Jeśli Rosja będzie tego oczekiwała, Węgry będą płacić za rosyjski gaz w rublach - poinformował w środę premier Węgier Victor Orban. Z kolei minister spraw zagranicznych w Budapeszcie, Peter Szijjarto, stwierdził, że "Unia Europejska nie odgrywa żadnej roli w kwestii umowy Węgier z Rosją na dostawy gazu". Dodawał, że obecnie opracowywane są szczegóły techniczne płatności (najbliższa przypada w końcu maja).
Wiadomo - Viktor Orban jest nie tylko hamulcowym UE ws. sankcji na Rosję, ale coraz częściej sprawia wrażenie piątej kolumny Putina w Europie. Ale nawet mimo tego, i nawet gdyby dobrej woli na Węgrzech było znacznie więcej, przypadek tego kraju jest tylko jednym z przykładów, że wyplątanie się z gazowej smyczy Putina nie jest proste.
Udział Rosji w imporcie gazu w poszczególnych krajach UE pokazuje, jak trudno UE podjąć jednomyślną decyzję o embargu na rosyjskie surowce energetyczne, do czego wczoraj wezwał Parlament Europejski. Potrzebne alternatywy i gotowość społeczeństw na 'krew, pot i łzy'
- komentują ekonomiści z ING Banku Śląskiego i pokazują mapę uzależnienia Europy od rosyjskiego gazu. W wielu z krajów - nie tylko należących do UE, ale także m.in. Serbii czy Macedonii Północnej - rosyjski gaz stanowi znakomitą większość całego importu tego surowca.
To nieco starsze dane, ale też pokazują skalę uwiązania z Rosją kontraktami gazowymi. Jak zauważają ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego, wśród krajów unijnych importujących gaz, w 2019 r. trzy państwa sprowadzały go bezpośrednio tylko z Rosji (Czechy, Słowacja i Łotwa). W kolejnych krajach (Estonia, Węgry, Finlandia) ta skala uzależnienia była również gigantyczna (ok. 95-99 proc.).
Ba, na 27 państw UE tylko siedem nie importowało w 2019 r. gazu bezpośrednio z Rosji. To Dania, Cypr, Irlandia, Chorwacja, Malta, Austria i Szwecja. Nie oznacza to jednak, że i one były wolne od rosyjskiego surowca, bo np. w Austrii udział gazu od Putina - tyle że reeksportowanego przez inne państwa członkowskie - wynosił ponad 60 proc.
Parlament Europejski w czwartek wezwał do natychmiastowego i całkowitego embarga na import gazu oraz innych surowców z Rosji. Ale Europa nie mówi tu jednym głosem, bo dla wielu krajów rezygnacja z rosyjskiego gazu to naprawdę - jak ujęli to ekonomiści z ING - "krew, pot i łzy". Mimo wstrząsających relacji z ludobójstw dokonywanych przez Rosjan w Ukrainie, część europejskich rządów musi z uwagą patrzeć też na własne podwórko.
Nie chodzi tylko o Węgry, choć tam sprawa jest o tyle bardziej skomplikowana, że w zeszłym roku związały się nową długoterminową umową na dostawy gazu od Gazpromu. W minioną niedzielę także słowacki minister gospodarki Richard Sulik zapowiedział, że rząd nie podejmie decyzji, które mogłyby zagrozić rosyjskim dostawom gazu i jak trzeba będzie, to będzie płacił Rosji za gaz w rublach. Wkrótce Bratysława poczęła nieco łagodzić ton przekonując, że będzie działać pod rękę z UE. Także np. austriacki OMV poinformował, że kontaktował się już z Gazpromem ws. płatności w rublach, choć rząd w Wiedniu stwierdził, że nie ma podstaw do zmiany waluty rozliczenia.
Chodzi oczywiście o gazowy szantaż Putina, który pod koniec marca orzekł, że kraje UE powinny za gaz płacić w rublach. Wprawdzie później w dekrecie prezydenta Rosji okazało się, że płatności mogłyby być dalej realizowane w walutach obcych, tylko na specjalne subkonta w Gazprombanku, z których środki byłyby potem przewalutowywane na ruble, ale to i tak rozwiązanie, które przynosi Moskwie korzyści (umacnia walutę, chroni Gazprombank przed ewentualnymi sankcjami UE).
W czwartek przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen ostrzegła, że płatności rublami za rosyjski zostaną uznane za omijanie sankcji wobec Rosji.
Część krajów UE już zapowiada rezygnację z rosyjskiego gazu. Import surowca zatrzymały Litwa, Łotwa i Estonia. Polska planuje skończyć z gazem z Rosji w 2022 r., bo od 2023 r. pełną przepustowość zyska gazociąg Baltic Pipe i surowiec z Norwegii będzie w stanie całkiem zastąpić nam ten rosyjski.
Zgodnie z planem UE, do końca roku wspólnota ma zmniejszyć import gazu z Rosji o dwie trzecie. Zamysł Komisji Europejskiej zakłada m.in. wspólne zakupy gazu i obowiązkowe wypełnienie magazynów.
Zdaniem ekonomistów z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, możliwe byłoby ograniczenie importu gazu z Rosji do UE nawet o ponad 90 proc. Według PIE, udałoby się to osiągnąć nie tylko dzięki dywersyfikacji dostaw, zastąpieniu gazu energią z OZE, atomu i węgla, ale także wykorzystaniu potencjalnych oszczędności energii przez m.in. redukcję o dwa stopnie klimatyzacji w okresie letnim i oraz redukcję zużycia po stronie przemysłu.