Władimir Putin w poniedziałek podpisał umowę "o przyjaźni" z dwoma samozwańczymi, separatystycznymi rejonami położonymi na wschodzie Ukrainy. Uznał jednocześnie niepodległość republik, które według prawa międzynarodowego wciąż należą do wschodniego sąsiada Polski.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl
Moskwa nie po raz pierwszy narzuca swoją wolę poprzez bezpośrednią lub pośrednią okupację danego terytorium. Na obszar Ługańska i Doniecka Władimir Putin wysłał wojsko, co może być dowodem na próbę powtórzenia scenariusza krymskiego.
Krym, Donieck i Ługańsk to niejedyne rejony, które Moskwa próbuje pośrednio lub bezpośrednio kontrolować za pomocą wojsk lub marionetkowych rządów. Podobna sytuacja panuje w Nadniestrzu a także Abchazji i Osetii Południowej.
O tym w jaki sposób Rosja przejmowała kontrolę nad nienależącymi do siebie terytoriami pisał Maciej Kucharczyk. "Pierwszym jest oczywiście Krym, zagarnięty nielegalnie w 2014 roku. Formalnie to terytorium Ukrainy, choć faktycznie już Rosji i nic nie zapowiada, aby taki stan rzeczy miał się w najbliższym czasie zmienić. Krym jest zamieszkany w znacznej mierze przez ludność rosyjskojęzyczną, autentycznie popierających włączenie do Rosji" - pisał.
Zachodni analitycy obawiają się, że wkroczenie wojsk rosyjskich na terytoria kontrolowane przez prorosyjskich separatystów z Doniecka i Ługańska może być pierwszym krokiem do zagarnięcia kolejnych terenów. Obecnie sprzyjające Moskwie siły nie kontrolują bowiem całych regionów, a jedynie ich część.
Rosyjski minister spraw wewnętrznych Władimir Kołokolcew stwierdził jednak w w rozmowie z Putinem, że Moskwa powinna uznać za "niepodległe" wszystkie regiony Doniecka i Ługańska. - Od Mariupola aż po historyczne granice - stwierdził.