Reforma podatkowa, którą w czwartek 24 marca zapowiedział premier Morawiecki i wiceminister finansów Artur Soboń, zakłada m.in. obniżenie stawki PIT z 17 proc. na 12 proc. Zmiany mają wejść w życie już 1 lipca br.
Zgodnie z rządowymi wyliczeniami, na zmianach zyska blisko 13 mln osób. W pierwszych latach mają one oznaczać łącznie ok. 14,5-16 mld zł więcej rocznie w portfelach Polaków.
Obniżka podatków to zasadniczo miła okoliczność. Problem tylko w tym, że napychanie kolejnymi pieniędzmi naszych kieszeni raczej nie pomoże w walce z inflacją.
Można powiedzieć, że rząd i ekonomiści widzą inne związki przyczynowo-skutkowe. Rząd chce łagodzić Polakom rosnące ceny, zwiększając ich dochody do dyspozycji. Eksperci wskazują, że jeśli chcemy obniżyć inflację, powinniśmy nieco przydusić popyt w gospodarce. Kolejne transfery fiskalne są tego zupełną odwrotnością - miast popyt przyduszać, utrwalają go i podkręcają. A to oznacza, że walka z inflacją może być jeszcze dłuższa i kosztowniejsza.
To z kolei rodzi ryzyko, że zdeterminowany na zbijanie inflacji Narodowy Bank Polski może zdecydować się na więcej podwyżek stóp procentowych niż w alternatywnej rzeczywistości bez nowej reformy podatkowej. A to ma oczywistą konsekwencję w postaci jeszcze wyższych rat kredytów mieszkaniowych.
Działamy tak, aby zacieśnić politykę pieniężną. To niestety powoduje, że poziom rat zaciągniętych kredytów rośnie. Ilość środków finansowych u rodzin, które spłacają te kredyty, maleje. To działa antyinflacyjnie. Takie są reguły życia, tak to działa
- wyjaśniał podczas konferencji prasowej dwa tygodnie temu prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. W trakcie niej wyrażał też aprobatę dla policy mix (tj. "mieszanki" decyzji NBP i władz fiskalnych, czyli m.in. rządu) zakładającej łagodną politykę fiskalną i twardą politykę pieniężną. Twardą, czyli m.in. zakładającą stosunkowo wysokie stopy procentowe. Wysokie bez przesady - Glapiński wiele mówił m.in. o tym, że nie powinny one doprowadzić do znaczącego wzrostu bezrobocia. Ale gdzie jest ta granica "przesady" - trudno powiedzieć.
Na pewno wiadomo, że NBP ma co zbijać. Jego najnowsze projekcje inflacji wskazują, że w 2022 r. może ona sięgnąć blisko 11 proc., a w 2023 r. 9 proc. To prognozy przy założeniu nieprzedłużanej po lipcu br. tarczy (a rząd już zapowiedział, że ją przedłuży), ale i tak widać gołym okiem, że do akceptowalnego przez NBP celu inflacyjnego (1,5-3,5 proc.) jest przepaść.
Marcin Kujawski, ekonomista BNP Paribas, po czwartkowej zapowiedzi obniżki podatków dał do zrozumienia, że "zmierzamy w kierunku" stóp na niebagatelnym poziomie 7,5 proc. Dziś główna stopa NBP wynosi 3,5 proc. WIBOR 3M i 6M - rynkowe stopy, na których bazuje oprocentowanie kredytów mieszkaniowych w złotych - wynoszą obecnie kolejno 4,48 i 4,84 proc., a prognozy (na podstawie tzw. kontraktów FRA) sugerują, że za trzy miesiące osiągną około 6 proc.
Dalsza fiskalizacja inflacji [czyli kontynuacja obecnych działań rządu - red.] to albo jeszcze wyższe stopy (i dłużej wysokie) albo dryf waluty na północ [tj. osłabienie się złotego - red.]
- uważa Mikołaj Raczyński, członek zarządu Noble Funds TFI.
O tym, że po obniżce PIT stopy wzrosną jeszcze mocniej, pisze też Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
Z drugiej strony, nieco w innym tonie wypowiada się Tomasz Wyłuda, dyrektor Biura Doradztwa Inwestycyjnego Credit Agricole. Przekonuje on, że obniżka podatków może na inflację wpłynąć tylko delikatnie.
Nie rozumiem niechęci do obniżki podatków w sytuacji gdy rosną ceny i raty kredytu, co uderzy w gospodarstwa domowe. Skala obniżki podatków kilka mld zł może delikatnie wpłynąć na inflację
- uważa Wyłuda.
Łącznie w Polsce aktywnych jest ok. 2,1 mln kredytów mieszkaniowych w złotych. Spłaca je ok. 3,5 mln osób (większość kredytów biorą bowiem pary).
Dla przykładowego kredytu na 25 lat i 300 tys. zł zaciągniętego na początku 2016 r. (z oprocentowaniem marża 2 proc. + WIBOR 3M) rata wzrosła od października 2021 r. już o ok. 460 zł (z ok. 1335 zł do blisko 1,9 tys. zł). Rynkowe prognozy wskazują, że za trzy miesiące może sięgnąć ok. 2,1 tys. zł i dopiero wówczas wzrost rat i stóp powinien przystopować.