Wojna w Ukrainie i wprowadzone w związku z tym sankcje na Rosję są obciążeniem dla wielu gospodarek. Okazuje się jednak, że są wyjątki. Norwegia na wojnie się bogaci - podkreślają dziennikarze "The Economist". Sumy, które zasilają norweski budżet, nazywają "kłopotliwymi".
Przeczytaj więcej informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl.
Dziennikarze zwracają uwagę, że Norwegia od początku wojny szła w kierunku solidarności z Ukrainą. Jednak jej sytuacja diametralnie różni się od tego, co się dzieje w gospodarkach pozostałych europejskich państw. "Kiedy Ukraińcy walczyli, a Europejczycy drżeli na myśl o nadchodzących rachunkach za energię, najbogatszy kraj kontynentu (poza Luksemburgiem) wyraźnie się bogacił" - czytamy w "The Economist".
Rosja stanowiła dla Norwegii konkurencję w dostarczaniu energii do Europy. Teraz sytuacja się zmieniła - podkreślają ekonomiści. "Dostarczanie energii do Europy zawsze było lukratywne dla Norwegii, czwartego co do wielkości eksportera gazu ziemnego na świecie. Stało się jednak tak nieprzyzwoicie zyskowne, odkąd Rosja, niegdyś jej rywal w utrzymywaniu ciepła w Europie, zamieniła rurociągi w broń" - czytamy.
Według dziennikarzy, w czasie wojny i towarzyszącego jej kryzysu ekonomicznego, kwoty, które płyną za energię na północ "stają się kłopotliwe". "Kraj, któremu zależy na jego wizerunku jako siły dobra na świecie, musi odpierać zarzuty o wojenne spekulacje" - podkreślają dziennikarze.
Przed wojną ze sprzedaży ropy, gazu i energii elektrycznej Norwegia zarabiała ponad 50 mld dolarów rocznie. To daje 10 tys. na jednego obywatela.
Teraz zyski z eksportu energii wzrosły w Norwegii do 200 mld dolarów rocznie. Nadwyżki Norwegia wpłaca do państwowego funduszu majątkowego - zebrane tam kwoty mają być wypłacone m.in. na poczet przyszłych emerytur tak, by mimo starzejącego się społeczeństwa uniknąć głodowych świadczeń. Do niedawna europejskie państwa nie miały do tej sytuacji zastrzeżeń. "The Economist" zwraca uwagę, że jednym z pierwszych krajów, który mówił o tym problemie, jest Polska.
Pogarszający się kryzys energetyczny, zdaniem "The Economist" wpłynął na nastroje europejskich przywódców. Chociaż zachodnie państwa są dalekie od retoryki Mateusza Morawieckiego, który mówił o "chorych cenach", to na popularności zyskuje opinia, że w czasie wojny dostawca z północy mógłby regulować ceny surowca. Norwegowie stoją jednak na stanowisku, że ceny reguluje rynek.
*******