Premier robi szpagat, by dorwać kasę z KPO. Łatwe 22 mld zł już przepadły. Na kolejne czas do końca roku

- W interesie nie tylko Polski, ale i rządzących, jest to, żeby przed wyborami parlamentarnymi środki z KPO zaczęły do Polski docierać - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Piotr Kuczyński. Ekonomista tłumaczy, że Polska miała szanse na łatwe 22 mld zł, ale ich nie wykorzystała. Co to oznacza?

W ostatnich tygodniach przyspieszył temat pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Sygnały płyną z obu stron - z rządowej o gotowości na kompromis i z unijnej o zatwierdzeniu kolejnych technicznych dokumentów, które przybliżają nas do wypłaty.

Dopięcie umowy z Komisją Europejską wymaga od premiera Mateusza Morawieckiego iście cyrkowych zdolności akrobatycznych. Szpagat, by dorwać unijną kasę, polega na ominięciu najzagorzalszego eurosceptyka w rządzie - Zbigniewa Ziobry.

Zobacz wideo Bosak do PiS o komisji ds. wpływów rosyjskich: To jest żart. Boicie się debaty? Z nawyku wpisaliście rzeczy z chorobami zakaźnymi?

Rząd walczy o pieniądze z KPO. Ale 4,7 mld euro lekką ręką odpuścił

O co jednak to całe kruszenie kopii? Jak duże pieniądze są do wzięcia i na jakich zasadach? W rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnia to Piotr Kuczyński, analityk finansowy Xelion.

- Środki z KPO są dla polskiej gospodarki bardzo ważne, bo umożliwią ruszenie z miejsca inwestycji, których udział w PKB jest w Polsce niezwykle mały - około 16 proc., a w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju (rok 2016), wtedy wicepremiera Morawieckiego, zapowiadano wzrost do 25 proc.  Mowa o 35,4 mld euro, czyli około 170 mld złotych (24 mld euro to bezzwrotne granty) - tłumaczy.

Jak dodaje, rząd nie wystąpił o całość, czyli o 57,6 mld euro, bo wykorzystał jedynie w niewielkim stopniu niskooprocentowane pożyczki. - Może nieco dziwić, że nie znaleziono inwestycji, które można by w ten sposób sfinansować - stwierdził ekonomista. 

Nawet jeśli Polska środki z KPO otrzyma, to na starcie i tak może być "do tyłu". 

Niestety zaliczka, którą otrzymały kraje z zaakceptowanymi  planami (musiały to zrobić do końca 2021 roku) w wysokości 4,7 mld euro już przepadła

- wyjaśnia Kuczyński. Zastrzega jednak przy tym, że to nie znaczy, że tych pieniędzy nie otrzymamy. - Zaliczka była bezwarunkowa, wypłacana z góry. A środki z KPO trzeba będzie rozliczać co pół roku - posługując się wieloma kamieniami milowymi i wskaźnikami, od których uzależnione będą wypłaty - tłumaczy. 

Polska ma czas do końca roku. "PiS z opozycją przepchną zmiany sądownictwa"

Skąd jednak pośpiech, zapowiedź uchwalania odpowiednich przepisów "na już"? Okazuje się, że Polska swoim uporem w sprawie KPO zapędziła się w kozi róg. - Niestety do końca roku trzeba zakontraktować 70 proc. funduszy i należy jedynie mieć nadzieję, że rząd zdąży lub uzyska przedłużenie terminu - stwierdził Piotr Kuczyński. 

Jak podkreśla, sporym krokiem w kierunku uzyskania KPO było niedawne zaakceptowanie przez Komisję Europejską planów operacyjnych, co - po wypełnieniu kamieni milowych związanych z praworządnością - umożliwi wypłacanie środków.

- Teraz wszystko jest w rękach polityków. Wiadomo, że sprzeciw Solidarnej Polski blokuje przyjęcie zmian w systemie sądowniczym, które są tymi podstawowymi kamieniami milowymi. Jednak w interesie nie tylko Polski, ale i rządzących, jest to, żeby przed wyborami parlamentarnymi środki z KPO zaczęły do Polski docierać - mówi Piotr Kuczyński.

Jak wyjaśnia, rządzący ogłosiliby, że odnieśli sukces, co pomogłoby im w zwiększeniu poparcia elektoratu, a polska gospodarka bardzo by na tym skorzystała. - Dlatego też zakładam, że PiS z częścią opozycji, bez Solidarnej Polski, przepchnie przez Sejm i Senat uzgodnione z Komisją Europejską zmiany systemu polskiego sądownictwa. Być może rządzący zrobią to już po przyjęciu budżetu państwa, do czego potrzebują głosów Solidarnej Polski. 

Inni już odbudowują swoje gospodarki po COVID-19, Polska dumnie czeka

Planowy Kran Odbudowy ma być w założeniu sposobem na odbicie się gospodarki z postpandemicznej zapaści. Epidemia COVID-19 wywarła bowiem bezsprzeczny wpływ zarówno na globalną gospodarkę, jak i gospodarki poszczególnych krajów. Kłopoty nie ominęły Unii Europejskiej, w tym Polski.

Przeciwwagą dla gigantycznych kosztów rekompensat dla przedsiębiorców, spowolnienia produkcji, zwolnień, ma być KPO. To część wysiłków mających na celu odbudowanie gospodarczych potęg tak, by były odporne na kolejne wstrząsy.

Docelowa wartość funduszu unijnego opiewa na kwotę 750 mld euro. Na tę sumę składają się pożyczki, dotacje, gwarancje. Z jednej strony pieniądze mają pomóc naprawić wyrządzone przez kryzys szkody, z drugiej mają uodpornić gospodarki. Dlatego w ramach środków uzyskanych w KPO inwestować można w infrastrukturę, transformację cyfrową, miejsca pracy.

Przyjęcie KPO może mieć jednak spore konsekwencje. I nie chodzi o finanse. Jak ustalił Jacek Gądek z Gazeta.pl, Solidarna Polska może wyjść z rządu Zjednoczonej Prawicy, jeśli premier Mateusz Morawiecki w negocjacjach z Komisją Europejską przekroczy "czerwoną linię". A jest nią właśnie kwestia sądownictwa. Konkretnie zgoda na rozszerzenie tzw. testu bezstronności sędziego tak, by sędziowie z urzędu mogli siebie nawzajem testować.

Jacek Sasin dostrzega sygnały otrzeźwienia. "Rząd Zjednoczonej Prawicy" nie podoba się Brukseli

Jacek Sasin powiedział, że dostrzega w sprawie KPO "sygnały otrzeźwienia". Trzeźwieć ma jednak nie Polska, a Unia. Zdaniem szefa resortu aktywów państwowych tak można interpretować wczorajszą decyzję Komisji Europejskiej o zaakceptowaniu programów operacyjnych dla polskiego Krajowego Planu Odbudowy.

Sasin, podobnie jak Morawiecki, w sprawie unijnych pieniędzy decyduje się na szpagat. Wciąż bowiem próbuje przekonać elektorat PiS, że to Unia jest "zła". - Te wszystkie perturbacje, które nas spotykają, są próbą wpłynięcia na zmianę władzy w Polsce - stwierdził podczas rozmowy w radiowej Trójce. - Rząd Zjednoczonej Prawicy nie podoba się w Brukseli - dodał szef Ministerstwa Aktywów Państwowych. 

Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl

Więcej o: