A co, jeśli prądu zabraknie? Wyjaśniamy krok po kroku. Lotnisk i szpitali odłączyć nie można

- Ograniczenia w dostępie do energii są w Polsce bardzo prawdopodobne, jeśli zabraknie węgla, a przez kilka tygodni utrzyma się mroźna, bezwietrzna pogoda - wskazuje Rafał Zasuń z portalu WysokieNapiecie.pl w rozmowie z Gazeta.pl. Najwyższy stopień zasilania to ostatnia deska ratunku, która zresztą wzbudza wśród przedsiębiorców dużo emocji. Wcześniej może być konieczne skorzystanie z tzw. rozwiązania Demand Side Response - pierwszy raz, od kiedy zostało utworzone w 2017 r.

Wielka Brytania przygotowuje plany przerw w dostawie energii dla przemysłu i gospodarstw domowych - donosi Bloomberg News. Agencja, powołując się na osoby bliskie rządowi, informuje, że w styczniu 2023 r. możliwe są cztery dni, w których konieczne może się okazać zastosowanie środków nadzwyczajnych w celu oszczędzania gazu

Obawy o stabilność sieci elektroenergetycznej zimą widoczne są także w krajach UE. Pojawiają się też w Polsce, choć w niedawnej rozmowie z Interią prezes Polskiej Grupy Energetycznej Wojciech Dąbrowski "stanowczo stwierdza, że w najbliższych miesiącach nie ma żadnego zagrożenia blackoutem". 

Czy rzeczywiście Polska jest bezpieczna? Gwoli ścisłości, eksperci podkreślają, że blackout to pojęcie nagłego braku dostaw energii na dużym obszarze kraju na skutek awarii. Ryzyko takiego zdarzenia jest rzeczywiście niewielkie. Ale już - jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl Rafał Zasuń, redaktor naczelny portalu WysokieNapiecie.pl - ograniczenia w dostępie do energii są bardzo prawdopodobne, jeśli zabraknie węgla, a przez kilka tygodni utrzyma się mroźna, bezwietrzna pogoda.

Wciąż mówimy jednak raczej o ryzyku dotykającym m.in. przemysł. Według ekspertów z Polskiego Instytutu Ekonomicznego raczej nie grozi nam scenariusz, w którym problemy byłyby odczuwalne w codziennym życiu.

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina

Co, gdy prądu zacznie brakować?

Jak wyjaśnia Zasuń, w przypadku problemów pierwszym ruchem jest "podniesienie" wszystkich elektrowni dostępnych dla PSE, czyli operatora polskiego systemu energetycznego (spółki Polskie Sieci Elektroenergetyczne S.A). Ale jeśli będzie brakować im węgla, to ten punkt trzeba spisać na straty.

Do tego dochodzi import operatorski - czyli próby uzyskania wsparcia od sąsiadów. Ale - jak zauważa ekspert Wysokiego Napięcia - nadchodząca zima jest tak nieprzewidywalna, że nie wiadomo, czy sąsiedzi byliby w stanie nam pomóc. W rezerwie czekają też elektrownie szczytowo-pompowe.

Gdy to nie wystarcza, następnym krokiem jest skorzystanie z rozwiązania DSR, czyli Demand Side Response. Polega ono na tym, że operator systemu elektroenergetycznego płaci dużym odbiorcom przemysłowym za to, aby w określonych godzinach zredukowali pobór mocy.

Czyli np. chłodnia, która zużywa dużo prądu, w krytycznych godzinach wyłącza swoje agregaty. Warzywom nic się nie stanie, jeśli przez dwie godziny temperatura wzrośnie np. z -19 do -17 stopni. Jeśli operator zbierze wystarczająco dużo przedsiębiorstw w takim programie, a w tej chwili jest już kilkaset, to jest w stanie zaoszczędzić nawet do kilku gigawatów

- wyjaśnia Zasuń. Zaznacza, że od 2017 r., gdy utworzono to narzędzie, nie było ono jeszcze używane.

Gdy nic innego nie pomaga, ostatnią deską ratunku są tzw. stopnie zasilania. 

Polska ma je jeszcze od czasów PRL i to one pełnią rolę "kontrolowanych blackoutów". Wtedy operator automatycznie odcina odbiorców od dostaw energii. Najpierw odbiorców przemysłowych, jeszcze nie było sytuacji, gdy świadomie odcięto gospodarstwa domowe czy odbiorców komunalnych

- wyjaśnia ekspert Wysokiego Napięcia.

Problem ze stopniami zasilania

Ze stopniami zasilania jest jednak w Polsce problem - zresztą nie tylko w przypadku energii, ale i gazu.

Przemysł skarży się, że przepisy mówią o odcinaniu odbiorców w zależności od mocy przyłączeniowej, czyli od tego, jakie jest ich zapotrzebowanie na moc. Tymczasem powinny mówić o tym, jakie jest znaczenie tych przedsiębiorstw dla gospodarki czy łańcuchów dostaw - aby priorytetyzować różne gałęzie

- mówi Zasuń.

Już dziś przemysł obawia się zimowego chaosu i odcinania gazu czy prądu wszystkim po równo. Polska ma przedstawić we wrześniu Komisji Europejskiej plan priorytetyzacji branż, ale tylko w przypadku gazu, nie prądu. A powinno dotyczyć także prądu. 

Organizacje reprezentujące kolejne branże alarmują, że potrzebują nieprzerwanych dostaw prądu i nie mogą sobie pozwolić na przerwy w produkcji. Boi się m.in. branża spożywcza. Przykładowo, Związek Polskich Przetwórców Mleka ostrzega, że "mleko nie może czekać kilku dni na przetworzenie, zaś produkty gotowe na magazynowanie bez określonego poziomu dostaw nośników energii".

Ograniczenie dostaw energii i gazu spowoduje przerwanie procesów produkcyjnych, co skutkować będzie niedoborem wyrobów na rynku i poważnymi stratami finansowymi dla zakładów. Nie należy zapominać, że jednocześnie straty poniosą rolnicy – producenci mleka, od których surowiec po prostu nie będzie odbierany. Wtedy pojawi się problem co zrobić z taką ilością niewykorzystanego mleka, jak go zutylizować? Obawiamy się, że konsekwencje takiej sytuacji dla środowiska naturalnego mogą być opłakane

- alarmuje ZPPM. 

Przerw w dostawach energii i gazu obawia się też branża producentów leków. Krajowi Producenci Leków zaapelowali w lipcu do rządu o "zapewnienia płynności dostaw energii i zagwarantowanie możliwie najdłuższego dostępu do dostaw prądu i gazu w sytuacji wprowadzenia przymusowych ograniczeń w ich przesyle w Polsce". Przekonują, że "nawet najniższy przewidziany stopień ograniczania dostaw energii oznacza konieczność zatrzymania całych linii produkcyjnych, a nawet zakładów".

Obecnie, zgodnie z rozporządzeniem rządu z grudnia 2021 r., ochronie przed wprowadzanymi ograniczeniami w dostawach prądu podlegają m.in. szpitale i obiekty ratownictwa medycznego, obiekty wojskowe, oczyszczalnie ścieków, lotniska, dworce itd. ("obiekty wykorzystywane bezpośrednio do "zapewnienia przewozu lotniczego, transportu kolejowego i publicznego transportu zbiorowego"), obiekty infrastruktury krytycznej czy gospodarstwa domowe. 

Czy węgla zabraknie?

Jak pisał kilka dni temu na łamach Gazeta.pl Jacek Gądek, bezpieczeństwo systemu energetycznego zimą zaczyna spędzać sen z powiek rządowym specom od energetyki i w spółkach energetycznych Skarbu Państwa. Problemem mogą okazać się... farelki, jeśli Polacy w mroźne dni zaczną je masowo włączać.

Rząd popełnił koszmarny błąd, wprowadzając to nieszczęsne embargo na węgiel w kwietniu, podczas gdy UE wprowadziła je dopiero ze skutkiem od sierpnia. Inne kraje UE spokojnie rosyjski węgiel sobie kupowały i robiły zapasy. Myśmy się odcięli od razu i teraz mamy problem

- ocenia Zasuń.

Zobacz wideo Zabraknie węgla na zimę? Derski: Myślę, że tak
  • Więcej o energii przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Więcej o: