W środę nad ranem złoty znów nieco osłabł. Jeden dolar kosztuje bowiem 4,12 zł, jedno euro 4,65 zł, a frank szwajcarski wyceniany jest na 4,42 zł. Sytuacja polskiej waluty od tygodni wygląda coraz gorzej, bo chociaż czasami odrabia straty, to analitycy mówią już o trendzie. I dążeniu w kierunku kolejnych linii oporu.
"Jeszcze dwa grosze (max 2020 r.) i droga będzie otwarta do naprawdę wysokich poziomów (technicznie rzecz biorąc nawet w okolice 4,90)" - pisali we wtorek analitycy Pekao.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
Notowania polskie waluty skomentował Adam Glapiński, szef Narodowego Banku Wypowiedź. Jego komentarz udzielony "Hungarian Business Daily" został zacytowany przez biuro prasowe NBP.
Jeżeli chodzi o kurs złotego, jego obecny poziom wspiera wzrost aktywności gospodarczej
- stwierdził Adam Glapiński.
Dodał też, że wobec silnych negatywnych szoków zewnętrznych nawet wyraźna aprecjacja kursu nie doprowadziłaby do jakiegoś istotnego spadku bieżącej inflacji. - Byłaby natomiast dotkliwa dla eksporterów i wobec tego niekorzystna dla gospodarki.
Szef banku centralnego zapewnił też, że "NBP będzie nadal prowadził politykę pieniężną w taki sposób, by - biorąc pod uwagę bieżącą i prognozowaną sytuację makroekonomiczną - zapewnić stabilność polskiego złotego".
Część analityków niskie notowania złotego uznaje za dowód nie najlepszej sytuacji gospodarczej. "EURPLN 4,65. W tamtym roku, aby kurs był tak wysoko, NBP, musiał złotego sztucznie osłabiać. W tym roku NBP już nic nie musi robić" - napisał na prywatnym koncie na Twitterze Wojciech Stepień, ekonomista BNP Paribas. "Coraz słabszy zloty to efekt pogarszających się fundamentów polskiej gospodarki" - dodał.
Zdaniem ekspertów PKO BP "słabnie istotny czynnik fundamentalny wspierający złotego". Powód? "Rachunek obrotów bieżących jest na dobrej drodze, aby w całym roku odnotować pierwszy od ponad 2 lat deficyt". Ich zdaniem "kurczy się poduszka bezpieczeństwa dla złotego".