Kostucha zamiast Św. Mikołaja. To już są święta pod znakiem śmierci na COVID-19. Nikt w UE nie odczuł tego tak jak Polska

Łukasz Rogojsz
W ostatnich tygodniach eksperci od pandemii koronawirusa zapowiadali, że w tym roku czekają nas smutne święta. Smutne, bo do wigilijnych stołów z powodu COVID-19 zasiądzie znacznie mniej Polaków, niż powinno. Liczby nie pozostawiają złudzeń: w ostatnim tygodniu w żadnym kraju Unii Europejskiej pandemia nie pochłonęła tylu istnień co w Polsce.
Jeśli chcemy przeczekać czwartą falę, to ją przeczekamy, ale koszt będzie porażający

- ostrzegał w rozmowie z Gazeta.pl z połowy listopada prezes Polskiej Akademii Nauk prof. Jerzy Duszyński. I podawał konkretne liczby:

To będzie kilka, kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt tysięcy niepotrzebnych śmierci. Ktoś za pół roku powie: dlaczego to się stało, jak mogło do tego dojść? Zaczniemy porównywać, jak sytuacja wyglądała u naszych sąsiadów czy w innych krajach UE. Ludzie zaczną zadawać pytania, dlaczego w kraju X zmarło kilkaset osób, a u nas kilka albo kilkanaście tysięcy
Zobacz wideo Ekspert tłumaczy, dlaczego czwarta fala pandemii to fala osób niezaszczepionych

Nie doczekaliśmy nawet miesiąca, żeby jego słowa znalazły odzwierciedlenie w oficjalnych statystykach. 22 grudnia resort zdrowia poinformował o 22 097 nowych przypadkach zachorowań oraz 592 zgonach spowodowanych COVID-19. Zwłaszcza ta druga liczba napawa niepokojem. Tym większym, że śmiertelne żniwo COVID-u, a więc śmiertelność na poziomie 400-700 osób dziennie, utrzymuje się w Polsce od miesiąca, przy czym w pierwszej połowie grudnia sytuacja stała się wyjątkowo niebezpieczna.

Więcej o walce z czwartą falą pandemii COVID-19 przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Tylko w ostatnim tygodniu (8-15 grudnia) w Polsce COVID-19 pozbawił życia 3510 osób. To 3,89 proc. wszystkich spowodowanych koronawirusem zgonów w Polsce w trwającej już 22 miesiące pandemii. To również zdecydowanie największa bezwzględna liczba covidowych śmierci w Unii Europejskiej w analizowanym okresie. Żeby ująć to we właściwej perspektywie: w Polsce między 8 a 15 grudnia zmarło zdecydowanie więcej osób niż w tym samym czasie we Francji (1084), Hiszpanii (348) i Włoszech (790) łącznie.

embed

Jeżeli spojrzymy na śmiertelność na milion mieszkańców albo w zestawieniu z liczbą raportowanych przypadków, to sytuacja robi się jeszcze bardziej przygnębiająca. W dniach 8-15 grudnia w Polsce umarło bowiem 92,88 osób w przeliczeniu na milion mieszkańców. We Francji 16,55, w Hiszpanii 7,44, a we Włoszech 13,09. Jeśli spojrzymy na współczynnik zgonów w zestawieniu z liczbą zaraportowanych pomiędzy 8 a 15 grudnia nowych zakażeń, wcale nie będzie lepiej. W Polsce wyniósł on 1,98 proc. (to czwarty wynik w całej UE), natomiast we Francji, Hiszpanii i Włoszech odpowiednio: 0,26, 0,26 i 0,53 proc.

Niestety nie ma tutaj dla Polski żadnej taryfy ulgowej. W każdym z tych trzech krajów czwarta fala pandemii albo jest już blisko swojego szczytu, albo do tego szczytu zmierza, aczkolwiek tylko we Francji w minionym tygodniu odnotowano więcej nowych zakażeń niż w Polsce (ponad 412 tys. wobec 177 tys. w Polsce). Pamiętajmy też jednak, że każde z tych państw jest ludniejsze od Polski. Hiszpania nieznacznie (46,78 mln mieszkańców), ale Francja (65,48 mln) i Włochy (60,33 mln) o 50 proc. albo więcej.

