"Każde gospodarstwo domowe skorzysta z zamrożonej ceny rachunku za energię do 2000 kWh zużycia bez względu na roczne zapotrzebowanie" - wyjaśniła w czwartek na Twitterze Anna Moskwa. Co dokładnie miała na myśli szefowa tego resortu?
Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Premier Mateusz Morawiecki ogłosił w zeszłym tygodniu tarczę solidarnościową. Zakłada ona m.in. zamrożenie cen prądu w 2023 r. dla gospodarstw domowych zużywających do 2000 kWh rocznie. Ceny energii miałyby utrzymywać się na poziomie z 2022 r. Rozwiązanie to ma uchronić Polaków przed rosnącymi cenami energii.
Zgodnie z tym, co ogłosiła na swoim twitterowym profilu Anna Moskwa, każde gospodarstwo domowe skorzysta na mrożeniu cen energii. Było to wiadome od samego początku. Jednak wyższe rachunki zapłacą te gospodarstwa, które przekroczą powyższy limit.
Warto w tym momencie przypomnieć, że rząd przewiduje wyższy limit dla rodzin z Kartą Dużej Rodziny (z co najmniej trójką dzieci), rolników i osób niepełnosprawnych. Limit dla tej grupy ludzi ma wynieść 2600 kWh i ponownie - na tym limicie skorzystają wszystkie osoby z tych grup, lecz zapłacą więcej za każdą "nadmiarową" kilowatogodzinę.
A teraz kluczowe pytanie - ile więcej zapłacimy w przypadku przekroczenia limitu? Tego na dzisiaj nie wiadomo. "Dokładnych stawek jeszcze nie znamy, ale można szacować, że jeżeli będą one zbliżone do obecnych rynkowych, to może być to koszt nawet ponad 1,60 zł za kilowatogodzinę. To ponad dwukrotnie więcej niż obecnie. Bardzo zgrubnie można szacować, że w takim przypadku każda dodatkowa kilowatogodzina ponad limit kosztowałaby ok. 0,8-1 zł więcej niż dziś" - pisał Mikołaj Fidziński na Next.gazeta.pl.
Kolejne pytanie - ilu Polaków zmieści się w limicie 2000 kWh? Minister rozwoju i technologii Waldemar Buda mówił w poniedziałek w TVP Info, że według wyliczeń "61 proc. gospodarstw dzisiaj mieści się poniżej tego przedziału zużycia. W związku z tym co najmniej 2/3 nie będzie miało żadnej podwyżki". Wcześniej podobne szacunki podawał premier Mateusz Morawiecki i prezes PiS Jarosław Kaczyński.