Cóż wiemy o COVID-zie, gdy mamy tak mało liczb? Nic albo prawie nic. "Termometr został uszkodzony"

Mikołaj Fidziński
Od 16 maja, po ponad dwóch latach, przestał obowiązywać w Polsce stan epidemii. Wcześniej resort zdrowia zmniejszył częstotliwość podawania danych epidemicznych, znacząco został ukrócony także dostęp do darmowych testów. Sytuacja epidemiczna w Polsce jest dobra, choć analitycy uważają, że wiarygodność danych jest już dużo niższa niż wcześniej.

16 maja, po ponad dwóch latach obowiązywania, zniesiony został w Polsce stan epidemii.

Dla Polaka nic się właściwie nie zmieni, bo zasady, które obowiązywały w epidemii, zostały już wcześniej zniesione

- wyjaśniał na antenie Polskiego Radia 24 wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.

Z kolei minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział PAP, że "choć epidemia jeszcze z nami jest, to stopniowo zmierza w kierunku endemii, który w naszym kraju najlepiej chyba obrazuje grypa". Endemia to stałe występowanie zachorowań na daną chorobę na danym terenie na podobnym poziomie (z ewentualnymi wahaniami rocznymi).

Już wcześniej, bo od 28 marca zniesiony został obowiązek izolacji i kwarantanny, Z kolei od 1 kwietnia znacząco ukrócono system darmowych testów. Zamknięto mobilne punkty pobrań, bezpłatnych testów nie wykonują już także laboratoria i farmaceuci w aptekach. Darmowy test może wykonać lekarz POZ lub w szpitalu. 

Od 16 kwietnia Ministerstwo Zdrowia zaprzestało natomiast codziennych publikacji danych epidemicznych w mediach społecznościowych. Tłumaczyło to spadającą liczbą zakażeń oraz słabnącym zainteresowaniem opinii publicznej tymi danymi. 

Zobacz wideo Czy Polsce grozi stagflacja lub recesja techniczna? Pytamy wiceminister rozwoju i technologii
  • Więcej o koronawirusie przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Premier Mateusz Morawiecki Morawiecki: Zasady, które stosowaliśmy w związku z COVID-19 powinny zostać dłużej

Wiarygodność danych jest bardzo niska

Statystyki wciąż ukazują się codziennie na rządowej stronie "Raport zakażeń koronawirusem", ale analitycy wskazują, że coraz trudniej jest na ich podstawie wyciągać wnioski.

Wiarygodność danych po 1 kwietnia jest bardzo niska. Co prawda raport zakażeń Ministerstwa Zdrowia ukazuje się codziennie, ale jedynie liczba zachorowań, testów i zgonów nadają się do dalszego przetwarzania. Na podstawie liczby zachorowań liczymy wskaźniki wzrostu: współczynnik dynamiki zachorowań i współczynnik reprodukcji R

- komentuje dla Gazeta.pl Wiesław Seweryn, członek grupy TAN, która analizuje dane epidemiczne z Polsce.

Pozostałe ważne liczby (osoby na kwarantannie, wyzdrowienia) niczego nie wnoszą, gdyż zmiana przepisów wywróciła do góry nogami system testowania i kwarantanny. Także wartości bezwzględne liczby dziennych zachorowań nie oddają stanu obecnego, gdyż są bardzo zaniżone

- dodaje Seweryn.

Analityk zauważa także, że Ministerstwo Zdrowia zaprzestało też publikowania cotygodniowych statystyk zakażeń i zgonów z uwzględnieniem zaszczepienia oraz danych o zajętych łóżkach i zajętych respiratorach, także w województwach. Publikowane są jedynie dane zbiorcze o hospitalizacjach, raz w tygodniu. Seweryna niepokoi też zaprzestanie sekwencjonowania próbek.

Obawiam się, że nawet te szczątkowe dane mogą zostać zlikwidowane, co byłoby tragiczne z punktu widzenia analityki i ciągłości danych. Epidemia w sensie ogólnego zagrożenia prawie na pewno wróci jesienią, być może trochę wcześniej. Wirus będzie mutował

- obawia się analityk.

Dane nie są miarodajne, ale nie jest źle

W podobnym tonie co do wiarygodności ministerialnych danych wypowiadał się prof. Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ w rozmowie z portalem cowzdrowiu.pl.

Statystyki Ministerstwa Zdrowia nigdy nie oddawały faktycznej liczby zakażonych, bo rozdzielczość testowania była zbyt mała. Ale w tym momencie w dużym stopniu zrezygnowaliśmy z testowania i wręcz trzeba się mocno starać, by wykonać test. Te wartości nie są miarodajne

- mówił prof. Pyrć. Co jednak kluczowe, jak dodawał, "ile by tych osób zakażonych nie było, to nie przepisuje się to obecnie na obłożenie ochrony zdrowia, ciężkie przypadki i zgony".

"Termometr został stłuczony"

Termometr został uszkodzony i nie mamy większości danych o stwierdzonych przypadkach, które były raportowane dotychczas

- mówił z kolei na początku maja w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" dr Franciszek Rakowski z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania UW. Jak wyjaśniał, to właśnie efekt zmiany wytycznych do testowania. Dodał, że choć lekarz POZ wciąż ma obowiązek wprowadzania wyniku testu do ogólnopolskiego systemu monitoringu przypadków EWP, to "pewnie nikt mu głowy nie ukręci, jak tego nie zrobi".

Na pewno liczba przypadków jest mała. Ale to nie jedyny termometr, który został uszkodzony. Drugim był monitoring łóżek covidowych. Zmieniły się procedury rozliczania świadczeń medycznych dla pacjentów covidowych. O ile wiem nie ma już dostępnej informacji o liczbie przyjęć do szpitali pacjentów z COVID-em. (...) Cała ta gorączka z bieżącym monitorowaniem ilości przypadków i łóżek po prostu została zamknięta

- wskazywał dr Rakowski.

Zarówno on, jak i inni eksperci oraz Ministerstwo Zdrowia wskazują, że jesienią zapewne będzie czekać nas kolejny wzrost liczby zakażeń.

Długi COVID Wpływ ciężkiego COVID-19 na funkcje poznawcze jest równoważny 20 latom starzenia się

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Jaka jest obecnie sytuacja w Polsce?

Jak wylicza Łukasz Pietrzak, analizujący dane epidemiczne Ministerstwa Zdrowia, w ciągu ostatniego tygodnia zakażenie koronawirusem wykryto w Polsce 3019 razy. W wyniku COVID-19 w tym czasie zmarło 70 osób.

Jak wylicza Pietrzak, aktualny wskaźnik średniej liczby nowych zakażeń koronawirusem na 100 tys. mieszkańców z siedmiu ostatnich dni wynosi 1,10, przy pięciokrotnie mniejszej liczbie wykonywanych testów.

Więcej o: