- Jesteśmy zabezpieczeni na ten sezon - mówiła w czwartek w Polsat News ministerka Klimatu Anna Moskwa. Jako jeden z dowodów na to podała, że nasze magazyny gazu są zapełnione w 100 proc.
Zresztą ten argument - o wypełnionych po brzegi magazynach gazu w Polsce - przewija się od dawna. I jest to najprawdziwsza prawda. Z danych z bazy AGSI (Agregated Gas Storage Inventory) organizacji Gas Infrastructure Europe (europejska organizacja operatorów infrastruktury gazowej) rzeczywiście wynika, że polskie magazyny gazu są pełne (w ponad 99 proc.).
Dla porównania, stan w całej Unii to ok. 70 proc. (cel to 80-procentowe zatłoczenie na początku listopada br.), po ok. 70-80 proc. gazu w magazynach mają np. Niemcy, Francuzi czy Włosi. Warto też przypomnieć, że niektóre kraje UE nie mają własnych magazynów gazu.
Część z nich (Grecja, Finlandia, Litwa, Malta) będzie mogła wykorzystać własne terminale LNG do sprowadzenia gazu z innych kierunków. Podstawą bezpieczeństwa energetycznego pozostałych państw (Estonia, Luksemburg i Słowenia) będzie efektywna współpraca z pozostałymi państwami członkowskimi i przewidujące zarządzanie konsumpcją gazu w okresie zimowym
- pisali w lipcu ekonomiści z Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Jest tylko jedna, kluczowa gwiazdka. Polskie magazyny są relatywnie niewielkie - przyjmą "tylko" nieco ponad 3 mld metrów kwadratowych gazu (i tyle mamy zapasów - ok. 3,2 mld m3). Polskie zużycie gazu to natomiast ok. 20 mld m3 rocznie (według danych AGSI z 2020 r. - 19 mld).
Czyli - nasze zapasy gazu są w stanie pokryć mniej więcej 15 proc. rocznego zapotrzebowania. Te jednak jest znacznie wyższe zimą. Zgrubnie licząc, Polska jest w stanie na swoich rezerwach przetrwać około jednego zimowego miesiąca.
W takim ujęciu polska sytuacja nie wyróżnia się już na tle innych krajów UE. Unijna średnia to obecnie ok. 19 proc. (tyle zużycia są w stanie pokryć obecne rezerwy w magazynach). Niemieckie zapasy stanowią ok. 17 proc. zapotrzebowania, francuskie ok. 22 proc., hiszpańskie czy portugalskie zaledwie kilka procent, za to np. austriackie, czeskie czy słowackie ok. 40-50 proc.
Chwalimy się, że mamy zapełnione prawie 100 proc. magazynów gazu. Tylko, że mamy magazyny na trochę ponad 3 mld m3 gazu, a zużywamy ok. 20 mld m3 rocznie. Czyli nasze zapasy to ok. 15 proc. zużycia. Niemcy zużywają ok. 90 mld m3, ale magazynów mają na 22 mld m3. Zdolności magazynowe to więc ok. 25 proc. zużycia. Zatem nawet jak u nas wypełnienie magazynów to niemal 100 proc., a w Niemczech 70 proc., to de facto te zapasy pokrywają tyle samo zapotrzebowania
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Dawid Czopek, zarządzający w Polaris FIZ.
Przedstawiciele rządu - w tym m.in. ministerka Moskwa - przekonują, że Polska jest całkowicie zabezpieczona gazowo na najbliższą zimę.
Takiego przekonania nie ma Dawid Czopek, choć mimo wszystko "wydaje mu się, że Polska i Europa dadzą sobie radę" i jest "bardziej optymistycznie nastawiony niż np. w czerwcu".
To, co mamy pewne, to są 4 mld m3 gazu z własnego wydobycia, 6 mld z gazoportu w Świnoujściu, do 2 mld LNG z Litwy, ok. 3-4 mld m3 mamy zapewnione z Baltic Pipe. To daje łącznie ok. 16 mld m3. Trochę nam brakuje do tych 20 mld m3. Są magazyny, mogą być oszczędności, ale nie jesteśmy w 100 proc. bezpieczni
- wylicza Czopek. Dodaje, że wbrew temu, co może się wydawać, to od sytuacji w zachodniej Europie będzie zależało, czy w Polsce zabraknie gazu czy nie.
Nie mamy w 100 proc. zabezpieczonych swoich potrzeb i jeżeli w Niemczech byłby problem z gazem, to u nas też. Widzę, że Niemcy poważnie podeszli do rzeczy, mają plany awaryjne
- wskazuje ekspert.
Sytuacja jest jednak cały czas ekstremalnie napięta. Na alarm bije na Twitterze Aleksander Śniegocki z Reform Institute.
Musimy pilnie zacząć poważnie rozmawiać o bezpieczeństwie gazowym tej zimy oraz o systemowym oszczędzaniu energii w Polsce. Po pierwsze, nasze rezerwy są małe względem zapotrzebowania, więc zapełnienie ich nie gwarantuje nam spokoju. Po drugie, szok gazowy dotknie bezpośrednio Niemcy oraz resztę Grupy Wyszehradzkiej, z którymi jesteśmy mocno zintegrowani gospodarczo, więc polska gospodarka odczuje efekty pośrednie
- pisze Śniegocki, powołując się na niedawny raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego i najnowsze informacje z rynku (m.in. o tym, że PGNiG na razie z 10 mld m3 gazu z Baltic Pipe ma zakontraktowane 4,5 mld).
Zdecydowanie beztrosko nie brzmi też wpis Marka Menkiszaka z Ośrodka Studiów Wschodnich. Zauważa, że choć obecne tempo zapełniania europejskich magazynów gazu wskazuje, że dojście do planowanego poziomu 80 proc. na koniec października jest realne, to jednak - po pierwsze - to wciąż gwarantuje "tylko" ok. trzy miesiące średniej rocznej konsumpcji, a po drugie - Rosja zapewne jeszcze będzie próbowała unijne plany pokrzyżować, redukując czy blokując przesył gazu np. przez Ukrainę czy Nord Stream 1.
Rosyjski Gazprom systematycznie ogranicza dostawy gazu ziemnego do państw UE. Obecnie wynoszą one ok. 118 mln m3 na dobę tj. 28 proc. standardowego poziomu z 2021 r. Z 4 głównych dróg dostaw Rosja całkowicie wstrzymała przesył gazociągiem jamalskim (przez Polskę do Niemiec). Gazociągiem "Braterstwo" przez Ukrainę do Europy Środk. płynie ok 42 mln m3 na dobę (tj. 38,5 proc. zakontraktowanych wielkości), przez Nord Stream 1 do Niemiec: ok 32 mln m3 (tj. 19 proc. standardowych). Jedynie "europejska" nitka gazociągu Turk Stream pracuje na pełną moc: ok 44 mln m3 na dobę (tj. ponad 95 proc. maksymalnego przesyłu)
- wymienia Menkiszak. Ekspert jest przekonany, że w obliczu działań Rosji konieczny będzie zarówno wzrost importu LNG do Europy, jak i dalsze ograniczanie zużycia gazu.