Odra może stać się kolejną areną głębokiego sporu pomiędzy Polską a Niemcami. Pojawiają się bowiem nie tylko oskarżenia o niezbyt precyzyjne informowanie o katastrofie ekologicznej. Istotna dla przyszłych losów rzeki i polsko-niemieckich relacji wydaje się też wypowiedź niemieckiej ministerki, która żąda zaprzestania przez Polskę części prac nad inwestycjami na rzece. Chodzi o budowę stopni wodnych i terminalu kontenerowego na Odrze.
- Z mojego punktu widzenia prace te muszą zostać całkowicie zatrzymane. Musimy zrobić wszystko, aby naprawić mocno uszkodzony ekosystem Odry. To, a nie rozbudowa rzeki, jest teraz priorytetem - stwierdziła Steffie Lemke, federalna minister środowiska.
Przedstawiciele polskiego obozu władzy zareagowali na te słowa alergicznie. "Modernizacja Odry, w postaci budowy stopni wodnych i terminalu kontenerowego, to dla nas priorytet. Nie zrobimy ani kroku wstecz. Przywołujemy niemiecką minister środowiska do porządku, żeby nie wypowiadała się autorytatywnie o polskich rzekach w ten sposób, bo to jest skandal!" - napisał na Twitterze Marek Gróbarczyk, wiceszef Ministerstwa Infrastruktury.
W kolejnym wpisie minister zabrzmiał jeszcze bardziej politycznie. Odrę porównał bowiem do gazociągu Nord Stream. "Powinien i niech będzie dla nas przestrogą, że ze stroną niemiecką nie można nic ustalać w kwestii bezpieczeństwa naszego kraju i my dziś na pewno nie będziemy tego robić w kwestii rewitalizacji Odry!" - napisał.
O tym, że Odra staje się czysto politycznym problemem, świadczy wypowiedź Joachima Brudzińskiego. "Z punktu widzenia tych idiotów odznaczanymi niemieckimi medalami, najlepiej by było, aby wzdłuż Odry tak jak na początku lat 90-tych były tylko targowiska z krasnalami, agencje towarzyskie no i może ewentualnie zakłady fryzjerskie" - napisał, mając na myśli "niemiecką agenturę i pożytecznych idiotów na polskiej scenie politycznej", którzy bojkotują polskie inwestycje.
I chociaż retoryka, po którą sięga Brudziński, może zostać uznana za demagogiczną, nie ma wątpliwości, że Niemcy próbują torpedować polskie plany. Przykład to wspomniany wyżej port kontenerowy w Świnoujściu. Przeciwko jego budowie miesiące temu opowiedzieli się m.in. politycy Meklemburgii, sąsiadującej z regionem.
I chociaż nie znamy końcowych wyników badań wody z Odry i nie wiemy, co tak naprawdę było przyczyną masowego śnięcia ryb, dla premiera Mateusza Morawieckiego sprawa - przynajmniej w kontekście konsekwencji personalnych - wydaje się zamknięta.
- Według mojej dzisiejszej wiedzy osoby, które zostały zdymisjonowane, ponoszą odpowiedzialność zarówno polityczną, jak i merytoryczno-operacyjną, tak to nazwijmy, są to osoby na wysokich stanowiskach - szef Wód Polskich oraz Główny Inspektor Ochrony Środowiska - mówił szef rządu pytany o konsekwencje kadrowe związane z katastrofą. Morawiecki zaznaczył co prawda, że "nie wyklucza" kolejnych decyzji w tym zakresie, o ile pojawią się jakieś nowe dokumenty.
Oficjalny raport dotyczący przyczyn katastrofy na Odrze ma zostać zaprezentowany 30 września. Rząd jednak nie czeka na ten termin i już dziś wybiega do przodu, przedstawiając plany dotyczące odbudowy rzeki. Pomóc ma specustawa, której stworzenie zapowiedział minister Gróbarczyk. - Będzie miała przede wszystkim na celu usprawnienie procedur inwestycyjnych [...] zapewniających odpowiedni stan oczyszczonych ścieków oraz zwiększający stan zasobów wody w Odrze. Dominujące znaczenie w zakresie inwestycji na Odrze, przede wszystkim infrastrukturalnych, będą miały Wody Polskie - stwierdził
Obóz władzy przystąpił też do lekceważenia skutków katastrofy oraz rozmywania odpowiedzialności. - Coraz więcej wskazuje na to, że było to zdarzenie o charakterze naturalnym, gdzie nie było jakiś specjalnych, wielkich zrzutów substancji chemicznych - mówił w ubiegłym tygodniu szef rządu. Jego zdaniem "Odra szybko się odradza". - Natura szybko się regeneruje. Te apokaliptyczne wizje możemy odłożyć do lamusa - powiedział premier.
Bogdan Wziątek, przewodniczący Rady Naukowej przy Zarządzie Głównym Polskiego Związku Wędkarskiego, słowa premiera uznał za szkodliwe. Odniósł się również do zezwolenia na wędkowanie w Odrze, które wydał wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski związany z PiS. - To jest bardzo szkodliwe posunięcie, dlatego, że te ryby nie dosyć, że są zmęczone, nie dość, że są bardzo często zatrute, to właśnie połów na wędkę będzie jeszcze dodatkowo je stresował, a w tej chwili każda ryba, która przeżyła katastrofę, jest dla nas cenniejsza niż złoto, bo ona pozwoli na odbudowanie tej populacji - ocenił.