Chwieje się fotel prezesa NBP dla Glapińskiego. Co go obciąża? Posłowie muszą zadać sobie pytanie

Wydawało się, że pójdzie jak po maśle. Prezes NBP Adam Glapiński chce kierować bankiem centralnym drugą kadencję (obecna kończy się w czerwcu), zyskał nominację prezydenta Dudy, pozytywnie o nim wyrażają się prezes Kaczyński czy premier Morawiecki. Ale jednak nieoczekiwanie PiS może nie zebrać dla Glapińskiego wystarczającego poparcia w Sejmie. Posłowie - rozważając tę kandydaturę - powinni zastanowić się nad wiarygodnością Glapińskiego.

Adam Glapiński jest prezesem Narodowego Banku Polskiego od 2016 r. i będzie nim przynajmniej do czerwca br. Wtedy kończy się jego kadencja. Sam Glapiński chce pozostać na stanowisku na drugą kadencję (czyli do 2028 r.) i raczej niewiele dotychczas wskazywało, że jego plan może być zagrożony. 

Prezydent Andrzej Duda już w styczniu wyznaczył go jako kandydata na prezesa NBP na kolejną kadencję. 8 kwietnia w Radiu Plus poparcie PiS dla Glapińskiego zapowiedział prezes partii Jarosław Kaczyński, a tydzień później premier Mateusz Morawiecki dziękował Glapińskiemu za dobrą współpracę i wyrażał nadzieję, że "nie będzie problemu z wyborem pana prezesa na kolejną kadencję".

Ale problemy są. 13 kwietnia wniosek prezydenta ws. drugiej kadencji dla Glapińskiego - owszem - został poparty przez sejmową Komisję Finansów Publicznych, ale tylko jednym głosem różnicy (27 głosów za, 26 przeciw, jeden wstrzymujący się). Choć była ku temu okazja, koalicja rządząca nie zdecydowała się na zarządzenie głosowania całego Sejmu nad kandydaturą Glapińskiego.

Jak pisze portal money.pl, niepewne są m.in. głosy posłów Kukiz' 15, współpracujących ze Zjednoczoną Prawicą. Z kolei "Gazeta Wyborcza" informuje, że poseł PiS Marek Suski próbuje "przekonać" do Glapińskiego opozycję. - Mówił, że jak nie poprzemy Glapy, to PiS przeforsuje kogoś gorszego - cytuje jednego z posłów Lewicy.

Do tego w mediach zaczęło pojawiać się jeszcze jedno nazwisko potencjalnego prezesa NBP. Radio Zet podało, że prezydent Duda może wysunąć kandydaturę Marty Gajęckiej, obecnie członkini zarządu NBP. "W otoczeniu prezydenta Dudy narasta przekonanie, że kandydatura Glapińskiego na drugą kadencję w NBP staje się wizerunkowym obciążeniem" - pisał Mariusz Gierszewski z Radia Zet.

Prezes NBP Adam Glapiński podczas konferencji prasowej, 7 kwietnia 2022 r.Wszystko, co słyszeliście od Glapińskiego i zapomnieliście

Zobacz wideo Druga kadencja dla prezesa Glapińskiego, to bezpieczna opcja dla rynków?

"Złotousty" Glapiński winiony za inflację

Za część działań Glapiński w kończącej się kadencji jest chwalony, za niektóre ganiony. Na plus on i część polityków czy ekonomistów zapisuje mu m.in. wsparcie NBP dla dynamicznego wzrostu gospodarczego Polski i spadku bezrobocia, zwiększenie rezerw złota czy dobrą współpracę z rządem po wybuchu pandemii. Dziś zdarza się niektórym z rezerwą mówić o "dodrukowaniu" pieniędzy przez NBP, ale wiosną 2020 r. ten ruch prawdopodobnie uratował wiele miejsc pracy. 

Co obciąża Glapińskiego? Oczywiście na pierwszy plan wysuwa się inflacja, bo przecież dbałość o wartość pieniądza to sztandarowe zadanie NBP. W marcu br. inflacja wyniosła aż 11 proc. (a gdyby nie tarcza antyinflacyjna, byłaby jeszcze o ok. 2 pp. wyższa). Prawdopodobnie dwucyfrowa pozostanie jeszcze przynajmniej kilka miesięcy, a do okolic celu inflacyjnego NBP (2,5 proc.) zejdzie zapewne dopiero w 2024-2025 r.

Glapiński ma wiele usprawiedliwień dla inflacji. To m.in. wojna w Ukrainie, szantaż gazowy Putina, polityka klimatyczna UE, drożejący fracht czy rosnące ceny administrowane (np. wywozu śmieci). Rzeczywiście, są to czynniki windujące inflację, a raczej niezależne od polityki banku centralnego. I rzeczywiście - USA, kraje UE i wiele innych państw zmaga się obecnie z najwyższą od dekad inflacją, a żaden Glapińskiego w swoim banku centralnym przecież nie ma.

Tyle że polska inflacja ma wyjątkową charakterystykę - jest bardzo szeroka (nie jest wiedziona tylko np. przez ceny energii czy paliw - w Polsce drożeje w zasadzie wszystko), z wysokim komponentem wynikającym z rozbuchanego popytu. Coraz częściej mówi się o tzw. odkotwiczonych oczekiwaniach inflacyjnych. Glapińskiemu wypomina się, że swoją niefrasobliwą komunikacją przyłożył rękę do niewidzianego od dwóch dekad tempa wzrostu cen.

[Gdyby NBP komunikował, że inflacja po kryzysie pandemicznym będzie rosnąć] ludzie, obserwując podwyższoną inflację, widzieliby, że realizuje się scenariusz, który zapowiedział bank centralny i nie przerażałoby ich to. A kiedy widzą inflację, która rośnie, i rośnie, i rośnie, a bank centralny cały czas twierdzi, że ona będzie spadać, spadać i spadać, to mają świadomość, że coś się dzieje nie tak. To jest ten problem

- mówił w rozmowie z Gazeta.pl dr Wojciech Paczos, ekonomista z Cardiff University.

Zresztą już przed pandemią czy przed wojną w Ukrainie inflacja w Polsce rosła. W marcu br. tzw. inflacja bazowa, czyli z pominięciem cen energii i żywności (cen najbardziej zmiennych i takich, na które NBP naprawdę ma bardzo ograniczony wpływ) wyniosła aż 6,9 proc. rok do roku. Nawet gdyby "zdjąć" z naszej inflacji efekty tzw. putinflacji (modny ostatnio termin wskazujący, że ceny w Polsce rosną przez działania Władimira Putina), to i tak byłaby ona najwyższa od 20 lat.

To już w jakiejś mierze Glapińskiego obciąża. Chodzi nawet nie tyle o decyzje ws. stóp, ile przede wszystkim o komunikację prezesa NBP. W 2015 r. Ben Bernanke, były prezes Fed, napisał, że 98 proc. polityki pieniężnej to słowa, a tylko 2 proc. działanie. Wskazywał, że "umiejętność kształtowania oczekiwań rynkowych co do przyszłej polityki jest jednym z najpotężniejszych narzędzi" banku centralnego. Dodawał, że "koszt wysłania niewłaściwej wiadomości może być wysoki". 

Kilka takich niewłaściwych wiadomości Glapiński ma na koncie. To choćby ta z marca 2021 r., że "prawdopodobieństwo podwyżek stóp procentowych w czasie obecnej kadencji Rady Polityki Pieniężnej [a więc przynajmniej do początku 2022 r., gdy zaczęły upływać kadencje większości członków RPP - red.] wynosi zero". W październiku 2021 r. rozpoczął się cykl podwyżek, który trwa do dziś. Ba, jeszcze we wrześniu Glapiński mówił, że podwyżki stóp byłyby "szkolnym błędem". 

Ci, co zachęcają do podwyżki stóp, namawiają, żebyśmy mieli stagflację. Nie wiem, skąd się biorą takie pomysły. One są dopuszczalne na poziomie zwykłych ludzi, ale nie ludzi, którzy odbyli studia ekonomiczne. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś, kto np. skończył SGH, mówił takie głupstwa. Krytykowanie wszystkiego w czambuł, to tylko może być brak rozumu albo zła wola

- perorował wówczas prezes NBP. Miesiąc później był z siebie wyraźnie dumny, że udało mu się skołować rynek podwyżką stóp. 

Wypomina się Glapińskiemu też inne wypowiedzi - np. tę ze stycznia 2021 r., że "bardziej grozi nam deflacja niż podwyższona inflacja" albo z lipca 2021 r., że "inflacja nie ma negatywnego wpływu na zasobność portfeli Polaków, bo wynagrodzenia i świadczenia emerytalne rosną szybciej". W sensie statystycznym była to prawda, natomiast przekaz mogący sugerować, że receptą na wysoką inflację są kolejne podwyżki płac czy waloryzacje emerytur, nie powinien paść z ust prezesa NBP. 

Glapiński zżyma się często, że jego wypowiedzi są wyciągane z kontekstu, przeinaczane, rozumiane na opak albo że przytacza się słowa sprzed kilku miesięcy czy lat, sformułowane w innych okolicznościach gospodarczych. Pewnych wyrażeń się jednak nie wyprze. Poza tym stanowisko prezesa NBP to taka nieszczęśliwa funkcja, w której ważyć należy każde słowo. Nie zawsze to się Glapińskiemu udawało.

Do listy tego, co zarzuca się prezesowi NBP, można dodać też m.in. słabego złotego (nie tylko z powodu pandemii czy wojny, bankowi centralnemu zdarzało się też specjalnie osłabiać polską walutę), eurosceptycyzm czy frywolność w osądach (jak np. wtedy, gdy określił osoby, które po wybuchu wojny w Ukrainie wypłacały gotówkę z bankomatów, mianem "najbardziej niemądrej części społeczeństwa").

Adam Glapiński, prezes NBP, w czasie konferencji po posiedzeniu RPP, 7 kwietnia 2022 r.Glapiński o trzech czynnikach, przez które RPP nałożyła "kaganiec inflacji"

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Czy prezes NBP jest wiarygodny?

Posłowie rozważający kandydaturę Glapińskiego na nowego-starego prezesa NBP będą musieli spojrzeć nie tylko w przeszłość, ale też - a może przede wszystkim - w przyszłość. Niezależnie od sympatii czy antypatii wobec Glapińskiego, wypada bowiem zadać sobie pytanie o jego wiarygodność.

To właśnie wiarygodność jest jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym, orężem i aktywem prezesa Narodowego Banku Polskiego. Jeśli jest ona na wysokim poziomie, niepodważalna, to ma ważny wpływ na siłę oddziaływania polityki NBP na nastroje rynkowe czy oczekiwania konsumentów, a przez to m.in. na inflację czy kurs waluty

Prezes Glapiński trochę utracił możliwość pełnego działania. Człowiek, który ma czystą kartę, miałby większe pole manewru. Glapiński, cokolwiek by nie zrobił, ma np. mocno ograniczone możliwości interwencji słownych. Zwykle wystarczy, że prezes banku centralnego coś powie, nie musi nic robić, a rzeczy już się dzieją. W przypadku Glapińskiego tak może nie być. Gdyby była nowa osoba i ona zainterweniowałaby słownie, to rynki mogłyby potraktować to poważniej

- mówił niedawno w radiu TOK FM Maciej Samcik, autor bloga "Subiektywnie o finansach". 

Posłowie będą musieli sobie zadać więc pytanie, czy to, co mówi i robi Glapiński, jest jeszcze w pełni i zawsze traktowane serio. Czy obecny prezes NBP posiada jeszcze odpowiednie pokłady wiarygodności na to stanowisko. Jeśli ich nie ma, to nawet drugorzędną sprawą wydaje się to, czy to wina jego czy - jak przekonywało biuro prasowe NBP jesienią 2021 r. - dyskredytacji, ataków i manipulacji "kierownika polowania" i "ogarów, które poszły w las". Na marginesie - to, co służby prasowe NBP wtedy wyprawiały, z pewnością wiarygodności bankowi centralnemu i prezesowi Glapińskiemu nie przydawało.

Dlatego posłowie powinni zastanowić się, czy aby najlepszy nie byłby reset na fotelu prezesa NBP. I to właśnie nawet nie tyle "za karę" dla Glapińskiego, ile w trosce o to, żeby przekaz z polskiego banku centralnego był bardziej wiarygodny i traktowany poważniej.

Więcej o: