Niemal tydzień temu premier Mateusz Morawiecki złożył ważną deklarację. - W tym roku emeryci otrzymają jeszcze większe wsparcie - zapewnił. I zapowiedział przyjęcie wysokiego wskaźnika rewaloryzacji oraz wypłatę 14. emerytury. Świadczenie, jak wcześniej deklarował rząd, miało mieć charakter jednorazowy. Emerytom i rencistom pomóc miał Polski Ład, który najniższe świadczenia miał podnieść o 100-200 zł. Rząd swoją najnowszą decyzję tłumaczy koniecznością ochrony seniorów m.in. przed skutkami wysokiej inflacji.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
Emeryci z pewnością cieszą się z kolejnego świadczenia, ale zasadne jest pytanie o koszty. "Szybko licząc: tarcza inflacyjna 34 mld zł (według PKO BP), dodatkowa waloryzacja ws. ustawowa: 3-4 mld zł, powrót czternastki: 11-12 mld zł. Łatki w Polskim Ładzie 3-5 mld. Razem: ok. 55 mld zł. A to dopiero luty" - napisał w dniu ogłoszenia decyzji przez premiera dr Sławomir Dudek, główny ekonomista fundacji FOR. "Pierwsze pytanie do nowego Ministra Finansów: z czego? Jakie nowe podatki?" - dodał.
Odpowiedź na to pytanie częściowo jest znana. Jak twierdzi Money, wypłata 14. emerytury ma być sfinansowana z Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. Finansuje go Bank Gospodarstwa Krajowego z emitowanych obligacji. A więc długu.
Fundusz znajduje się poza kontrolą parlamentu, wydatki realizowane z niego nie są uwzględnianie w deficycie budżetowym. Dlatego też ekonomiści cytowani przez serwis określają FPC-19 "eldorado premiera".
- Nie wiadomo, ile będzie środków wydanych poza budżetem, ale spodziewam się, że do obecnych już prawie 300 mld zł może przybyć w tym roku kolejnych kilkadziesiąt - komentuje Paweł Wojciechowski, były minister finansów i doradca gospodarczy Szymona Hołowni.
I dodaje, że tempo zadłużania może wzrosnąć. - Jeśli nie będzie nowelizacji, to, zakładając dotychczasowe tempo obietnic premiera dotyczące wydatków bez pokrycia w ustawie budżetowej w ostatnich sześciu tygodniach, zadłużenie poprzez fundusze pozabudżetowe może spuchnąć nawet o 100 mld zł w tym roku - podsumowuje.
Dr Sławomir Dudek w rozmowie z Gazeta.pl działania rządu dotyczące finansowania różnych wydatków z funduszy, które nie są widoczne w deficycie budżetowym, określa jako "sprytną sztuczkę". - Rząd wypycha zadłużenie do zewnętrznych funduszy. Nie zamierza też zrezygnować z nowych planów i chce się zadłużać jeszcze bardziej - stwierdził.
O rozdźwięku między oficjalnym deficytem a wydatkami państwa pisał też w swojej analizie Mikołaj Fidziński. Tylko w grudniu rząd wydał bowiem ponad 120 mld zł. To o blisko 77 mld zł więcej niż do budżetu wpłynęło. "Tak naprawdę rząd fizycznie nie wydał w grudniu ponad 120 mld zł. Sporą część tych środków przelał po prostu do różnych funduszy poza budżet, już na poczet wydatków na 2022 r. Tym samym zrobił sobie podbudowę pod lepszą sytuację budżetową w tym roku" - pisze Fidziński.