Podczas wtorkowej konferencji prasowej kanclerz Niemiec Olaf Scholz oznajmił, że Niemcy podjęły kroki w celu wstrzymania certyfikacji gazociągu Nord Stream 2. Zapewnił, że niemieckie władze podejmują te działania w odpowiedzi na wczorajsze decyzje Rosji.
Władimir Putin zdecydował bowiem o uznaniu niepodległości samozwańczych, prorosyjskich republik położonych na terytorium Ukrainy. W efekcie na te tereny wysłane zostało rosyjskie wojsko.
- W świetle ostatnich wydarzeń musimy ponownie ocenić sytuację, w szczególności w odniesieniu do Nord Stream 2 - powiedział Scholz (cytowany przez agencję Reutera) na konferencji prasowej ze swoim irlandzkim odpowiednikiem.
"Sytuacja dramatycznie się zmieniła" - napisał następnie na Twitterze, komentując przyczyny decyzji wobec Nord Stream 2.
Wyjaśnił też, że zatrzymanie certyfikacji może wydawać się pojęciem czysto technicznym, ale w praktyce jest to krok administracyjny, bez którego nie można rozpocząć eksploatacji Nord Stream 2. Fizyczna budowa samego gazociągu jest bowiem ukończona.
Wstrzymania projektu Nord Stream 2 domagały się polskie władze. Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, wezwał do zablokowania gazociągu. "Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że dawanie kolejnych narzędzi do szantażowania Europy jest kursem na ścianę" - napisał na Twitterze Sasin. - Zatrzymanie projektu Nord Stream 2 powinno być jedną z pierwszych sankcji dla putinowskiej Rosji - dodał.
Podobne stanowisko przedstawił rzecznik rządu. - Nikt przy zdrowych zmysłach nie jest w stanie powiedzieć, że ten projekt może być kontynuowany, bo to dodatkowe paliwo i naboje dla Władimira Putina w tej walce geopolitycznej - powiedział Piotr Müller.
Wcześniej do kwestii Nord Steeam 2 odniósł się też Joe Biden. Prezydent Stanów zjednoczonych stwierdził, że jeśli rosyjskie wojska przekroczą granicę Ukrainy "nie będzie szans na realizację projektu".