Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, broni cen paliw w Polsce. Po raz kolejny koszty zakupu paliwa w innych krajach przelicza na złotówki. Zapewnia przy tym, że zarobki Polaków będą rosły.
Wysokie ceny benzyny w Polsce są problemem dla przeciętnego Kowalskiego i jednym z powodów utrzymywania się wysokiej inflacji. Polityk PiS przekonuje jednak, że powodów do zmartwień nie ma, bo mieszkańcy innych krajów płacą więcej. - Ostatnie dane, jakie widziałem w zeszłym tygodniu, to 9,73 zł za litr benzyny 95 w Niemczech. 8,79 zł na Litwie i 8,18 zł na Słowacji. W Norwegii i Danii litr benzyny 95 kosztuje grubo ponad 11 zł - wyliczał w rozmowie z Interią.
Zaznaczały, że Polacy zarabiają relatywnie mniej od obywateli Europy Zachodniej. Zastrzegł jednocześnie, że właśnie z tego powodu rząd wprowadził tarczę antyinflacyjną.
Szef resortu aktywów państwowych został zapytany o zarobki. Średnie wynagrodzenie w Niemczech wynosi bowiem - w przeliczeniu na złotówki - 18,4 tys. zł. Pozwala to na zakup 1880 litrów paliwa. W Polsce średnie wynagrodzenie pozwala zakupić zaledwie ok. 800 litrów paliwa.
- Zgoda, niestety nie zarabiamy jeszcze tyle, co Niemcy. Proszę jednak dać nam trochę czasu, a i do tego doprowadzimy - obiecuje Jacek Sasin.
Polityk został też zapytany o ceny paliwa w Europie. Za surowiec mniej od Polaków płacą bowiem zarówno mieszkańcy Turcji, jak i Węgier.
- Orban zastosował zupełnie nadzwyczajne środki, czyli zaczął regulować ceny paliw ustawowo. Nie jestem zwolennikiem tego typu rozwiązań, pamiętając czasy słusznie minione, gdy partia i rząd ustalały ceny towarów i surowców. Na szczęście od z górą 30 lat w Polsce nie mamy już gospodarki centralnie sterowanej. Rynek jest lepszym regulatorem - stwierdził. Podkreślił, że pomijając te dwa kraje "wszędzie paliwo jest droższe i to znacząco".
Więcej o gospodarce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl