Branża motoryzacyjna, spożywcza, budowlana, czy nawet branża kolejowa - każda z nich zajmuje się inną gałęzią gospodarki. W ostatnich miesiącach coś je jednak łączy. To strach przed zimą i kryzysem energetycznym, a co się z tym może wiązać - blackoutem i przerwami w produkcji.
Odbiorcom przemysłowym, w przeciwieństwie do branż wrażliwych, w sytuacji kryzysowej narzucane są ograniczenia. Decydują o tym stopnie zasilania, które oznaczają wielkość ograniczeń w dostawie i poborze energii elektrycznej poprzez ograniczenie poboru mocy. 11. stopień ją otwiera, a 20. ją zamyka. W ten sposób ma nastąpić odciążenie sieci energetycznej i uchronienie je od niekontrolowanych wyłączeń.
Nie wiadomo jeszcze, czy takie rozwiązanie zostanie wprowadzone. Podkreślamy jednak, że ze stopniami zasilania jest w Polsce problem - nie tylko w przypadku energii, ale i gazu.
Przemysł skarży się, że przepisy mówią o odcinaniu odbiorców w zależności od mocy przyłączeniowej, czyli od tego, jakie jest ich zapotrzebowanie na moc. Tymczasem powinny mówić o tym, jakie jest znaczenie tych przedsiębiorstw dla gospodarki czy łańcuchów dostaw - aby priorytetyzować różne gałęzie
- tłumaczył Rafał Zasuń z portalu WysokieNapiecie.pl w rozmowie z Gazeta.pl.
Więcej o energii przeczytaj na stronie głównej Gazeta.pl
Już dziś przemysł obawia się zimowego chaosu i odcinania gazu czy prądu wszystkim po równo. Przedsiębiorstwa zaczynają się nawet przygotowywać na taki pesymistyczny scenariusz. Według nieoficjalnych informacji portalu money.pl przedsiębiorcy z różnych branż prowadzą w tej sprawie rozmowy z rządem.
Wprowadzając kolejne stopnie zasilania, należy liczyć się z efektem domina. Ograniczenie mocy jednego zakładu może wywołać przerwie w produkcji w innych. Gospodarka to bowiem system naczyń połączonych. Przedsiębiorstwa już teraz martwią się, że takie ograniczenia produkcji mogą się skończyć tragicznie.
- W zależności od procesów produkcyjnych danej firmy, racjonowanie lub nagłe przerwy w dostawach prądu czy gazu mogą mieć drastyczne skutki produkcyjno-finansowe, w najlepszym wypadku będzie to bardzo poważne wyzwanie w utrzymaniu bieżącej produkcji - wyjaśniał Maciej Herman, dyrektor zarządzający w firmie Wedel w rozmowie z money.pl.