Szwedzkie media - popołudniowy dziennik "Aftonbladet" i stacja telewizyjna TV4, informują o czwartym wycieku gazu z rurociągu Nord Stream. Nowe uszkodzenie znajduje się na obszarze szwedzkiej strefy ekonomicznej. Służby odkryły je we wtorek, ale informację ujawniono dopiero w środę wieczorem. Oznacza to, że dwa wycieki znajdują się w obszarze Szwecji, a kolejne dwa w obszarze Danii. Wcześniej służby informowały o trzech różnych miejscach, z których wydostaje się cenny surowiec. Informację o czwartym miała potwierdzić szwedzka straż przybrzeżna.
Wciąż nie wiadomo, kto stoi za uszkodzeniem dwóch gazociągów, za pomocą których gaz Rosji mógł trafiać do Europy. Wielu komentatorów mówi o możliwym sabotażu. Sejsmolodzy potwierdzają, że aparatura wykryła co najmniej dwie eksplozje.
Zbigniew Rau, minister spraw zagranicznych, twierdzi, że istnieją dowody na związek rosyjskich służb z incydentem. "Jeśli jednak dokonamy analizy sytuacji bezpieczeństwa energetycznego regionu Morza Bałtyckiego, to coraz bardziej wiarygodnie wypada hipoteza, że stoją za tym służby rosyjskie" - mówił minister w rozmowie z korespondentem Polskiego Radia Markiem Wałkuskim.
Szef polskiej dyplomacji ocenił, że Moskwa może chcieć zastraszyć Europę, pokazując, że bezpieczeństwo energetyczne kontynentu nie jest zagwarantowane, bo skoro można uszkodzić Nord Stream, to można to samo zrobić z Baltic Pipe.
Eksperci analizują też, ile detonacji miało miejscu tuż przed odkryciem wycieków. Björn Lund, sejsmolog cytowany przez "Aftonbladet", twierdzi, że istnieją dowody na trzeci wybuch 10 sekund po drugiej eksplozji. Na wykresie zaprezentowanym przez szwedzkie media widać, że fale sejsmiczne wywołane eksplozją częściowo nakładają się na siebie. To może tłumaczyć trudności z wykryciem wszystkich wybuchów.
Dystans pomiędzy uszkodzonymi odcinkami jest różny i wynosi od ok. 2 do ponad 6 km.
Dominik Brodacki z think tanku Polityka Insight w rozmowie z Gazeta.pl podkreśla, że zniszczenie gazociągów może przynieść trwałe skutki. - Eksperci podkreślają, że kiedy do rury dostanie się słona woda, naprawa może być już niemożliwa - stiwerdził. Wyjaśnił jednocześnie, że zniszczenie rurociągów na obecną podaż gazu w Europie to nie wpłynie. - Nord Stream 1 i Nord Stream 2 i tak nie przesyłały gazu - wyjaśnił.
Zniszczenie NS1 i NS2 ma jednak swoje konsekwencje. - W efekcie Europa straci drugą obok gazociągów przez Ukrainę największą trasę dostaw gazu. Utrudni to zapewnienie przyszłej podaży gazu i zwiększy wahania jego cen. Dla Rosji strata jest trudna do oceny, zależy od interpretacji. Można przyjąć, że przyspiesza to utratę przez nią europejskiego rynku gazu. Unia traci przez wysokie ceny gazu i konieczność zacieśnienia ochrony tego typu infrastruktury. Jak na razie główne implikacje incydentu na Bałtyku są niewymierne, bardziej polityczne, co nie znaczy, że szybko się to nie zmieni - podsumował ekspert.
Szef Duńskiej Agencji Energii Kristoffer Bottzauw poinformował w środę, że do tej pory na powierzchnię mogła wydobyć się już połowa gazu wtłoczonego do uszkodzonego gazociągu. Jego opróżnienie może potrwać do niedzieli.