Zamiast "just in time" mamy "just in case". Polskie firmy gromadzą zapasy jak nigdy dotąd

Inflacja to problem także producentów. Bojąc się podwyżek cen surowców i półproduktów oraz zatorów w ich dostawach zapełniają magazyny zapasami - kupują je, kiedy tylko mogą. Takiej sytuacji nie było od przynajmniej 23 lat - wynika z badania, na podstawie którego powstaje indeks PMI.
Zobacz wideo Węgiel i drewno opałowe - czy zostały uwzględnione w tarczy antyinflacyjnej? Derski: Nie

Wysoka inflacja to nie tylko zjawisko, które martwi nas, konsumentów. Silny wzrost kosztów niepokoi także producentów, którzy w bezprecedensowy sposób próbują się przed tym zabezpieczyć oraz przerzucają podwyżki na swoich odbiorców. Widać to dobrze w napływających danych z gospodarki - według GUS w październiku ceny producentów wzrosły o 11,8 proc. rok do roku. Wskazują na to również wnioski płynące z PMI - tak zwanego wskaźnika wyprzedzającego (bo może wcześniej pokazać trend, który potem potwierdzą "twarde" dane z gospodarki), powstającego w oparciu o ankietę wśród zarządzających firmami, którzy tworzy firma IHS Markit dla różnych gospodarek, w tym polskiej. 

Więcej wiadomości z gospodarki na stronie głównej Gazeta.pl. 

Polskie firmy zbierają zapasy. Takiej sytuacji jeszcze nie było

We wnioskach z badania czytamy, że polskie przedsiębiorstwa zbierają zapasy potrzebnych im towarów, nawet jeśli nie są im one potrzebne już na teraz - po to, by później nie musieć płacić więcej. Koszty produkcji w listopadzie wzrosły "gwałtownie" - najszybciej od lipca. Drożały metale, paliwo i usługi związane z mediami. Zapełnianie magazynów ma też związek z zatorami w globalnym handlu, które powodują braki i opóźnienia w dostawach. Jak piszą eksperci IHS Markit, polskie firmy "starały się kupować towary, gdy tylko było to możliwe", a "wzrost netto zapasów środków produkcji i półfabrykatów był najsilniejszy w ponad 23-letniej historii badań"

Zamiast "just in time" jest "just in case"

Jak zauważyli ekonomiści PKO BP w komentarzu do tych danych, "ze względu na niską dostępność komponentów firmy przemysłowe odeszły od modelu 'just in time' na rzecz 'just in case', w którym gromadzą zapasy kiedy tylko to możliwe". 

Pierwszy ze wspomnianych modeli to sytuacja, w której fabryki mają tak zorganizowaną produkcję, że potrzebne surowce czy komponenty docierają do nich dokładnie wtedy, kiedy są potrzebne. To pozwala oszczędzić na kosztach magazynowania. Jednak po wybuchu pandemii ten model dla wielu okazał się nie do utrzymania, zamówione towary nie docierały na czas, produkcję trzeba było wstrzymywać. Takie problemy były widoczne na przykład w branży motoryzacyjnej, którą zresztą wciąż poważnie dotykają globalne niedobory czipów. Zatem, jak widać, przedsiębiorcy przestawili się na model, w którym zaopatrują się w wykorzystywane przez siebie towary "na wszelki wypadek". 

PMI dla Polski w górę, ale widać poważne bolączki

Zapasy pozycji zakupionych to jeden z pięciu subindeksów (obok nowych zamówień, produkcji, zatrudnienia i czasu dostaw) składających się na indeks PMI dla polskiego przemysłu. Ten PMI wzrósł w w listopadzie do 54,4 pkt z 53,8 pkt w październiku, czyli do najwyższego poziomu od sierpnia, to też wynik lepszy od spodziewanego. Wzrost wskaźnika podbiły zwiększone zamówienia - ale były one większe tylko na rynku krajowym, te z zagranicy spadły. Ekonomiści PKO BP podejrzewają, że za optymistycznym trendem dotyczącym krajowych zamówień nie stał zwiększony popyt, a omówione powyżej gromadzenie zapasów. 

Firmy wskazywały też, że mają problemy z dostępnością rąk do pracy - poziom zatrudnienia w polskim sektorze wytwórczym spadł pierwszy raz od sierpnia 2020 roku. 

Badanie ekonomista IHS Markit Paul Smith podsumowuje tak: "W listopadzie polski sektor wytwórczy wciąż się rozwijał. Zarówno produkcja jak i nowe zamówienia wzrosły, choć głównie na rynku krajowym, gdyż zamówienia eksportowe ponownie zmalały. Spadek kontraktów zagranicznych odzwierciedlał coraz większe trudności klientów w znajdowaniu środków na coraz droższe zakupy. Rzeczywiście główne wnioski z ostatniego raportu znów dotyczyły rosnących cen i ograniczeń podaży, nie tylko na rynkach surowców, ale także na rynku pracy. Wyzwania te nadal hamowały wzrost produkcji, a obawy przed stale rosnącymi cenami skłoniły firmy do zwiększenia aktywności zakupowej w celu gromadzenia zapasów. Mimo nadziei na ostateczne pokonanie tych trudności, optymizm polskich producentów osłabł, osiągając najniższy poziom od siedmiu miesięcy."

Czym jest indeks PMI? 

PMI (z angielskiego purchasing managers index), czyli indeks menedżerów ds. zakupów, to wskaźnik, który obrazuje kondycję sektora wytwórczego. Przygotowuje go firma IHS Markit dla głównych światowych gospodarek. Opiera się on na odpowiedziach w comiesięcznym kwestionariuszy wśród kadry kierowniczej firm działających w danym kraju i pokazuje, jakie są nastroje w tym sektorze. 

W Polsce badanych jest ponad 200 firm produkcyjnych, wybieranych na podstawie udziału branży w PKB i poziomu zatrudnienia. PMI to tak zwany wyprzedzający indeks koniunktury - jako badanie ankietowe traktowany jest jako prognostyk dotyczący "twardych" danych z gospodarki, publikowanych przez Główny Urząd Statystyczny - produkcji przemysłowej. 

Podczas jego tworzenia przedstawiciele firm odpowiadają na pytania, które składają się na obraz ich odbioru sytuacji - wiadomo, czego firmy się boją lub na co liczą, co im ułatwia, a co utrudnia prowadzenie biznesu. Można wyciągać wnioski dotyczące ich zachowań, tego, czy będą inwestować lub czy przygotowują się do trudniejszego dla swojej działalności czasu. Jeśli odczyt PMI znajduje się powyżej poziomu 50 pkt, oznacza to rozwój sektora (w tym przypadku przemysłowego), jeśli poniżej - jego recesję. 

Więcej o: