Jak zwykle na początku wakacji lotniska są oblegane, bo podróże samolotem na letni wypoczynek cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Linie lotnicze zmagają się jednak z niedoborem personelu po pandemii oraz strajkami pracowników, którzy domagają się większych płac po ich obniżkach w czasie lockdownów. To wszystko prowadzi do masowo odwoływanych lotów i paraliżu nieba nad Europą.
Wiceprezes IATA Sebastian Mikosz w rozmowie z interia.pl apeluje jednak o spokój. Przypomina, że problemy realnie dotknęły jedynie kilkanaście lotnisk, co prawda tych największych. Według niego główną przyczyną kryzysu było nieprzemyślane wyjście z restrykcji pandemicznych, a co za tym idzie - wznowienie połączeń po pandemii.
- Każde lotnisko i każdy przewoźnik podejmował własne decyzje. Restrykcje covidowe były odmienne w różnych krajach, różnie też wyglądała pomoc publiczna. Ruch lotniczy bardzo łatwo się zamraża, z dnia na dzień, ale jego przywracanie zabiera kilkanaście tygodni. Właśnie oglądamy, jakie rodzi to kłopoty - tłumaczył w rozmowie z interia.pl.
Więcej informacji z Polski i ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Wiceprezes IATA twierdzi, że błędne jest przekonanie o zwolnieniach pracowników podczas pandemii. Według jego informacji wielu z nich odeszło samo lub zdecydowało się na wcześniejszą emeryturę. Oprócz braków kadrowych według Mikosza na ciężką sytuacje nakładają się konflikty wewnętrzne na wielu lotniskach. Negocjacje linii lotniczych z pracownikami też zabierają niezbędny czas.
Moim zdaniem kłopoty potrwają jeszcze kilka tygodni, ten sezon będzie więc trudny
- mówi w rozmowie z interia.pl.
Mimo wszystko wiceprezes IATA nie przewiduje upadku żadnej z linii lotniczych. Przypominamy jednak, że we wtorek pojawiła się informacja, że skandynawskie linie lotnicze SAS zgłosiły w USA wniosek o ogłoszenie upadłości po poniedziałkowym strajku pilotów.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
- Nie spodziewam się upadku żadnego przewoźnika, linie przetrwały covid i uważam, że - jak na skalę problemu - branża wyszła z niego obronną ręką. Być może jednak niektórzy przewoźnicy wystąpią o pomoc publiczną. Mamy przecież także droższe paliwa, dłuższe trasy, bo trzeba ominąć niebo nad Rosją i Ukrainą, mamy też wciąż zamknięty rynek w Chinach. Wychodzenie branży z kłopotów finansowych znów się odsuwa - tłumaczył w rozmowie z Wojciechem Szelągiem.