Minął niespełna tydzień od momentu, kiedy władze Węgier zdecydowały się uwolnić cenę benzyny. Efekt był do przewidzenia - na stacjach, w przeliczeniu na polską walutę, z dnia na dzień zrobiło się drożej o 2,5 zł. Nie lepiej jest w zwykłych sklepach, które nie chcą słuchać zaleceń rządu.
Regulacja cen dotycząca części podstawowych produktów (jak np. cukier czy mięso), nie pomaga. Inflacja rośnie - w listopadzie sięgnęła 22 proc.
Jakie jest podobieństwo między węgierską a polską sytuacją? Zbieżności jest wiele, bo Orban podobnie jak Mateusz Morawiecki uśmiecha się do seniorów. Gdy u nas szef rządu obiecywał emerytom i rencistom czternaste emerytury na stałe, nad Dunajem jego odpowiednik ogłaszał dumnie podniesienie świadczeń.
Czy zbieżności jest więcej? Czy Polsce grozi węgierska ścieżka, kiedy rząd zdecyduje się zwiększyć VAT na paliwa, żywność, prąd, gaz? W rozmowie z Gazeta.pl wyjaśnił to ekonomista. Piotr Kuczyński przyznaje, że sytuacja obydwu krajów różni się.
- Węgrzy pod rządami Fideszu, czyli po prostu Victora Orbana, poszły inną drogą niż Polska w zmniejszaniu wpływu globalnej inflacji na społeczeństwo. Była to droga bardzo ryzykowna, zbliżona do tego, co rządy robiły w czasach realnego socjalizmu. Węgrzy ustanowili sztywne ceny detaliczne (ale nie hurtowe) na podstawowe artykuły żywnościowe oraz na paliwa sprzedawane Węgrom - tłumaczy.
Ręczne sterowanie cenami się nie udało. - To oczywiście musiało skutkować brakami podstawowych produktów żywnościowych i mocnym wzrostem ich cen na wolnym rynku. Poza tym straty na podstawowych produktach odbijano sobie na innych, więc ceny żywności wzrosły o ponad 40 proc. (w Polsce ponad 20 proc.) - mówi Piotr Kuczyński.
Jak zauważa, uwolnienie cen żywności na Węgrzech (zapewne nieuniknione) może paradoksalnie z czasem nieco je nawet obniżyć.
W Polsce rząd zmniejszał VAT (czasem do zera), co nie uderzało w producentów i nie wykrzywiało działań rynku. Ceny były niższe, ale cierpiały jedynie wpływy do budżetu państwa, a nie producenci. Dlatego też ścieżka węgierska Polsce nie grozi
- mówi.
Piotr Kuczyński wylicza też, jak bardzo pomylił się węgierski rząd próbując cenę paliwa ustalić na sztywno. - Na Węgrzech po zeszłotygodniowym uwolnieniu cen paliw wzrosły ona o ponad jedną trzecią, a w Polsce podniesienie VAT z 8 do 23 proc. może nieznacznie wpłynąć na ceny paliw, bo sprzedawcy i producenci starali się nie obniżać cen na stacjach tak szybko jak taniała ropa - od czerwca staniała o ponad 40 proc., a od października o około 30 proc. (w złotych). Jest więc zapas pozwalający w miarę bezboleśnie podnieść VAT - mówi.
Polska wydaje się też być w znacznie lepszej sytuacji - poziom inflacji jest u nas niższy, podobnie jak tempo zadłużania się. - Porównanie polskich i węgierskich danych makro wypada raczej na korzyść Polski. Co prawda PKB w trzecim kwartale wzrosło podobnie (4 proc. na Węgrzech i 3,6 proc. w Polsce), a stopa bezrobocia jest nawet mniejsza (3,6 proc.) niż w Polsce (5,1 proc.). Jednak płace w sektorze przedsiębiorstw są w Polsce wyższe o około 20 proc. Pozostałe wskaźniki są bardziej dla Węgier niekorzystne. Forint stracił do euro od 2019 roku 35 proc., a złoty jedynie 9 proc. Zadłużenie Węgier wynosi 77 proc. do PKB, a Polski 54 proc. Inflacja na Węgrzech wzrosła do 22,5 proc. (przed uwolnieniem cen paliw), a w Polsce 17,4 proc. - wyjaśnia rozmówca Gazeta.pl.
Piotr Kuczyński nie ma też wątpliwości, że Węgry znacznie bardziej od Polski potrzebują pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. - Problem waluty i zadłużenia prowadzi Węgry w niekonwencjonalną drogę. Nie jest bowiem w naszej części Europy normalne to, że główna stopa procentowa wynosi 13 proc. (w Polsce 6,75 proc.), a depozytowa 25 proc. Poza tym Węgrzy bardziej niż Polska starają się o środki z KPO (5,8 mld euro z KPO i 7,5 mld euro z programów strukturalnych), bo dla Węgier te środki są jeszcze bardziej niezbędna niż dla Polski. Przykład Węgier nie jest dla Polski przestrogą, a jeśli dla kogoś jest to jedynie jako ostrzeżenie: nie idźcie w stronę socjalistycznej gospodarki - mówi ekonomista.
Węgry są też w gorszej sytuacji niż Polska z jeszcze jednego względu. Komisja Europejska wprost zaczęła blokowanie sporych środków dla rządu Orbana. W ostatnich dniach Komisja Europejska podtrzymała swoje stanowisko z końca listopada. Zamroziła wówczas Węgrom 7,5 miliardów euro z powodu zarzutów korupcyjnych. Unijne kraje zwróciły się do Komisji przed kilkoma dniami o zaktualizowanie oceny dotyczącej przyjmowanych zmian w przepisach przez Budapeszt.
Komisja swoją analizę opublikowała pod koniec listopada, a węgierski parlament przyjmował kolejne ustawy w tym tygodniu. Komisja, choć doceniła wysiłek Węgier, to uznała, że zmiany w przepisach są niewystarczające. Komisarz do spraw budżetu Johannes Hahn napisał o tym w liście do czeskiej prezydencji i podkreślił, że ocena Komisji pozostaje w mocy. Teraz unijne kraje podejmą ostateczną decyzję. Mają na to czas do 19 grudnia.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl