Jak podaje "Gazeta Wyborcza", do tej sytuacji doszło przed sylwestrem. Pani Justyna poszła z trójką dzieci na zakupy do sklepu Biedronka znajdującego się przy ulicy Witolda w Rzeszowie. W trakcie zakupów kobieta nie zauważyła, że jedna z pociech zjadła już kajzerkę, która kosztowała 33 grosze.
Po wyjściu ze sklepu do kobiety, która zaczęła pakować zakupy do samochodu, podeszło dwóch mężczyzn, prosząc o okazanie paragonu. Wtedy zorientowała się, że jej dziecko zjadło bułkę, a ona sama zapomniała poinformować o tym kasjera. Wówczas myślała, że wróci do kasy i dopłaci 33 grosze. Mężczyźni powiedzieli jednak, że sprawa wygląda poważniej i ma iść z nimi.
- Poinformowali mnie, że oni muszą słuchać kierownika i żebym za nimi poszła. A ja głupia poszłam. Kierownik stwierdził, że on musi słuchać przełożonych i musi wezwać policję za kradzież bułki - przekazała.
Funkcjonariusze stawili się przed Biedronką 10 minut później. Przyjechali radiowozem z włączonymi sygnałami świetlnymi i dźwiękowymi. Gdy policjanci zostali poinformowani o zdarzeniu, dali upomnienie kobiecie i śmiali się z zaistniałej sytuacji.
Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- W normalnym sklepie, gdyby ktoś to zauważył, to by mi powiedział. Przecież nie kradłabym bułki. Nawet złodziejowi by się to nie opłacało, bułka była za 33 grosze - powiedziała "Wyborczej" pani Justyna. Jak następnie dodała, przyjazd policji na sygnale był dla jej dzieci bardzo stresującą sytuacją.
Kobieta zgłosiła sprawę do Biura Obsługi Klienta sieci Biedronka. - W tej sytuacji zabrakło zrozumienia okoliczności sprawy, co możemy wytłumaczyć jedynie młodym stażem pracownika, który podjął błędne decyzje - przekazał menadżer ds. komunikacji korporacyjnej w sieci Biedronka. Jak dodał Jan Kołodyński, pani Justyna została już przeproszona przez sklep, a pracownicy pouczeni odnośnie tego, jak w przyszłości rozwiązywać tego typu sytuacje.