To, co wydarzyło - albo niestety co wciąż dzieje się - w Polsce między 8 a 15 grudnia dobrze oddaje zestawienie z Niemcami. Nasi zachodni sąsiedzi właśnie osiągają szczyt czwartej fali pandemii. W analizowanym okresie dziennie raportowano tam średnio niemal 59 tys. nowych przypadków COVID-19 (dla porównania: w Polsce nieco ponad 25 tys.). W minionym tygodniu koronawirus odebrał życie 3301 Niemcom, czyli 209 osobom mniej niż w Polsce. Najbardziej uderzają po oczach jednak inne wskaźniki. W Niemczech umiera 39,29 osób na milion mieszkańców (w Polsce przypomnijmy: 92,88). Jeśli chodzi o śmiertelność w kontekście wszystkich odnotowanych między 8 a 15 grudnia przypadków COVID-19, to u naszych sąsiadów wyniosła ona 0,89 proc. (ponad dwukrotnie mniej niż w Polsce). Na koniec: Niemcy to kraj przeszło dwukrotnie ludniejszy od Polski (84,17 vs 37,79 mln).

embed

Pozostaje zatem pytanie, czy gdzieś jest gorzej niż w Polsce. A jeśli tak, to gdzie. Odpowiedzi mogą być dwie. Gdy spojrzymy na liczby bezwzględne zgonów na COVID-19, gorszej sytuacji nie ma nigdzie w Unii Europejskiej. Jeśli spojrzymy na wskaźniki śmiertelności na milion mieszkańców oraz śmiertelności wszystkich zaraportowanych chorych, będzie nieco lepiej. Z naciskiem na "nieco". W zgonach przeliczanych na milion mieszkańców mamy czwarte miejsce w UE za plecami Węgier (145,22), Chorwacji (110,57) i Bułgarii (100,29). Podobnie czwarte miejsce w Unii zajmujemy, jeśli chodzi o śmiertelność chorych na COVID-19. W Polsce wynosi ona 1,98 proc. Przed nami są tylko: Rumunia (9,20), Bułgaria (5,48) i Węgry (3,03).

Przejdźmy do wniosków. Te są takie, że przed czwartą falą skutecznie chroni jedynie kombinacja: szczepionki + restrykcje. Widać to liczbach. Kraje z wysokim poziomem wyszczepienia populacji znajdują się na dole zestawienia śmiertelności w przeliczeniu na ogół przypadków. Kraje, w których szczepienia poszły średnio, słabo albo wręcz tragicznie - to górna połowa tabeli. Jednak przykłady krajów tak dużych i tak mocno doświadczonych w poprzednich falach pandemii jak Francja, Hiszpania, Niemcy czy Włochy pokazują, że równie ważne jak szczepienia są restrykcje, ograniczające mobilność społeczną i spowalniające transmisję wirusa.

Paszporty covidowe, obowiązkowe szczepienia przeciw COVID-19 (przynajmniej dla najbardziej narażonych grup zawodowych), rozróżnienie obostrzeń ze względu na status szczepienia, lokalne lockdowny, ograniczenia dostępności miejsc publicznych w szczycie fali pandemii - to wszystko obostrzenia, które większość krajów UE wprowadziła w czwartej fali pandemii, mimo że z wyszczepieniem populacji poradziły sobie daleko lepiej niż Polska. U nas rząd pierwsze obostrzenia - bardzo nieznaczne i w dużej mierze nielogiczne, o czym pisaliśmy na Gazeta.pl - wprowadził w zeszłym tygodniu, gdy byliśmy w szczycie czwartej fali. Co więcej, argumentowano je nie dramatyczną sytuacją pandemiczną, ale pojawieniem się nowego zagrożenia w postaci wariantu omikron.

Za mało, za słabo, za późno. Efekt jest (i będzie) taki, że tysiące polskich rodzin czekają bardzo smutne święta. Przestrzegał przed tym w rozmowie z Gazeta.pl w samej końcówce listopada dr Franciszek Rakowski.

W szpitalach lekarze będą ratować chorych ze szczytu czwartej fali. To będzie czas najcięższej pracy dla medyków i najtrudniejszej walki o zdrowie i życie Polaków

- mówił szef zespołu ds. COVID-19 w Interdyscyplinarnym Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego Uniwersytetu Warszawskiego.

Wygląda na to, że czekają nas kolejne święta, w które życzenia zdrowia będą na wagę złota, a największym prezentem będzie to, że uda się je spędzić w pełnym gronie.

Więcej o: