Ryanair złożył do Komisji Europejskiej skargę na polski rząd. Powodem jest rozporządzenie dotyczące ograniczeń w ruchu lotniczym. Będą obowiązywać od maja, bo Polska Agencja Żeglugi Powietrznej i przedstawiciele kontrolerów ruchu lotniczego nie osiągnęli porozumienia. O ile sytuacja się nie zmieni, z pracy odejdzie kilkaset osób odpowiedzialnych za nadzorowanie polskiej przestrzeni powietrznej. Możliwości obsługi startów, lądowań czy przelotów tranzytowych zostaną więc drastycznie ograniczone.
Zgodnie z rozporządzeniem rządu priorytet otrzymały połączenia obsługiwane przez LOT. Porty w Warszawie i Modlinie otwarte będą jedynie od godz. 9.30 do 17, ale to państwowy przewodnik zabezpieczy większość tras.
"Lista w niewytłumaczalny sposób wyklucza połączenia obsługiwane przez Ryanaira z Warszawy-Modlina, takie jak Sztokholm czy Mediolan, a zawiera trasy LOT-u do Berlina i Wilna, do których można łatwo dotrzeć pociągiem lub drogą lądową w ciągu zaledwie kilku godzin" - czytamy w komunikacie Ryanair cytowanym przez TVN24.pl.
W sprawie stanowisko zajął też Michael O'Leary, prezes spółki. Stwierdził, że polski rząd "okazał całkowite lekceważenie pasażerów Ryanaira, decydując się na ochronę nieistotnych tras LOT-u do Berlina, Wilna, Szczecina, Rzeszowa i innych pobliskich miejsc, kosztem kluczowych tras Ryanaira, takich jak Sztokholm i Mediolan" - podaje serwis.
Konflikt w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej nie został zażegnany pomimo serii spotkań pomiędzy stronami. Polacy mogą boleśnie odczuć skutki konfliktu już podczas majówki, wiele lotów zostanie bowiem odwołanych. Pasażerom przysługuje co prawda prawo do zwrotu pełnego kosztu zakupionych biletów, jednak w przypadku np. rezerwacji noclegu odzyskanie pieniędzy może być trudniejsze.
Konflikt kontrolerów ruchu lotniczego z Polską Agencją Żeglugi Powietrznej trwa już od dwóch lat. Związkowcy podkreślają, że w tym sporze chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo pracy. Jak donoszą, od dłuższego czasu na stanowiskach dwuosobowych obsadzany jest bowiem jeden kontroler. Do tego dochodzi zmiana warunków wynagrodzenia, które nie mają nic wspólnego z kwotą 35 tys. miesięcznie, jaką podawał rząd, informując o wynagrodzeniach kontrolerów. Sami zainteresowani ujawnili, że ich zarobki w rzeczywistości wynoszą 8-13 tys. zł za miesiąc pracy.