Kino Bodo w Łodzi, jedno z ciekawszych na kulturalnej mapie miasta, ogłosiło, że po ośmiu latach działalności kończy działalność. Ostatni seans odbędzie się 19 listopada, a z końcem roku zajmowany lokal zostanie opuszczony.
Wojtek Wojtysiak powody zamknięcia lokalu tłumaczy drożyzną. - Ogrzewamy się drewnem. W kinie mamy stary, zabytkowy kominek. Nie mamy centralnego ogrzewania, gazu. Ceny opału wzrosły o 100 proc. Do tego zaraz wzrosną koszty energii elektrycznej, które spowodują, że może być jeszcze gorzej. Nie odpalimy przecież świeczki i nie przepuścimy z niej światła przez matrycę LCD - mówi w rozmowie z łódzką "Wyborczą".
W rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnia z kolei:
Nie ma dobrego klimatu do rozwijania małych przedsiębiorstw. Brak stabilności gospodarczej, koronawirus, inflacja i rosnące ceny energii zrobiły swoje i każdy dostał po kieszeni. A ciężko jest robić swoje, inwestować czas i pomysły tylko po to, by stale wychodzić na zero.
Współzałożyciel kina dodaje:
Zamknięcie kina to nasza ucieczka do przodu, nim zaczniemy być na zupełnym minusie i z tego dołka może być już trudno wyjść
- dodaje.
Nie ukrywa też, że sytuację komplikują inne okoliczności. - Niektórzy z nas mają kredyty, a wiadomo, co tutaj się dzieje - mówi. Wysokie stopy procentowe sprawiły, że część rat gwałtownie wzrosła. Drożeje też dostępność kredytów - jakiekolwiek finansowanie działalności czy rozwoju przy pomocy banku jest więc zbyt kosztowne.
Łódzkie kino to kolejny sygnał, który potwierdza, że polscy przedsiębiorcy zaczynają coraz silniej odczuwać wysokie koszty prowadzenia działalności. W pierwszej kolejności z rynku znikają te firmy, które są uzależnione od drogich paliw - m.in. piekarnie. Znikają też burgerownie, ale nie tylko - podwoje zamykają też hotele.
Czy polski biznes przestaje walczyć? Czy kolejne firmy będą się zamykać? - Prawdopodobnie tak. Choć z pewnością są małe biznesy, które trafiły w niszę i koniunkturę i te mają szanse przetrwać - stwierdza Wojtek Wojtysiak.
Nie ukrywa jednak, że ostatnie osiem lat było świetną przygodą. - Zakładając kino, godziliśmy się na to, że praca w kulturze nie zawsze przynosi kokosy. Zamykając kino, wiemy, że zamykamy biznes tzw. społecznej odpowiedzialności i trochę tego nam szkoda. Z drugiej strony robiliśmy swoje ponad 8 lat, więc wstydu nie ma - podsumował.
Zamknięcie kina Bodo podsumować można nieco żartobliwie. Lokal, który przetrwał "Kac Wawę" - jeden z najgorzej ocenianych filmów ostatnich lat, nie przetrwa drożyzny i rosnących opłat. Oby nie był to zły prognostyk.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl