. Często i wtedy samochód znów trafia do dealera (np. wyjeżdżamy nowym, a stare zostawiamy w rozliczeniu). Takie auto po pewnym przygotowaniu (np. czyszczenie, wymiana opon, aktualizacja oprogramowania) może zostać znów sprzedane. Często jest w stanie niemal idealnym, ma stosunkowo niewielki przebieg i jest oferowane na takich samych warunkach, jak zupełnie nowy pojazd (np. z rocznym assistance).

I co najważniejsze - taki samochód dostępny jest od ręki. Nie trzeba czekać na półprzewodniki konieczne do budowy nowego samochodu, bo używany pojazd w bardzo podobnej konfiguracji już czeka na placu. W przypadku sprzedaży prowadzonej w ramach programu jednego z producentów często auto takiej jest niewiele tańsze od nowego.

U części sprzedawców (przeważnie tych niewielkich, wystawiających się na popularnych wyszukiwarkach) za prawie nowe auto dostępne od zaraz (czasem sprowadzone zza granicy) trzeba dać tyle samo lub nawet nieco więcej niż za zupełnie nowe z salonu.

Poza tym ceny nowych samochodów są obecnie wyższe lub znacznie wyższe niż w przypadku tej samej klasy, podobnie wyposażonych modeli, ale z roczników 2018 czy 2019. Sprzedając taki samochód dziś można więc dostać tyle samo lub nawet nieco więcej niż zapłaciło się za niego w salonie te 2 lub 3 lata temu. I to pomimo, że auto ma już przejechane 25 czy 35 tys. km.

Kilkuletnie auta też coraz droższe

Niewielka podaż i wysokie ceny sprawiają, że części klientów decyduje się jednak na zakup kilkuletnich samochodów. Inni bez względu na sytuację planowali zakup starszego pojazdu, bo cena w przypadku auta np. siedmio czy dziesięcioletniego jest zazwyczaj wielokrotnie niższa niż nowego. Rynek starych samochodów używanych również przeżywa więc oblężenie.

Jak donosi Moto.pl, liczba ofert na klasycznym rynku wtórnym zmniejszyła się do 199 tys. (dostępnych ogółem, czyli w komisach, internecie i u dealerów). To o 37 tys. pojazdów mniej niż dostępnych było w zeszłym roku. Tylko w sierpniu br. rynek używanych aut odchudził się aż o 15,5 tys. względem lipca. Coraz trudniej znaleźć więc auto (szczególnie w świetnym stanie), a ich ceny rosną niezależnie od wieku. Co gorsza, na razie nie wiadomo, kiedy sytuacja się unormuje.

Więcej o: