Po napaści Rosji na Ukrainę Zachód nałożył sankcje, które uderzyły m.in. w import rosyjskiego węgla. To wyraźnie wpłynęło na jego cenę i dostępność. Polacy wciąż mają problemy, by zrobić potrzebne na zimę zapasy. Jeden z naszych dziennikarzy również podjął próbę kupna węgla, co ostatecznie mu się nie udało. Surowiec kupić można w zasadzie wyłącznie bezpośrednio w kopalni.
Embargo na rosyjski węgiel sprawiło, że polski rząd zaczął szukać alternatywnych rynków importu. Dużo mówiło się o węglu sprowadzanym z Kolumbii, ale to tylko jeden z licznych kierunków. Wśród krajów, z których ściągamy węgiel są m.in. Kirgistan, Botswana czy Uzbekistan - pisze Business Insider.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
W sierpniu najwięcej węgla kupiliśmy z RPA - przeszło pół miliona ton po 1,4 tys. zł. To 34 proc. importu z tego miesiąca i duży skok względem lipca, gdy surowiec z południa Afryki stanowił ledwie 8 proc. Z Kazachstanu ściągnęliśmy 281 tys. ton węgla, co stanowi 19 proc. sierpniowego importu. Podium domyka Australia, skąd przypłynęło 217 tys. ton (15 proc.), ale zaraz za nią jest wspomniana Kolumbia (209 tys. ton, 14 proc.), piąte miejsce należy do Indonezji (172 tys. ton, 12 proc.)
Problemy z dostępnością węgla są na tyle poważne, że przedsiębiorcy decydują się kupować "czarne złoto" z zagranicy na własną rękę. Przykładowo hodowca kwiatów z Wielkopolski ściągnął go z Australii. Okazało się jednak, że węgiel nawet potraktowany palnikiem nie chce się palić. - Ten węgiel to śmieci, którymi nie da się palić w piecu - przyznał w rozmowie z TVN24 mężczyzna, który zakupił opał.
Prof. dr hab. inż. Piotr Kleczkowski z Akademii Górniczo-Hutniczej w rozmowie z Gazeta.pl przyznaje, że odpowiedź na pytanie, dlaczego jeden węgiel pali się dobrze, a drugi znacznie gorzej, nie jest łatwa. Jego zdaniem sprawy nie ułatwia też fakt, iż do Polski płynie węgiel ze wszystkich możliwych źródeł, którego pochodzenie i przeznaczenie nie zawsze jest jasne dla odbiorcy.