Rząd wyda 100 mld zł, żeby ceny energii za bardzo nie poraziły Polaków. "Nie takie straszne podwyżki"

"Nie takie straszne podwyżki jak je malują" - piszą o przyszłorocznych cenach energii ekonomiści z banku Citi Handlowy. Szacują, że średni wzrost rachunku za prąd dla gospodarstw domowych może wynieść od dziesięciu do kilkunastu procent. W dużej mierze wzrost kosztów energii weźmie na siebie państwo. Całościowy "rachunek" za ograniczenie cen energii ekonomiści Citi Handlowego podliczyli na około 100 mld zł.

Około 100 mld zł - na taką kwotę ekonomiści z banku Citi Handlowy podliczyli łączny koszt ograniczenia cen energii dla finansów publicznych. Na tę kwotę złożyło się: przedłużenie tarczy antyinflacyjnej (zakłada m.in. obniżkę VAT z 23 proc. do 5 proc. na ciepło i prąd; formalnie obowiązuje do końca 2022 r., choć można się spodziewać, że zostanie przedłużona) mrożenie cen prądu, dodatek węglowy, limit podwyżek cen ciepła i limit cen prądu.

Efekt? Skoro państwo bierze na siebie część tych kosztów, cios w gospodarstwa domowe oraz mały i średni biznes będzie mniejszy. 

Jeżeli nasze szacunki się potwierdzą, skala podwyżki cen prądu dla gospodarstw domowych będzie zaskakująco niewielka

- piszą ekonomiści banku Citi Handlowy. Szacują, że średni wzrost rachunku za prąd może sięgnąć, uwzględniając strukturę zużycia prądu, od dziesięciu do kilkunastu procent (w zależności od wzrostu opłat dystrybucyjnych).

Eksperci zwracają też uwagę, że pomimo niespotykanie silnego szoku energetycznego, wzrost rachunków za prąd w podobnej skali odnotowano w przeszłości kilkukrotnie, m.in. w 2008 r. czy w latach 2020-2021.

Zobacz wideo Buzek: W tym rządzie bardzo trudno powiedzieć, kto odpowiada za politykę energetyczną
  • Więcej o gospodarce przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl

Będzie maksymalna cena energii 

Pod koniec zeszłego tygodnia rząd przyjął projekt ustawy o maksymalnych cenach energii. Zakłada on, że samorządy, podmioty wrażliwe, małe i średnie firmy zapłacą do 785 zł za MWh, a gospodarstwa domowe nie więcej niż 693 zł za MWh. 

693 zł za MWh to o ok. 70 proc. więcej niż dziś płacą gospodarstwa domowe. Jednak po pierwsze - to znacznie mniej, niż wynoszą ceny na giełdzie energii. Obecnie oscylują na poziomie ok. 1000 zł za MWh, a to i tak najmniej od czterech miesięcy, w międzyczasie przekraczały 1500, a nawet 2000 zł za MWh. Po drugie, ta cena i tak będzie dotyczyła wyłącznie zużycia rocznego w 2023 r. powyżej 2 MWh (lub 2,6-3 MWh m.in. dla osób niepełnosprawnych czy rodzin z przynajmniej trojgiem dzieci). Poniżej tego limitu cena ma zostać zamrożona na tegorocznym poziomie.

Ograniczenie wzrostów cen energii to oczywiście dobra wiadomość dla gospodarstw domowych, choć jednocześnie oznacza, że finansowy bodziec do oszczędności prądu będzie dla wielu rodzin relatywnie niewielki. 

Niższe od spodziewanych ceny energii dla małego i średniego biznesu będą ograniczać także inflację, bo powinno zmniejszyć presję na przenoszenie przez te podmioty kosztów na konsumentów. 

Warto też zwrócić uwagę, że to, iż gospodarstwa domowe nie odczują w dramatyczny sposób wzrostu cen energii na własnej skórze, nie oznacza, że go nie ma. Zostanie on sfinansowany m.in. z deficytu w budżecie państwa oraz z funduszy pozabudżetowych (czyli szeroko - z deficytu finansów publicznych - a dług ten robi się coraz droższy) czy z wpłat spółek energetycznych. Z jednej strony można mówić w obecnej sytuacji o ich nadzwyczajnych zyskach, ale z drugiej - zakładając, że byłyby one wydatkowane rozsądnie - ogranicza to ich możliwości finansowania np. transformacji energetycznej.

  • Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina
Więcej o: