Rosnące stopy procentowe, a za nimi raty kredytów, sprowokowały w tym roku dyskusję na temat zasadności wskaźnika WIBOR. Na Facebooku pojawiło się nawet kilka grup zrzeszających tysiące osób, które czują się oszukane przez banki i tak jak w przypadku kredytów frankowych, chcą walczyć o swoje prawa w sądzie - pisze money.pl
Od kilku miesięcy trwa szukanie w umowach kredytowych nieprawidłowości, które pozwoliłyby je zaskarżyć ze względu na WIBOR. Sprawę napędza niedawny wyrok sądu, który zdecydował, że w ramach zabezpieczenia procesowego na czas postępowania WIBOR nie będzie uwzględniany w umowę. Taki ruch sprawił, że rata kredytu spadła z 6,7 do 1,7 tys. zł.
Z danych Związku Banków Polskich wynika, że do sądów trafiło już kilkadziesiąt pozwów, które dotyczą umów opartych na WIBOR. Podobnie jak w kredytach frankowych, podstawą oskarżenia ma być niedostateczna polityka informacyjna instytucji finansowych - tłumaczy dla money.pl dr Remigiusz Stanek, radca prawny z kancelarii STANEK Legal. Jeśli brakuje np. symulacji dot. tego, jak może wzrosną rata kredytu, sąd może uznać, że konsument nie został w pełni poinformowany. To z kolei prowadziłoby do usunięcia WIBOR z umowy i pozostawienia samej marży banku.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
Jest jednak za wcześnie, by stwierdzić jakie orzecznictwo przyjmą sądy. Tak jak istnieją podstawy, by spełnić żądania kredytobiorców, tak i są przesłanki, by je odrzucić. Informacje na temat WIBOR są bowiem publicznie dostępne i trudno będzie udowodnić w sądzie, że zaciągając kredyt, nie wiedzieliśmy, jak na raty wpłynie wysokość WIBOR.
Z WIBOR korzystamy od niemal 30 lat. To podstawa polskiego systemu bankowego. Wartość wszystkich kontraktów szacuje się na około 10 bln złotych.
W czarnym scenariuszu podważanie wskaźnika, na którym oparta jest w zasadzie cała polska gospodarka, może doprowadzić do bankructwa Polski. W praktyce nie bylibyśmy w stanie spłacić krajowych i zagranicznych zobowiązań ani pożyczyć pieniędzy. Ci którzy, wygraliby procesy sądowe, nie dostaliby zasądzonych roszczeń, bo nie byłoby, z czego ich wypłacić
- mówi dla money.pl Błażej Wajszczuk, dyrektor Departamentu Skarbu w Banku BNP Paribas. I dodaje, że gdyby taki scenariusz się urzeczywistnił, znaleźlibyśmy się na poziomie gospodarczym, zbliżonym do naprawdę biednych krajów.