Jeszcze w piątek prezydent Litwy Gitanas Nauseda napisał na Twitterze, że odpowiedzią na szantaż energetyczny Kremla jest "jeszcze większa jedność i współpraca". "Litwa cieszy się z tego, że od maja będzie mogła zaopatrywać Polskę w gaz ziemny z naszego terminalu LNG. Razem ku całkowitej niezależności energetycznej - nie ma miejsca na krwawy rosyjski gaz i ropę w Unii Europejskiej" - czytamy w jego wpisie.
W niedzielę 1 maja gazociąg GIPL (Gazowy interkonektor Polska-Litwa) zaczął działać. Jego uruchomienie w kwietniu zapowiadano już na początku roku, a pełną przepustowość osiągnie 1 października. Szef litewskiego resortu energetyki Dainius Kreivys zapowiedział z kolei, że połączenie zwiększy elastyczność Litwy w kwestii dostaw surowca i umożliwi szybszą reakcję na zmiany cen na światowych giełdach. Otworzy też więcej możliwości dla terminalu LNG w Kłajpedzie.
O tym, że Litwa chce pomóc Polsce ws. dostaw gazu, Kreivys mówił w ostatnim tygodniu na konferencji prasowej. Wcześniej Gazprom wstrzymał dostawy gazu do Polski i Bułgarii.
Jeśli będziemy widzieli, że na Łotwie i w Estonii nie jest skomplikowana sytuacja, to zapewne pomożemy i Polsce
- mówił, powołując się na "kwestię solidarności".
Od 1 maja do 30 września techniczna przepustowość połączenia gazowego w kierunku Litwy wyniesie w przeliczeniu 2 mld m sześc. rocznie, a w kierunku Polski - ok. 1,9 mld m sześc. gazu rocznie. Docelowo gazociąg ma mieć zdolność przesyłową rzędu 2,5 mld m sześc. rocznie w kierunku Litwy i 2 mld m sześc. w kierunku Polski.
Litwa zrezygnowała z importu rosyjskiego gazu na początku kwietnia. "Dofinansowanie z europejskiego instrumentu CEF dla całego projektu wyniosło 266,4 mln euro" - podała PAP.
Czytaj więcej: Skąd Polska bierze gaz? Jakim krajom Rosja zakręciła kurek? [WYJAŚNIAMY]