Gazprom poinformował w piątek, że wkrótce na trzy dni wstrzyma dostawy gazu rurociągiem biegnącym po dnie Bałtyku, z Rosji do Niemiec. Przerwa ma trwać od 31 sierpnia do 2 września.
Rosyjski koncern jako powód przerwy podaje prace techniczne. "Rutynowej konserwacji" ma wymagać główna stacja sprężająca gaz. Niewykluczone, że to prawda, natomiast, jak podaje Agencja Reutera, naprawy te nie były wcześniej planowane.
Jedno jest pewne: kolejne decyzje ograniczające lub czasowo wstrzymujące dostawy surowca do Europy pogłębiają napięcie na linii Zachód - Rosja a także kryzys energetyczny na kontynencie - i to w momencie, w którym państwa europejskie walczą o zapełnienie magazynów przed zimą. W szczególnie trudnej sytuacji są Niemcy, mocno polegające dotąd na rosyjskim gazie, wykorzystywanym nie tylko do ogrzewania gospodarstw domowych i produkcji energii elektrycznej, ale przede wszystkim w przemyśle.
Kryzys energetyczny od wielu miesięcy (w zasadzie już od ponad roku) uderza w gospodarki i podbija inflację. UE oskarża Rosję o wykorzystywanie energii jako broni, a Kreml zrzuca winę na sankcje. Niespełna miesiąc temu Gazprom wznowił dostawy przez Nord Stream 1 po poprzedniej "przerwie technicznej" (wtedy trwała 10 dni), ale i tak do zaledwie jednej piątej przepustowości gazociągu. Również na początku września, po przerwie, mają wrócić do owych 20 proc.
Po tym, jak Gazprom ogłosił swoją najnowszą decyzję w piątek po południu, rynkowe ceny gazu wzrosły. Obecnie są ponad dwa razy wyższe niż rok temu. Jak zauważył z jeden z analityków zajmujących się energetyką, mimo cięć dostaw przez Rosję, gaz w lipcu był wyprzedził atom i stał się największym źródłem energii w Europie - choć tu zapewne nie bez znaczenia były problemy z energią jądrową we Francji.