Długo na to czekaliśmy, ale wreszcie jest - decyzja o wyborze miejsca, w którym ma powstać polska elektrownia jądrowa. Badania na ten temat trwały ponad trzy lata, na koniec rozpatrywano dwie możliwości: Żarnowiec oraz Lubiatowo-Kopalino, obie na Pomorzu, w niedużej odległości od siebie.
Wygrał drugi z wymienionych wariantów. Spółka Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) w komunikacie zapewnia, że to opcja bezpieczna i dla ludzi, i dla środowiska. Sama decyzja to efekt zakończenia prac merytorycznych nad Raportem o oddziaływaniu na środowisko.
PEJ: elektrownia jądrowa w Polsce ma powstać w gminie Choczewo, w lokalizacji Lubiatowo-Kopalino Źródło: spółka Polskie Elektrownie Jądrowe
To jeszcze nie znaczy, że elektrownia na pewno tu powstanie. Teraz PEJ będzie ubiegać się o odpowiednie zgody administracyjne, w tym decyzje środowiskowe i decyzję lokalizacyjną. PEJ podkreśla, że kilkuletnie badania w sprawie lokalizacji były realizowane "na niespotykaną dotąd w Polsce skalę". Na początku potencjalnych miejsc wybudowania elektrowni było aż 92. "Analizy uwzględniły m.in. takie czynniki jak właściwości terenu, dostępność wody chłodzącej, położenie względem terenów objętych formami ochrony przyrody, w tym obszarów Natura 2000 oraz obecne i możliwe do rozbudowy elementy infrastruktury jak na przykład sieci energetyczne, drogowe czy kolejowe. Wyniki analiz potwierdziły sprzyjające warunki do wybudowania elektrowni jądrowej w województwie pomorskim" - czytamy w komunikacie.
Nawet gdy wspomniane zgody zostaną udzielone, do wbicia pierwszej łopaty jeszcze długa droga. Przed PEJ - czyli rządem - jeszcze poważna decyzja wyboru technologii, czyli tego, od kogo i jaki reaktor (lub reaktory) kupimy. Samą elektrownię ktoś musi zbudować, a na to wszystko trzeba znaleźć jeszcze finansowanie. Według prognoz rządu, pierwszy blok polskiej elektrowni jądrowej ma zacząć pracę w 2033 roku.
Jest szansa, że wcześniej ruszy podobna inwestycja, choć na mniejszą skalę, podmiotów prywatnych. Atomem mocno zainteresowana jest grupa ZE PAK, należąca do jednego z najbogatszych Polaków, Zygmunta Solorza. ZE PAK teraz zarabia na węglu - i to tym "najbrudniejszym", brunatnym, ma kopalnię odkrywkową i zasilaną tym surowcem elektrownię. Chce jednak zupełnie przebudować biznes i postawić na odnawialne i niskoemisyjne źródła. We wrześniu firma informowała o podpisaniu umowy o współpracy w energetyce jądrowej ze spółką należącą do innego miliardera, Michała Sołowowa, właściciela Synthosu. Synthos z kolei chce w tej sprawie współpracować z Orlenem - parę tygodni temu pojawiła się informacja, że stworzą spółkę, która zajmie się małymi reaktorami jądrowymi (SMR).
Według Piotra Woźnego, prezesa ZE PAK, z którym niedawno rozmawialiśmy, pierwsze małe reaktory jądrowe w Polsce mogą pojawić się w 2029-2030 roku.
Cytowani w komunikacie PEJ przedstawiciele rządu - minister klimatu i środowiska Anna Moskwa oraz Piotr Naimski, Pełnomocnik Rządu ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej - podkreślają znaczenie przyszłej elektrowni dla transformacji energetycznej Polski. Nie wszyscy eksperci do spraw środowiska i energetyki uważają, że tylko atom może pomóc w odejściu od węgla, ale wszyscy zgadzają się w tym, że to odejście trzeba rozpoczynać na poważnie jak najszybciej. Obecnie około 70 proc. energii elektrycznej w Polsce wytwarzane jest z węgla, co jest coraz droższe i zupełnie nie po drodze z dążeniami globalnymi do odejścia od surowców kopalnych w walce o powstrzymanie zmian klimatu.
I to nie jest jeszcze największy problem polskiej energetyki. Nasze bloki energetyczne są coraz starsze, stopniowo są i będą wyłączane i trzeba je pilnie zastąpić nowymi. "Mamy realny problem niedoboru mocy. W perspektywie 5-7 lat bardzo bym się obawiał poważnych problemów z dostarczaniem energii. Idziemy coraz bliżej krawędzi" - podkreślał niedawno w rozmowie z Next.gazeta.pl dr Maciej Bukowski z WiseEuropa (więcej pod poniższym linkiem).
Z najnowszej (listopadowej) odsłony badań przeprowadzanych na zlecenie resortu klimatu i środowiska wynika, że już 74 proc. Polaków popiera budowę elektrowni jądrowych w naszym kraju, a aż ponad połowa - 58 proc. - nie miałaby nic przeciwko, gdyby taka elektrownia powstała niedaleko ich domu. Od 2012 roku, od kiedy prowadzone są te badania, tak dużego poparcia nie było.