- Polska musi wywiązać się ze zobowiązań podjętych w celu zreformowania systemu środków dyscyplinarnych - powiedziała pod koniec lipca Ursula von der Leyen. Szefowa Komisji Europejskiej podkreśla, że nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym, która zlikwidowała Izbę Dyscyplinarną, powołując w jej miejsce Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, nie spełnia warunków do wypłaty środków z KPO.
RMF FM nieoficjalnie dowiedziało się, że 63 mln euro zostało potrącone z budżetu europejskiego dla Polski w związku z niepełnym dostosowaniem się do decyzji TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej. Oprócz likwidacji Izby Dyscyplinarnej Komisja Europejska oczekuje również zawieszenia skutków jej orzeczeń w sprawach o uchylenie immunitetu sędziowskiego.
Prof. Robert Grzeszczak w rozmowie z portalem Gazeta.pl powiedział, że ocena spełnienia "kamieni milowych" przez Polskę jest "negatywna i to z wykrzyknikiem". Według niego Unia Europejska czeka na wyniki wyborów w Polsce w 2023 r. i wciąż jeszcze nie używa najtwardszych sankcji, bo rozbiłyby one, także gospodarczo, Polskę i napędziły nastroje nacjonalistyczne.
Więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Mimo to wiceszef MSZ Marcin Przydacz jest spokojny o to, że Polska dostanie pieniądze z KPO. Ocenia szanse uzyskania tych środków na "bardzo duże - kilkadziesiąt procent".
- My z naszej strony wykonaliśmy pewne kroki. Teraz piłka jest po stronie Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen przecież przyjechała do Polski i powiedziała "tak", Polacy wykonali kilka konstruktywnych kroków, trzeba to KPO odblokować - mówił na antenie Polsat News.
Warto przypomnieć, że w czerwcu Komisja Europejska zaakceptowała polski KPO, czyli zaakceptowała wypłacenie Polsce pieniędzy, o ile wywiąże się z wymogu nazywanego w skrócie "pieniądze za praworządność'. Podsekretarz stanu uważa jednak, że przewodnicząca Komisji Europejskiej pojechała do Europarlamentu i pod naciskiem także części polskich europosłów zmieniła swoje podejście. - To Komisja Europejska musi dojrzeć do tej decyzji - mówił. W podobnym tonie w lipcu wypowiadał się Jarosław Kaczyński.
- Z naszego punktu widzenia to jest już w tej chwili obojętne. Wynik jest taki, jaki jest: robimy to, czego byśmy nie zrobili, gdyby nie Unia i Unia w odpowiedzi, zamiast po prostu dać nam to, co nam się należy absolutnie jak każdemu innemu państwu, to nie daje. No... to w takim razie koniec - mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości, cytowany przez dziennik.pl.
Marcin Przydacz na antenie Polsatu powiedział, że Polska rozmawia z Komisją Europejską, ale KE nie może spodziewać się, że Polska będzie wykonywać kolejne kroki, ponieważ "tak ta lista może się nie skończyć". - Wykonamy krok A, Ursula von der Leyen powie "to dobrze", ale zapomnieliśmy wam powiedzieć, że jest jeszcze krok B. I tak można w nieskończoność aż do przyszłorocznych wyborów - stwierdził Marcin Przydacz, cytowany przez money.pl.