Rada Polityki Pieniężnej w październiku i listopadzie podniosła referencyjną stopę procentową łącznie o 1,15 pp. (do 1,25 proc.). Już tylko te decyzje podbijają na razie ratę modelowego kredytu mieszkaniowego (na 300 tys. zł, na 25 lat, z marżą 2,30 proc.) o ok. 160 zł wobec stanu sprzed podwyżek.
To wyliczenie na podstawie aktualnej rynkowej stawki WIBOR 3M (1,26 proc.) - to na niej bazuje zmienne oprocentowanie kredytów mieszkaniowych, jest ona mocno zależna od poziomu stóp w kraju. Jednak WIBOR 3M nie wzrósł jeszcze o tyle, ile referencyjna stopa NBP (choć wcale nie musi tego zrobić) - gdyby to zrobić, różnica między nową ratą a tą sprzed podwyżek stóp urosłaby nawet do ok. 200 zł.
To jednak, czy ostatecznie efektem dwóch podwyżek stóp będzie rata kredytu wyższa o 160 czy 200 zł, nie powinno być najpoważniejszym zmartwieniem kredytobiorców złotowych. Znacznie ważniejsze jest to, że wiele wskazuje, iż dotychczasowe podwyżki są tylko przygrywką. Ostateczna siła ciosu ze strony rosnących stóp może być dużo większa.
Rynek oczekuje, że w perspektywie najbliższych miesięcy - około pół roku, może nieco dłużej - stawka WIBOR 3M (a więc de facto i stopy NBP) powędruje w okolice 3 proc.
Jeszcze przed listopadową decyzją RPP o podwyżce stóp o 0,75 proc., dziennikarz Grzegorz Siemionczyk z "Rzeczpospolitej" i "Parkietu" zapytał aż 29 ekonomistów o ich prognozę docelowej stopy referencyjnej NBP. Większość wskazań padła na poziom 2,5-3,5 proc., a więc dwu-, a nawet blisko trzykrotnie wyższy niż obecnie.
Ten cykl będzie duży i krótki
- uważają ekonomiści banku BNP Paribas. Zgodnie z ich prognozą, już w najbliższych kilku miesiącach stopa referencyjna NBP podskoczy z obecnych 1,25 proc. do 3 proc. W bazowym scenariuszu, po stopniowych podwyżkach stóp o 0,25-0,50 pp. co miesiąc, osiągnie ten poziom już w marcu 2022 r.
Retoryka, którą usłyszeliśmy po listopadowym posiedzeniu, wskazywała na dużą determinację RPP, aby zapobiec odkotwiczeniu się oczekiwań inflacyjnych. Tak samo interpretujemy też zarówno zaskakującą podwyżkę w październiku, jak i skalę podwyżki w listopadzie. W efekcie spodziewamy się, że Rada będzie zacieśniać politykę pieniężną relatywnie szybko i dużo
- komentuje w rozmowie z Gazeta.pl Marcin Kujawski, ekonomista BNP Paribas.
Według Kujawskiego, cykl podwyżek zakończy się właśnie w marcu 2022 r., gdy opublikowana zostanie kolejna projekcja inflacyjna NBP - która powinna już wskazywać, że w średnim okresie inflacja znajdzie się w sposób trwały w granicach celu NBP (2,5 proc. +/- 1 pp.).
Oczywiście, to tylko i aż prognozy. Zdaniem Kujawskiego cykl podwyżek może zostać rozłożony na nieco dłużej. Skala przyszłych podwyżek też jest obarczona niepewnością. Minimalne i maksymalne prognozy BNP Paribas zakładają podwyżki stóp do poziomu od 2 do 3,75 proc., choć wspomniane 3 proc. to scenariusz bazowy.
Dużą niewiadomą jest także nastawienie przyszłej Rady Polityki Pieniężnej, a w pierwszym kwartale 2022 r. kończy się kadencja aż siedmiorga z dziesięciorga jej członków. Trzech nowych członków RPP wybierze Sejm, po dwoje nominują Senat i prezydent.
Patrząc na rosnące niezadowolenie społeczne związane z inflacją, może być pewne nastawienie ze strony instytucji nominujących członków, aby wybrać osoby o bardziej jastrzębiej charakterystyce [tj. bardziej skłonnych do podwyżek stóp - red.]. Ale to na razie duża spekulacja
- komentuje Kujawski.
Nawet jeśli RPP nie zdecyduje się na tak szokowe jednorazowe podwyżki, jak czwartkowa, zaordynowana przez czeski bank centralny (aż o 1,25 pp.), to wydaje się zdeterminowana, aby szybko wytoczyć w walce z inflacją naprawdę ciężkie działa. Tak odebrane zostały choćby słowa prezesa Adama Glapińskiego ze środowej konferencji, gdy mówił m.in., że RPP i NBP "zrobią wszystko, co konieczne i możliwe, aby w średnim okresie inflacja powróciła do celu".
Choć Glapiński oczywiście podkreśla całkowitą niezależność od obozu władzy, w kuluarach - jak pisał niedawno Jacek Gądek z Gazeta.pl - mówi się o złości prezesa Jarosława Kaczyńskiego na obecne poziomy inflacji. Prezes PiS ma obawiać się, że drożyzna przekreśli szanse PiS na trzecią kadencję, i wywierać na szefa NBP presję (tym bardziej w obliczu faktu, że Glapiński chciałby pozostać prezesem banku centralnego, a jego obecna kadencja kończy się za około pół roku).
Dlatego słyszy się i teorie, że szybka i bezwzględna walka z inflacją - uderzającą wszak m.in. w emerytów i uboższe gospodarstwa domowe - powinna być absolutnym priorytetem NBP. Nawet kosztem dużego uderzenia w kredytobiorców. A nie da się ukryć, że to często stosunkowo młode osoby z większych miast - a to niekoniecznie szczególnie liczni wyborcy PiS.
W rozmowie z Bloombergiem o potrzebie dalszych podwyżek stóp w sytuacji, gdyby inflacja przekraczała prognozy NBP, mówiła też członkini RPP Grażyna Ancyparowicz, dalsze podwyżki zapowiadał też inny członek RPP Eugeniusz Gatnar.
De facto słowa Glapińskiego z rozmowy z TVN24 - które początkowo wywołały poważną konsternację na rynku - potwierdzają tę bojowość. Do przestrzeni publicznej trafił cytat "wszystko wskazuje, że inflacja będzie spadać i nie trzeba będzie dalej podnosić stóp procentowych", co sugerowało, że prezes NBP nie widzi już potrzeby kolejnych podwyżek. Tyle, że w pierwszych depeszach zabrakło kluczowego słowa - w rzeczywistości Glapiński powiedział, że według niego inflacja będzie spadać od stycznia (choć, jeśli w ogóle, to według najnowszej projekcji NBP, dość nieznacznie). Tym samym - według części ekonomistów - prezes NBP dał raczej do zrozumienia, że potrzeba kolejnych podwyżek zniknie dopiero w momencie, gdy inflacja zacznie spadać.
Jedno jest pewne - dla osób z kredytami w złotych przyszedł cięższy czas. Dostaną niespodziewane (biorąc pod uwagę choćby retorykę prezesa Glapińskiego sprzed października) i dość brutalne korepetycje z tego, czym jest ryzyko stopy procentowej.
Przykładowo, osoba z kredytem na 300 tys. zł na 25 lat (z marżą 2,30 proc.) przed cyklem podwyżek stóp płaciła ratę ok. 1353 zł. Gdyby przyjąć roboczo, że WIBOR 3M podskoczy docelowo do 3 proc. (czyli tyle, ile według bazowego scenariusza ekonomistów BNP Paribas wyniesie stopa referencyjna NBP już w marcu 2022 r.), rata wzrośnie aż do ok. 1807 zł - o ponad 450 zł. Kto wziął kredyt na 25 lat, ale pożyczył aż 700 tys. zł, musiałby zapłacić aż o ponad tysiąc złotych więcej - jego rata poszłaby w górę z 3158 zł do 4215 zł.
Od wielu miesięcy m.in. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Komisja Nadzoru Finansowego czy Biuro Informacji Kredytowej przypominali, że ryzyko stopy procentowej istnieje i prędzej czy później - wraz z podwyżkami stóp - raty pójdą w górę. Ostrzegały, aby nie brać kredytów na maksimum zdolności kredytowej, ale pozostawić sobie w budżecie domowym bufor na wypadek dużego wzrostu rat. Zresztą, jeśli kredytobiorcy (przynajmniej ci, którzy zapożyczali się w ostatnich latach) zajrzą w swoje dokumenty kredytowe, to znajdą tam tabele z symulacjami wysokości rat w przypadku podwyżek stóp.
Póki jednak była to tylko melodia przyszłości, zapewne nie wszyscy tym ryzykiem szczególnie się przejmowali. Niestety, teraz będą musieli, bo bardzo wiele wskazuje na to, że podwyżki stóp z października i listopada były tylko początkiem dużo bardziej bolesnych - dla kredytobiorców złotowych - skutków kuracji antyinflacyjnej, zaordynowanej przez NBP polskiej gospodarce.
Zwykle oprocentowanie kredytu mieszkaniowego jest aktualizowane co trzy miesiące. Jest więc możliwe, że skumulowany efekt podwyżki stóp z października, listopada, a być może i grudnia, kredytobiorcy zobaczą dopiero w styczniowej racie. Podobnie - efekt ewentualnych podwyżek stóp w styczniu, lutym czy marcu 2022 r. może być widoczny dopiero w kwietniowej racie.
Oczywiście, skala podwyżki będzie inna dla każdego kredytu z osobna, bo wszystko zależy od jego konkretnych parametrów (kwoty kredytu, długości okresu spłaty itd.). Dobrym narzędziem do wyliczania nowej raty w indywidualnej sytuacji danego kredytobiorcy jest kalkulator zmiany oprocentowania, dostępny na stronie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Poza prawdopodobnymi, bolesnymi podwyżkami rat w najbliższych miesiącach, na "złotówkowiczów" czeka jeszcze jedna bardzo kiepska wiadomość. Chodzi o to, że wyższe raty raczej nie będą tylko przykrym epizodem przez kilka miesięcy. Taka może być nowa rzeczywistość kredytobiorców.
Wydaje się, że nie ma dużych nadziei na to, aby w kolejnych latach stopy procentowe po cyklu podwyżek - gdy sytuacja z inflacją zostanie opanowana - znów wyraźnie spadły. Pandemiczne 0,10 proc. to oczywiście "marzenie" (z punktu widzenia kredytobiorców) ściętej głowy. Ale i przedpandemiczne 1,50 proc. to może być za mało.
Sądzimy, że na koniec 2023 r. stopa referencyjna NBP może wynieść ok. 2,50 proc. i to mogłaby według nas być taka naturalna stopa procentowa dla polskiej gospodarki. Zakładając, że inflacja w dłuższym horyzoncie będzie zbiegać do środka celu inflacyjnego, to realna stopa procentowa wyniosłaby wówczas 0 proc. i to wydaje się dla nas odpowiednim poziomem dla stabilnego i zbilansowanego rozwoju gospodarczego
- mówi Marcin Kujawski z BNP Paribas. Gdyby założyć, że docelowo WIBOR 3M ustabilizuje się na poziomie ok. 2,50 proc., to rata modelowego kredytu (300 tys. zł, 25 lat, marża 2,30 proc.) wyniosłaby ok. 1720 zł. To oczywiście mniej, niż ponad 1800 zł przy WIBOR-ze 3 proc., ale jednak nadal o blisko 370 zł więcej niż w okresie rekordowo niskich stóp.
Największym szokiem podwyżki rat będą zapewne dla osób, które dopiero co zaciągnęły kredyty mieszkaniowe. W ciągu minionego półtora roku rekordowo niskich stóp, banki udzieliły ok. 330 tys. kredytów hipotecznych. Biorąc pod uwagę, że często kredyty są zaciągane przez dwie osoby, to grono zapewne grubo ponad 500 tys. osób, które nie znają jeszcze wyższych rat.
Ale oczywiście podwyżki bolesne byłyby dla wszystkich. Łącznie - według danych Biura Informacji Kredytowej - w Polsce spłacanych jest ponad 2,1 mln złotowych kredytów mieszkaniowych.
Główna stopa procentowa w Polsce ostatni raz wyższa niż 3 proc. była w 2013 r. Od 2012 r. stopy w Polsce - a wraz z nimi raty zaciągniętych kredytów w złotych - tylko spadały. Teraz to się odwróci, i to błyskawicznie.