Polska na potęgę sprowadza rosyjski węgiel. Nasz minister mówił, że "jest jak każdy inny" [WYKRES DNIA]

Mikołaj Fidziński
Około dwie trzecie węgla importowanego przez Polskę pochodzi z Rosji. Premier Morawiecki mówi, że Polska nie jest taką potęgą, żeby móc dyktować sankcje na Rosję. A ekspertki wskazują, że węgiel z Rosji nie tak łatwo zastąpić. Polska jest wciąż mocno uzależniona od Rosji w dostawach ropy i gazu, choć w tym drugim przypadku stan ten ma się niebawem diametralnie zmienić.
Bardzo chciałbym, żeby Polska była taką potęgą gospodarczą, żebyśmy mogli sami nałożyć sankcje na Rosję, które byłyby dotkliwe. Ale polityka jest sztuką działań realnych, takich, które wywołują realny skutek

- powiedział podczas środowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki pytany, czy Polska planuje nałożenie na Rosję sankcji dotyczącym importu tamtejszego węgla.

O realnych działaniach w związku z rosyjskim węglem mówi się nie od dziś. Jeszcze w 2014 r. ówczesny poseł PiS Mariusz Błaszczak (dziś szef MON) domagał się... embarga na dostawy węgla z Rosji. Tłumaczył, że ten jest dotowany przez Władimira Putina, i z jego sprzedaży prezydent Rosji czerpie pieniądze na napaści na sąsiednie kraje i odtwarzanie "imperium postsowieckiego". 

Później retoryka była jednak inna.

Rosyjski węgiel jest jak każdy inny. (...) Polacy muszą czymś palić, dopóki nie przejdą na ogrzewanie gazowe, elektryczne i inne

- mówił w listopadzie 2018 r. w rozmowie z Next.gazeta.pl Henryk Kowalczyk, ówczesny minister środowiska. Dodawał, że o zakazie importu węgla z Rosji nie może być mowy.

Zobacz wideo Sankcje przestraszą Rosję? Legucka: Na razie nie są one zbyt mocne

Węgiel z Rosji to dwie trzecie całego importu tego surowca

Polska jest - po Niemczech - głównym unijnym importerem węgla kamiennego z Rosji. W ostatnich latach mniej więcej co piąta tona węgla z Rosji trafiała nad Wisłę. Przy czym kluczowe zastrzeżenie - słowo "Polska" w kontekście importu węgla oznacza głównie biznes prywatny, nie spółki skarbu państwa.

Import surowca z Rosji stanowi od lat - jak zauważała na antenie TVN24 BiS Karolina Baca-Pogorzelska, dziennikarka Outriders, 60-70 proc. całego wwozu węgla do Polski. 

To są potężne ilości, kupujemy go, bo jest tani, ale kupujemy go również dlatego, że nie mamy na tyle dużo węgla niskosiarkowego

- mówiła dziennikarka, wskazując, że niska zawartość siarki jest kluczowa m.in. do spełniania norm unijnych w ciepłownictwie. Węgiel ze Wschodu wykorzystywany jest też m.in. w przemyśle czy elektrowniach.

Czy jest alternatywa wobec rosyjskiego węgla? Baca-Pogorzelska dodawała w TVN24, że można by go zastąpić m.in. niskosiarkowym węglem z Kolumbii, choć byłoby to droższe. W poście na Facebooku daje jednak do zrozumienia, że Kolumbia wydobywa węgiel kamienny w bardzo krwawy sposób - wysiedlając rdzenną ludności (np. Kogi) z ich terenów. Zarówno Baca-Pogorzelska, jak i Justyna Piszczatowska, redaktorka naczelna portalu green-news.pl, przypominają, że import węgla np. z USA w naszym przypadku odpada (z powodu zbyt wysokiego zasiarczenia). 

Jak wynika z danych Eurostatu, w 2020 r. spośród blisko 12,8 mln ton węgla kamiennego sprowadzonych do Polski, 9,4 mln ton (niemal 74 proc.) trafiło do nas z Rosji. Za resztę importu odpowiadały m.in. Australia, Kolumbia i Kazachstan (po ok. 850-1050 ton, tj. po ok. 6,6-8,3 proc. całego importu).

embed

1,1 bln zł w 20 lat za import surowców energetycznych 

Import węgla kamiennego waha się, ale wyraźnie widać tendencję wzrostową, co wynika z wysokiego krajowego zapotrzebowania i spadającego krajowego wydobycia oraz dostępności węgla dobrej jakości

- zauważali eksperci z Forum Energii w opublikowanym w styczniu br. raporcie. Jego autorzy wyliczyli, że w ostatnich dwudziestu latach Polska za import surowców energetycznych zapłaciła ponad 1,1 biliona złotych.

Zdecydowanie dominującym dostawcą surowców do naszego kraju jest Rosja. Obserwowanie tego trendu jest istotne nie tylko ze względu na trudną obecnie sytuację geopolityczną. Brakuje głębszej refleksji dotyczącej bezpieczeństwa energetycznego i przyszłego wykorzystania paliw kopalnych

- czytamy w dokumencie. 

W ostatnich latach Rosja zyskała dzięki kontraktom z Polską na dostawie ropy 698 mld zł i węgla 36 mld zł. W sumie ponad 733 mld zł - nie licząc gazu

- wskazują eksperci z Forum Energii, wyjaśniając, że precyzyjne określenie wartości zakupów gazu z Rosji nie jest możliwe ze względu na niejawność informacji dotyczących cen, wolumenu i kierunków importu.

W 2020 r. z kierunku rosyjskiego popłynęło do Polski 65 proc. całego naszego importu ropy naftowej oraz 55 proc. gazu. Można powiedzieć, że uzależnienie Polski w ciągu ostatnich dwudziestu lat od rynku rosyjskiego w zakresie tych surowców mocno się zmniejszyło, nadal jest jednak olbrzymie.

embed
embed

Koniec z gazem z Rosji jeszcze w 2022 r.?

Jeśli chodzi o gaz, to rosyjska dominacja w naszym imporcie tego surowca powinna zakończyć się jeszcze w 2022 r. Polska planuje w tym roku zarzucić dostawy gazu z kierunku rosyjskiego, gdy rozpocznie się transport gazu z Szelfu Norweskiego gazociągiem Baltic Pipe.

PGNiG posiada 36 koncesji na eksploatację gazu w tym rejonie, pozostała część gazu będzie pochodzić od innych podmiotów. Dodatkowo, dla zapewnienia stabilizacji i dywersyfikacji dostaw, mają być rozbudowane połączenia z państwami sąsiadującymi oraz istniejący terminal regazyfikacyjny i uruchomiony w 2028 r. terminal FSRU (Floating Storage and Regasification Unit) w Zatoce Gdańskiej. Z punktu widzenia bezpieczeństwa konieczna jest też rozbudowa podziemnych magazynów gazu PMG (w planach do 4 mld m3 – wzrost pojemności o 1/3) i zwiększenie mocy odbioru z PMG do ok. 60 mln m3 (wzrost mocy o 1/6), co odpowiada dziennemu zapotrzebowaniu zimą

- pisali kilka miesięcy temu eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

O ile sankcje nakładane np. na rosyjskie banki czy majątki oligarchów można określić jako takie, które powinny zaboleć Rosję, a Zachodowi wielkich szkód nie poczynić, o tyle języczkiem u wagi są surowce energetyczne. Udział Rosji w rynku europejskim jest znaczący - na poziomie 1/3 w odniesieniu do ropy i nawet nieco więcej w odniesieniu do gazu. 

Europa jest w kropce. Premier Morawiecki grzmiał we wtorek, że w dłuższej perspektywie potrzebne są sankcje surowcowe na Rosję.

To właśnie na surowcach oparta jest dziś siła Rosji. To stamtąd biorą się potężne miliardy dolarów, ogromne środki, po to, żeby się zbroić i żeby realizować politykę neoimperialną

- mówił Morawiecki. Dodawał, że "nie robi się interesów z agresorem" i że "nie do wyobrażenia jest to, że na Ukrainie będą ginąć ludzie, a Europa Zachodnia, jak gdyby nigdy nic, kontynuować będzie gospodarczą współpracę".

Może to jednak nie być takie proste jak brzmi w ustach premiera. - To jest broń obosieczna - przestrzega dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich.

To jest broń obosieczna. Ciężko mi sobie wyobrazić wprowadzenie sankcji polegających na ograniczeniu importu surowców energetycznych z Rosji. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież są wartości wyższe. Ale z drugiej strony pojawia się prozaiczne pytanie. Jak - szczególnie gdyby sankcje zostały wprowadzone w horyzoncie dni czy tygodni - zastąpić tak znaczące wolumeny importu z Rosji. To jest praktycznie nie do wykonania

- mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr Kardaś.

Według mnie Rosja nie jest gotowa, aby ze względów politycznych wstrzymać eksport surowców. To byłaby broń atomowa i długofalowo niekorzystna dla Rosji. Tak samo Europa nie jest gotowa, aby przyjąć sankcje, które mogłyby uderzać w import surowców energetycznych. Mam też wrażenie, że Rosjanie w swojej kalkulacji też uwzględniają, że są uzależnieni od europejskiego rynku zbytu. Właśnie z tego względu moim zdaniem nigdy zbyt prawdopodobny nie był scenariusz wielkiej inwazji na Ukrainę

- dodaje ekspert.

Więcej o: