Rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, prof. Stanisław Mazur, w rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnił, jakie ekonomiczne skutki dla samorządów terytorialnych w Polsce miał tzw. Polski Ład. Zdaniem samorządowców nowe regulacje podatkowe znacząco uszczuplają przychody miast i gmin.
Naukowiec swoimi spostrzeżeniami podzielił się również wcześniej w wywiadzie udzielonym "Dziennikowi Polskiemu". Ostatecznie jednak tytuł, który należy do kontrolowanego przez państwo Orlenu, publikację usunął. Rozmowę z ekspertem zaczęliśmy więc od pytania, czy są mu znane powody decyzji "państwowego" portalu.
- Nie będę ukrywał, że byłem zaskoczony całą tą sytuacją. Nie chciałem jednak czynić z tego politycznego problemu, dlatego też ograniczyłem się do zadania "DP" pytania o to, co było powodem usunięcia tego wywiadu. Najpierw napisano, że nie zadziałały wewnętrzne procedury dotyczące ustalania trybu publikowania, później, że to temat ważny i trzeba spojrzeć na niego w sposób całościowy. Ostatecznie zaproponowano mi udzielenie kolejnego wywiadu na ten temat. Bardzo ważna była dla mnie spontaniczna, niezwykle żywa reakcja wielu samorządowców, ekspertów i dziennikarzy, wyrażająca z jednej strony zdziwienie zniknięciem tego wywiadu, z drugiej zaś wyrazy poparcia dla moich wypowiedzi, szczególnie wobec zaistniałej sytuacji.
"Polski Ład" to swoistego rodzaju eksperyment. W mojej opinii niewystarczająco przemyślany i nazbyt pośpiesznie wprowadzany. Wskazuje na to bardzo wiele powszechnie znanych dowodów. Jednym z nich jest ten dotyczący negatywnych konsekwencji "Polskiego Ładu" dla finansów samorządów terytorialnych.
Z analizy ekspertów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, której wyniki przedstawiłem w usuniętym wywiadzie, wynika, że wprowadzone w ostatnich miesiącach zmiany podatkowe, obniżające realnie wpływy z podatku PIT, który jest jednym z ważniejszych źródeł finansowania budżetów jednostek samorządu terytorialnego, w samym Krakowie spowoduje - według naszych szacunków - straty sięgające od 250 do nawet 400 mln zł. Przy takim spadku dochodów możemy obawiać się obniżenia jakości usług publicznych, wzrostu cen biletów komunikacji miejskiej czy też podwyżek za wodę i ścieki. Może to także odbić się na jakości edukacji, w wielu gminach bowiem, z powodu niewystarczającej subwencji z budżetu centralnego, samorządy dopłacają z kasy miejskiej do 30-40 proc. środków niezbędnych na funkcjonowanie oświaty.
Zwrócić należy również uwagę na spadającą nadwyżkę operacyjną (red.: różnica pomiędzy dochodami bieżącymi a wydatkami bieżącymi). Dochody bieżące mogą być bowiem przeznaczane na rozwój gminy poprzez ponoszenie wydatków inwestycyjnych lub też spłatę wcześniej zaciągniętego na inwestycje długu. Przejściowo zarówno spłaty długu, jak i inwestycje mogą być finansowane z innych źródeł (dług, sprzedaż majątku, nadwyżka z lat poprzednich), ale w długim okresie to możliwości wygospodarowania nadwyżki operacyjnej decydują o potencjalne rozwojowym gminy. Bardzo niepokoić powinien jej znaczący spadek. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest obniżenie dochodów własnych, w tym dochodów z udziału w podatku dochodowym od osób fizycznych, a więc PIT.
To niezwykle niebezpieczne zjawisko. Mamy najwyższy od 24 lat poziom inflacji. To czynnik dewastujący stabilność finansową również samorządów terytorialnych. Bez spójnej polityki rządu w walce ze zmorą inflacji może ona dłużej z nami pozostać i stopniowo prowadzić do stagflacji (red.: zjawisko polegające na występowaniu wysokiej inflacji przy równoczesnym spadku aktywności gospodarczej). Miałoby to katastrofalne skutki dla gospodarki i finansów komunalnych. Bardzo bym chciał, aby rządzący uspójnili politykę antyinflacyjną poprzez skoordynowanie działań w sferze polityki monetarnej z tymi podejmowany po stronie fiskalnej. Czas zerwać z praktyką łapania się prawą ręką za lewe ucho.
To zbyt mocno postawiona teza. Bez wątpienia jednak od kilku lat obserwujemy działania rządu zmierzające w kierunku ograniczania kompetencji jednostek samorządów terytorialnych i naruszania stabilności źródeł ich finansowania. To wyraz centralistycznego myślenia o sposobie prowadzenia spraw publicznych. W moim przekonaniu nieracjonalny i nieuzasadniony. Warto bowiem pamiętać, że to właśnie samorządy terytorialne, aktywni obywatele i przedsiębiorcy oraz liderzy lokalni są źródłem niebywałych sukcesów naszego państwa po 1989 r. Po co więc ograniczać ich kompetencje i źródła finansowania? To po prostu niezrozumiałe.
Sądzę, że wynika ono z dominującego wśród rządzących przekonania o wyższości centralistycznego modelu zarządzania państwem nad wizją państwa opartego o silny samorząd terytorialny, wyposażony w szeroki zakres kompetencji i stabilne oraz wydajne źródła finansowania. To w istocie spór między dwiema konkurencyjnymi wizjami państwa; centralistyczną, etatystyczną i paternalistyczną a wizją zdecentralizowaną, obywatelską i samorządową. Wiele wydaje się wskazywać, że dla części rządzącego obozu to pierwsza jest bardziej przekonująca.
Dyskredytowanie idei samorządności, podważanie znaczenia samorządów terytorialnych, jest nieracjonalne i szkodliwe. Z dezaprobatą odnoszę się do tego rodzaju wypowiedzi. Nie oznacza to, że samorządy nie powinny być oceniane i kontrolowane. Wręcz przeciwnie. Jest jednak zasadnicza różnica między wyrażeniem krytycznym sądów na temat działania samorządów a podważaniem ich ustrojowej pozycji w systemie zarządzania sprawami publicznymi. Zachęcam do tego pierwszego, zniechęcam do drugiego. To drugie prowadzi do tego, że Polacy pod wpływem nachalnej propagandy będą pytać: "Po co nam samorząd, skoro nasze problemy rozwiązać może tylko rząd?". Tymczasem nie da się zapewnić stabilnych podstaw rozwoju społeczno-gospodarczego, zbudować dobrze urządzonego państwa i inkluzywnego społeczeństwa bez silnego samorządu. Silny samorząd terytorialny to filar pomyślności Rzeczpospolitej, a troska o niego to wyraz nowoczesnego patriotyzmu i odpowiedzialności za dobro wspólne. Tak na to patrzę.
Można budować monolityczne i centralistyczne państwo, ale nie wierzę w powodzenie takiego projektu, nawet jeśli krótkookresowo będzie on przynosił korzyści. W świecie tak skomplikowanym i nieprzewidywalnym, Państwo nie może odgrywać roli centralnego i omnipotentnego planisty. Podważanie fundamentów samorządności terytorialnej oznacza w gruncie rzeczy radykalne ograniczenie potencjału rozwojowego Polski.
Kraków to niezwykłe miasto, o wyjątkowym potencjale intelektualnym, obywatelskim i gospodarczym, przyciągające wiele firm i inwestorów. To dobre miejsce do życia i pracy. Kraków z pewnością sobie poradzi. Bez wątpienia jednak negatywne konsekwencje "Polskiego Ładu" dla finansów miejskich postawią władze Krakowa przed niełatwymi dylematami. Jeśli bowiem nie zostaną wprowadzone mechanizmy realnie rekompensujące ubytek w budżecie miejskim, konieczne będzie podejmowanie niełatwych decyzji dotyczących tego, co w pełni finansować, co w części, a z czego, z powodu braku pieniędzy, zrezygnować.
Wolę powiedzieć, co powinno się wydarzyć. Konieczne jest wypracowanie racjonalnego rozwiązania, które pozwoli samorządom zrekompensować znaczący ubytek w dochodach. Bez tego będzie im niezwykle trudno spełnić to, czego oczekują od nich mieszkańcy, czyli dobrej jakości usług publicznych.
Pojawiają się różne pomysły warte rozważenia. Aby je przedyskutować, uzgodnić i wprowadzić potrzebna jest dobra wola. Z pewnością jest ona widoczna w środowisku polskich samorządowców.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl