Premier Mateusz Morawiecki skrytykował banki. - Różnica w oprocentowaniu lokat i kredytów nie powinna być tak duża - powiedział w tym tygodniu w Polsat News. Wyjaśnił, że kredyty oprocentowane są na nawet 9 proc., a za depozyty banki płacą poniżej jednego procenta. - Niech banki podniosą oprocentowanie lokat i depozytów - dodał.
Szef rządu, który ma za sobą kilkunastoletnią karierę w bankach, wezwał do pilnego podniesienia odsetek. - Nie czekajcie dłużej, ponieważ jest to nadmierny zysk, który pojawia się w waszych portfelach, niesprawiedliwy zysk - stwierdził z kolei na kongresie w Katowicach. I wskazał konkretne "widełki" - jego zdaniem lokaty powinny być podniesione do poziomu 3-4 proc.
A ile pozwala zarobić obywatelom państwo? Okazuje się, że oprocentowanie obligacji, będących alternatywą dla lokat, również nie jest wysokie. Wynosi zaledwie 1,5 proc. w skali roku - zauważa Money. Mało tego, by zarobić na obligacjach 4 proc., trzeba wykupić obligacje 12-letnie.
Najnowsze informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie ukrayina.pl
Do kwestii odniósł się Paweł Borys, prezes państwowego Polskiego Funduszu Rozwoju. - Oprocentowanie na poziomie 1,5 proc. to trochę mało. Powinno być powyżej 3 proc. - stwierdził prezes PFR w rozmowie z portalem.
Państwo oferuje też obligacje 10-letnie. Ich rentowność jest rekordowa, w kwietniu przekroczyła poziom 6 proc. Oznacza to, że Polska będzie płacić więcej za obsługę długu. - Gdyby obecna rentowność utrzymała się już na stałe, to rząd na obsługę długu wydawałby ok. dwu-trzykrotnie więcej niż dziś, czyli ok. 80-90 mld zł, zamiast 30 mld zł (oczywiście koszt ujawni się w długim okresie, nie od razu) - wyliczał w swoim komentarzu Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu".