Obostrzenia pandemiczne zostały wiosną zdjęte w niemal całej Europie, co mogło oznaczać, że tegoroczne wakacje będą pierwszymi normalnymi od 2019 roku. Niestety na razie nie są. Sezon wakacyjny rozpoczyna się bowiem od gigantycznych kolejek na lotniskach i tysięcy opóźnionych lub odwołanych lotów. Porty lotnicze i przewoźnicy zgłaszają nieprzygotowanie.
Doniesienia takie od kilkunastu dni możemy obserwować codziennie. Obecnie strajkują m.in. piloci i personel pokładowy linii lotniczych latających do Brukseli - na główne lotnisko w Zaventem oraz do znajdującego się dalej Charleroi. Pracownicy Brussels Airlines i Ryanaira domagają się m.in. podwyżek i mniejszego obciążenia pracą. Wcześniej w Zaventem strajkowali też pracownicy ochrony lotniska.
Można spodziewać się, że łącznie przynajmniej połowa lotów do i z Brukseli nie dojdzie do skutku. Ryanair już odwołał wszystkie loty z podwarszawskiego Modlina do Charleroi (i z powrotem), które miały odbyć się w tym tygodniu.
Podobne problemy mają sąsiedzi Belgów - Holendrzy. Amsterdamski port lotniczy Schiphol, jeden z absolutnej czołówki największych lotnisk świata cierpi obecnie na... nadmiar podróżnych. Lotnisko zmaga się z brakami kadrowymi oraz okresowymi strajkami już zatrudnionego personelu. W związku z niską przepustowością tego lotniska część lotów do Amsterdamu już odwołał polski LOT.
Spore problemy podróżni będą też mieli na lotniskach w stolicy Anglii. Główny port lotniczy Heathrow został dotknięty przez strajk pracowników największego przewoźnika, czyli British Airways. Personel linii twierdzi, że pracodawca do tej pory nie wycofał obniżek pensji, które wprowadzono ze względu na pandemię.
To z tego lotniska pochodzą słynne już zdjęcia fali zagubionych walizek, która zalała drugi terminal w minionym tygodniu. Powodem chaosu był błąd systemu informatycznego. Nie pomogły też oczywiście... braki kadrowe.
Mniejsze (ale wciąż stosunkowo duże) lotnisko Gatwick też zmaga się ze zbyt małą liczną pracowników. Ci, którzy pracują, narzekają, że ich pensje są niewspółmierne do ilości pracy, którą wykonują.
We Francji strajkować będzie z kolei największe paryskie lotnisko, czyli Charles de Gaulle. Na początku czerwca pracownicy portu domagali się lepszych warunków pracy oraz podwyżek (300 euro), ale ich postulaty nie zostały spełnione. Kolejny strajk zaplanowano zatem na 2 lipca.
Londyn - lotnisko Heathrow 22 czerwca 2022 Fot. Frank Augstein / AP Photo
Z powodu problemów na lotniskach, a także własnych kłopotów ze strajkującym personelem przewoźnicy masowo odwołują loty. Setki lotów do tej pory skasowała Lufthansa, a koleje 2,2 tys. połączeń ma nie dojść do skutku w lipcu i sierpniu. Przewoźnik nie ma po prostu kim obsadzić swoich samolotów.
Liczbę lotów zmniejszają też brytyjskie linie EasyJet (problemy kadrowe i strajki), niemieckie Eurowings (problemy kadrowe) czy holenderski KLM (problemy kadrowe). Ponoć do strajku szykują się też piloci linii SAS w Danii, Norwegii i Szwecji. Ogromne problemy z obsadzeniem połączeń będzie miał niebawem irlandzki Ryanair, dlatego w ten weekend odwoła 180 połączeń.
Pracownicy Ryanaira w Portugalii domagają się, chociażby wypłaty dodatków do pensji (planują strajk 24-26 czerwca), a w Hiszpanii personel naciska na przewoźnika, by ten zatrudnił więcej osób do pracy (strajki zaplanowano na 24-26 czerwca i 30 czerwca - 2 lipca). Strajkować mają też pracownicy popularnego low-costu m.in. we Włoszech (25 czerwca), Belgii (24-26 czerwca) i Francji (25-26 czerwca).
Niestety obecne problemy to kolejna (z bardzo wielu) konsekwencji niezbyt mądrej polityki prowadzonej w czasie walki z koronawirusem. Podczas pandemii kolejne kraje raz się zamykały, ponem znów otwierały, by po kilku tygodniach zamknąć się ponownie. Do tego wiele przedziwnych wymagań, zasad, nakazów i zakazów sprawiło, że turystyka zamarła, a podróżni przestali wydawać pieniądze bilety lotnicze.
W warunkach kompletnej nieprzewidywalności i braku zainteresowania ofertą, linie lotnicze i lotniska nie byłyby w stanie utrzymać swoich biznesów. Zwalniano więc lub zawieszano pracowników i kasowano mniej rentowne połączenia, a samoloty odstawiano w miejsca, gdzie będą mogły poczekać na lepsze czasy. Personelowi, który pozostał, często zmniejszano też pensje lub zmieniano warunki pracy.
Lotnisko Amsterdam Schiphol 21 czerwca 2022 Fot. Peter Dejong / AP Photo
Tym samym trudno było pracownikom utrzymać dotychczasowe zarobki lub wypracować, chociażby płacowe dodatki za wylatane godziny, dlatego część osób sama pożegnała się z pracą w zawodzie. Osoby te najczęściej zdążyły się już przebranżowić i do pracy na lotnisku lub na pokładzie samolotu wracać nie zamierzają. Znalezienie tysięcy nowych pracowników (i ich przeszkolenie) nie jest natomiast takie proste.
Teraz wszystkie te decyzje odbiły się branży lotniczej czkawką. Większość europejskich państw zniosła ograniczenia pandemiczne dość niespodziewanie i niemal z dnia na dzień. Z kolei największe lotniska i linie lotnicze chyba do końca nie wierzyły, że popyt na latanie (pomimo kryzysu) nagle wystrzeli. A powinny, bo część osób na wymarzone wakacje czekała (i odkładała) przecież od początku pandemii.
Obecne opóźnienia na lotniskach (czy odwołane loty) wynikają głównie z braków kadrowych, bo lotniska czy przewoźnicy nie zdążyli zatrudnić nowych pracowników na czas. We Francji, tylko paryskie lotniska de Gaulle’a i Orly szukają ok. 4 tys. nowych pracowników - na miejsce tych, którzy odeszli podczas pandemii. W podobnej sytuacji jest wiele innych portów. Zresztą nietrudno było w ostatnich tygodniach przekonać się samemu. Na wielu lotniskach - pomimo ogromnych kolejek do kontroli bezpieczeństwa - otwarana jest jedynie niewielka część stanowisk.
Strajki to z kolei efekt opieszałości osób decyzyjnych. Personel, który pozostał w pracy, nie ma dziś łatwego życia. Tłumy podróżnych (i braki kadrowe) sprawiają, że pracownicy portów muszą działać na pełnych obrotach. Często zarabiają przy tym dokładnie tyle samo, co podczas dość leniwych, pandemicznych miesięcy lotniczego przestoju, czyli mniej niż przed pandemią. Branża lotnicza najwyraźniej zupełnie nie przygotowała się na to, że turystyka tak szybko podniesie się po tak wielu lockdownach, które były naszą codziennością w ostatnich latach.