Inflacja w listopadzie wyniosła 7,8 proc. - poinformował w środę GUS. Dwa tygodnie temu w tzw. szybkim szacunku podał odczyt symbolicznie niższy - 7,7 proc. Szczegółowe dane GUS wskazują, że drożeje niemal wszystko. Oczywiście, można wyróżnić m.in. ceny paliw, energii czy żywności, ale tak naprawdę spośród kilkudziesięciu kategorii produktów i usług można na palcach jednej ręki policzyć te, które są tańsze niż przed rokiem.
Ekonomiści są zwykle zgodni, że jeszcze wyższy odczyt - zapewne powyżej 8 proc. - zobaczymy w grudniu br. W pierwszych miesiącach 2022 r. tempo wzrostu cen ma zostać nieco ścięte - choć zapewne maksymalnie do ok. 6-6,5 proc. - na skutek działania tarczy antyinflacyjnej. Według gościa "Studia Biznes" Gazeta.pl Pawła Borysa, prezesa Polskiego Funduszu Rozwoju, niweluje ona ryzyko, że na początku przyszłego roku zobaczylibyśmy dwucyfrową inflację.
Na tym jednak "przygoda z inflacją" zdecydowanie się nie skończy. Nie tylko ekonomiści rynkowi, ale i m.in. prezes NBP czy minister finansów nie ukrywają, że walka ze zbyt szybkim tempem wzrostu cen potrwa lata. W górną granicę pasma wahań celu inflacyjnego (tj. poziom 3,5 proc.) ma zejść według prezesa NBP Adama Glapińskiego dopiero w ostatnim kwartale 2023 r.
Według prognozy ekonomistów banku BNP Paribas inflację roczną na poziomie powyżej 8 proc. zobaczymy jeszcze w czerwcu 2022 r. (8,2 proc.), w efekcie wygaśnięcia tarczy antyinflacyjnej (oczywiście jeśli nie zostanie przedłużona, czego nie wyklucza rząd). Później rzeczywiście ma spadać, ale co miesiąc i tak powinniśmy widzieć na liczniku inflacji przynajmniej 5-6 proc. Słowem - ceny nadal będą rosnąć w tempie, do którego zdecydowanie nie przywykliśmy. O żadnej stabilizacji poziomu cen nie ma mowy.
Według ekonomistów BNP Paribas średnioroczna inflacja w 2022 r. wyniesie aż 6,8 proc. (czyli tyle wyniesie średnia z comiesięcznych odczytów inflacji w 2022 r.). To bardzo dużo - na rynku dominują raczej prognozy rzędu do ok. 6 proc. Aby sobie to lepiej uświadomić: we wrześniu, październiku i listopadzie br., gdy inflacja naprawdę stała się już palącym problemem, GUS poinformował kolejno o inflacji rocznej na poziomie 5,9, 6,8 i 7,8 proc. Średnio - właśnie ok. 6,8 proc. A taki - według prognozy BNP Paribas - ma być cały przyszły rok. Dla porównania, średnioroczna inflacja w 2021 r. wyniesie "tylko" zapewne 5-5,1 proc.
Rok przyszły to będzie rzeczywiście trudny rok. Myślę, że niespodzianek, które mogą nas spotkać, wciąż może być bardzo dużo. Głównym tematem przyszłego roku będzie zarówno inflacja, jak również działania zmierzające do walki z inflacją, ale też warunki do zapewnienia szybszego wzrostu gospodarczego w przyszłości
- nie ukrywa cytowany przez agencję ISBnews Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas.
Jak wskazują ekonomiści BNP Paribas, powołując się m.in. na indeks cen żywności FAO, żywność w nadchodzących miesiącach będzie szybko drożeć - średnio w tempie 7 proc. rocznie. Do tego dochodzą podwyżki cen prądu i gazu, których skalę na dniach określi Urząd Regulacji Energetyki, ale szykować należy się na zapewne ok. 20 proc. wyższe ceny.
Jednak tak naprawdę coraz silniej wskaźnik inflacji będzie podbijała także tzw. inflacja bazowa. Odrzuca ona ceny energii i żywności (z racji ich największej zmienności) i daje lepszy obraz tego, jakie zjawiska w krajowej gospodarce mają wpływ na tempo wzrostu cen.
W przyszłym roku spodziewamy się dalszego przyspieszenia inflacji bazowej. W naszym bazowym scenariuszu ona będzie wzrastać aż do lata i może osiągnąć poziom nawet 6 proc. To będzie czynnik, który będzie utrwalał inflację CPI [tj. "główny" odczyt inflacji - red.] w 2022 r. na wysokim poziomie
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Marcin Kujawski, starszy ekonomista BNP Paribas. Jak tłumaczy, inflacja bazowa będzie w pierwszej połowie 2022 r. szybko rosnąć z uwagi na efekty bazy, ale też podwyżki akcyzy na alkohol i papierosy, a także z powodu dobrej koniunktury i sytuacji na rynku pracy.
Wynagrodzenia w gospodarce rosną obecnie o ok. 8-9 proc. rok do roku i sądzimy, że w tym przedziale dynamika będzie się utrzymywała także w 2022 r. To będzie trwale stwarzać presję na ceny. Wzrost produktywności w polskiej gospodarce nie jest na tyle wysoki, aby wzrost wynagrodzeń o 8-9 proc. mógł się odbywać bez wpływu na ceny
- mówi Kujawski.
Czy to już efekty drugiej rundy, czyli tzw. spirala cenowo-płacowa, gdy inflacja i podwyżki płac wzajemnie się "nakręcają"?
W pewnym stopniu na pewno tak. Natomiast wzrost wynagrodzeń nie będzie wynikał wyłącznie z tego, że inflacja i oczekiwania inflacyjne są wysokie i pracownicy będą wnioskować o wyższe podwyżki, a pracodawcy będą się na nie zgadzać. Chodzi o to, że stan naszego rynku pracy jest bardzo dobry. Liczba pracujących w polskiej gospodarce była w trzecim kwartale br. o 300 tys. osób wyższa niż pod koniec 2019 r. Szybko rośnie liczba wakatów, zmniejsza się liczba bezrobotnych. Ta presja na wzrost wynagrodzeń wynika przede wszystkim z niedoborów pracowników. Czynnik spirali cenowo-płacowej oznacza, że żądania płacowe będą zapewne nieco wyższe, ale one i tak by były i bez wysokiej inflacji
- uważa analityk BNP Paribas. Ekonomiści banku wskazują na bardzo dynamicznie rosnący w ostatnich miesiącach odsetek firm planujących podwyżki wynagrodzeń. Według odsezonowanych danych NBP to już prawie połowa przedsiębiorstw. Zresztą podobne wnioski płyną także z najnowszego badania Instytutu Badawczego Randstad i Gfk Polonia, według których w ciągu najbliższego półrocza wynagrodzenia planuje podnosić 48 proc. firm.
Kosztowna walka z inflacją
Z punktu widzenia kredytobiorców złotowych walka z inflacją może być bolesna. Już w ostatnich nieco ponad dwóch miesiącach stopy procentowe w Polsce poszły w górę o 1,65 pp. do 1,75 proc. Według analityków BNP Paribas jesteśmy jednak dopiero w połowie cyklu podwyżek i do połowy 2022 r. referencyjna stawka NBP dojdzie aż do 3,50 proc. Podwyżki (oraz ich oczekiwania przez rynek) podbijają stawkę WIBOR, na której bazuje oprocentowanie zdecydowanej większości kredytów złotowych.
Efekt? Raty, które już poszły w górę często o kilkaset złotych, będą w 2022 r. dalej szybko rosły. Co więcej - na takim poziomie się ustabilizują, raczej nie będzie mowy o tym, aby potem szybko znów zaczęły wyraźnie spadać.
Rada Polityki Pieniężnej zaostrzyła swój ton. Sądzimy, że mimo zmian, które nastąpią na początku 2022 r. (kończą się kadencje większości członków RPP), spojrzenie nowej Rady będzie zbliżone. Determinacja do zwalczania inflacji w średnim terminie jest w RPP duża i sądzimy, że rosnąca inflacja bazowa w pierwszej połowie 2022 r. będzie skłaniała nową Radę do wydłużenia cyklu podwyżek stóp procentowych
- uważa Kujawski.
Koszty walki z inflacją odczują więc kredytobiorcy. Kto jeszcze? Wiadomo, że podwyżki stóp mogą pogorszyć sytuację na rynku pracy. W opinii ekonomisty BNP Paribas nie oznacza to jednak, że Polsce grozi istotny wzrost bezrobocia.
Sytuacja na rynku pracy jest na tyle dobra, że wyższe stopy procentowe będą przede wszystkim ograniczać popyt na pracę, ale w formie niezaspokojonych wakatów. Niekoniecznie będzie musiało dojść do fali zwolnień, bardziej ograniczone zostanie poszukiwanie pracowników
- mówi Kujawski. Dodaje, że walka z inflacją obniży także tempo wzrostu polskiej gospodarki.
Jak będzie wyglądała polska gospodarka w 2023 r., gdy efekty walki z inflacją zaczną być widoczne w coraz niższym odczytach tego wskaźnika? Polska gospodarka ma się wciąż rozwijać w dobrym tempie, choć rzeczywiście będzie w najbliższych kwartałach łagodnie schłodzona. Efektem będzie niższy popyt dla pracowników, co z kolei sprawi, że choć tempo wzrostu płac powinno wciąż być przyzwoite, to jednak niższe niż obecnie. Pół żartem pół serio można zatem powiedzieć, że jeśli marzy nam się podwyżka (a tym bardziej naprawdę sowita), to lepsze warunki ku wnioskowaniu o nią będą zachodziły w najbliższych miesiącach niż później, w tym w 2023 r.