W Turcji zaskoczeń jeśli chodzi o politykę monetarną zwykle nie ma. Najpierw poznajemy opinię prezydenta (nie zmienia się od wielu miesięcy), potem zbieżną z nią decyzję ogłasza bank centralny. W międzyczasie zdarzają się przetasowania personalne na stanowiskach związanych z finansami. Tym razem Recep Tayyip Erdogan wymienił dwóch wiceministrów finansów i skarbu (sam szef resortu został wymieniony zaledwie dwa tygodnie temu).
Więcej wiadomości z gospodarki na stronie głównej Gazeta.pl.
Na posiedzeniu 16 grudnia turecki bank centralny ściął główną stopę procentową z 15 do 14 proc. To czwarty ruch w dół z rzędu - od września spadła już o 400 punktów bazowych. Takie decyzje powinny mocno zaskakiwać (choć Ankara do nich już przyzwyczaiła), bo w teorii i praktyce ekonomii obniżanie stóp procentowych wpływa na podbicie wskaźnika inflacji.
Inflacja w Turcji przekracza już 20 proc. rok do roku. Tyle że prezydent Erdogan uważa, że efekt może być odwrotny i jest w ogóle bardzo przeciwny stopom procentowym. Na razie stosowanie jego podejścia w polityce monetarnej - widać, że bank centralny Turcji nie ma pełnej niezależności - nie przynosi uspokojenia wzrostu cen. Ten rozjazd widać dobrze na poniższym wykresie, opublikowanym przez PKO Research:
Ta tak zwana erdoganomika nie uspokaja też notowań waluty. Turecka lira co rusz bije rekordy słabości, za dolara trzeba płacić coraz więcej. W czwartek po ogłoszeniu decyzji ws. stóp było to już ponad 15 lir za jednego dolara - na początku roku ponad 7 lir, a pięć lat temu 3,7.
Notowania dolara wobec liry, wykres dzienny. Źródło: investing.com
Notowania dolara wobec liry, wykres roczny. Źródło: investing.com
Erdogan powtarza jak mantrę, że cięcia stóp są niezbędne, by wzmocnić eksport, akcję kredytową, a w konsekwencji wzrost gospodarczy i rynek pracy (bezrobocie w Turcji to według najnowszych danych, za wrzesień, 11,5 proc.). Za wzrost cen wini bliżej nieokreślonych graczy z zagranicy. Opozycja wzywa do wcześniejszych wyborów - zgodnie z planem powinny się odbyć w 2023 roku (zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne). - To bardzo ważna data, 100-lecie powstania Republiki Tureckiej. Na pewno władze chciałyby wokół tego zbudować opowieść o świetności kraju, w przypadku krachu ekonomicznego trudno to będzie zrobić - mówił niedawno w rozmowie z Gazeta.pl Adam Balcer, dyrektor programowy Kolegium Europy Wschodniej, który sytuację w Turcji śledzi od lat.