Gazprom już w środku lipca ograniczał przesył gazy przez Nord Stream 1, tłumacząc, że nie może zagwarantować bezpiecznego działania jednego z krytycznych elementów gazociągu. Teraz, powołując się na te same problemy, jeszcze bardziej zmniejszył przepływ gazu. Koncern oczekuje od niemieckiej firmy Siemens pełnego wywiązania się z umów dotyczących serwisowania turbin gazowych, które, jak podkreślił Gazprom, są niezbędne do pewnego funkcjonowania gazociągu.
- Są usterki, które wymagają pilnej naprawy i są pewne trudności, które zostały spowodowane przez sankcje. Ta sytuacja wymaga naprawy i Rosja ma niewielkie możliwości, by tu pomóc - powiedział rzecznik Kremla Agencji Reutera.
Rosjanom udało się już doprowadzić, mimo obowiązujących sankcji, do zwrotu Gazpromowi jednej z turbin serwisowanych przez Siemensa w Kanadzie. Tego typu turbiny wykorzystywane są w stacjach kompresyjnych gazociągów. Mimo to Kreml zarzeka się, że turbina z Kanady nie wróciła, a gazociąg wymaga szeregu innych napraw, które uniemożliwiają sankcje.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Reuters donosi za to, że niemiecki producent turbin do Nord Stream 1 - Siemens Energy nie otrzymał żadnego raportu o uszkodzeniach turbin od Gazpromu, dlatego zakłada, że działają ona normalnie.
Eksperci nie mają wątpliwości, że zmniejszenie dostaw nie wynika z problemów konserwacyjnych turbiny, ale chodzi tutaj o wywarcie presji na państwach Unii Europejskiej w związku z wprowadzonymi sankcjami za rosyjski atak na Ukrainę.
- Gazprom dalej zmniejsza o połowę dostawy gazu do Niemiec przez Nord Stream 1 od jutra, do 20 proc., powołując się na kolejną rzekomo wadliwą turbinę. Co za upokarzający spektakl - mówił Philip Oltermann, dziennikarz "The Guardian" z Berlina zaraz po ogłoszeniu decyzji Gazpromu zakręceniu gazu.